sobota, 28 marca 2015

{04}„Dortmund”



Mam dosyć życia w niepewności,
im dłużej odkładamy ważne sprawy,
czuję na plecach Twój oddech złości,
to jest pościg, za szczęściem, które
za każdą spokojną chwilę nam każe płacić bólem”
-Kamil Bednarek „Chodź ucieknijmy”



Uwaga ! Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone dla osób pełnoletnich. Czytając robisz to na własną odpowiedzialność. Jeśli nie, możesz spokojnie ominąć notkę. 



Wiatr ani na chwilę nie przestawał wyziębiać mojego ciała, nawet kiedy trzymałam w dłoniach papierowy kubek z parującą kawą. Ze świstem przedzierał się koło kiosku, pomiędzy drzewami, a następnie w stronę torów, gdzie wkrótce miał nadjechać pociąg.
Przyciągnęłam nogi do siebie po obdartym drewnie pojedynczej ławki. Czekałam tu już około godziny, a moje usta były spierzchnięte, mimo popijanej cieczy. Jednak to nie powstrzymywało mnie od nikłego uśmiechu na mojej twarzy. W jakiś sposób poczułam ulgę, wychodząc z mieszkania. Od teraz byłam wolna. Wolna, jak obłok na niebie, wolna jak frunący po niebie ptak, wolna ... na zawsze.
-Przepraszam. - kobiecy głos, wyrwał mnie z moich rozważań. Uniosłam głowę i zobaczyłam nad sobą dojrzałą kobietę. Jej policzki były zaróżowione przez mróz, włosy zebrane w wysoki kok na czubku głowy, a zmarszczki na czole widoczne, mimo nałożonego pudru. - Można się dosiąść ?
-Oczywiście. - uśmiechnęłam się ciepło. Kobieta obeszła ławkę i stawiając obok niej czarną walizkę, usiadła wygładzając długi, brązowy płaszcz.
Ponowie wzięłam łyka kawy, która nie zdążyła do końca utracić swojego przyjemnego ciepła.
-Pani również czeka na pociąg ? - zagadnęła, patrząc w dal.
-Tak. - przytaknęłam z nieukrywaną radością w głosie. Nie wiedziałam, dokąd on zmierza i nie chciałam pytać tej kobiety. Wiem, że zabierze mnie tam, gdzie ojciec z pewnością mnie nie znajdzie.
-Zimno dziś, prawda ? - uśmiechnęła się, pocierając dłońmi swoje ramiona.
-Och, tak. - przytaknęłam, biorąc ostatni łyk kofeinowego napoju. Dawno nie odbyłam tak beztroskiej rozmowy na naturalnym gruncie. W domu bałam się nawet pisnąć słówko, co było bardzo męczące.
Zdjęłam nogi z ławeczki  i zgięłam papierowy kubek w ręce. Rozejrzałam się za koszem, a zanim wstałam zwróciłam się do kobiety.
-Jaki jest cel pani podróży ?
-Uważaj ! -krzyknęła w odpowiedzi. Nim zdążyłam zrozumieć co się dzieje, leżałam na betonie, słysząc jak kość w mojej nodze pęka. Już wtedy wiedziała, że to będzie coś okropnie poważnego.
Ból był tak ogromny, że cicho zaskomlałam, gryząc wargę. Nie chciała, by ludzie, których nagle przybyło na peron, litowali się nade mną lub wzywali karetkę. Musiałam zachować zimną krew.
-Nic pani nie jest ? - kobieta zeskoczyła z ławki i podbiegła do mnie. Za jej ciałem zobaczyłam człowieka ubranego na czarno, który ucieka, prowadząc rower ze zgiętą ramą. To on mnie potrącił, a moje ciało samo dokonało tych zniszczeń. Jednak to było nic do porównania z raną na mojej nodze.
-Nie. - wyszeptałam, chwytając się jej ramienia. Próbując zignorować ból, podniosłam się z lekką pomocą kobiety, która złapała mnie w biodrach.
-Może powinnam wezwać karetkę ? - zapytała, kiedy między drzewami pojawiło się światło, a znajomy dźwięk sygnalizował przyjazd pociągu.
-To nie będzie potrzebne. -wymusiłam uśmiech. Cały ciężar swojego ciała trzymałam na zdrowej nodze.
- Więc w podróż. - zawołała wesoło, kiedy ciężki pojazd zatrzymał się na stacji.

*narracja trzecioosobowa*

-Tylko nie szalej za bardzo, kochanie.
-Czy kiedykolwiek coś takiego zrobiłem ?
-Oj tak. - zachichotała blondynka.
Para żegnała się właśnie na lotnisku. Caro jednak nie miała ochoty zdejmować rąk z pasa swojego ukochanego. Właśnie dlatego nie lubiła wyjazdów służbowych. Bycie tutaj, w Dortmundzie, z ukochanym, było znacznie lepsze niż codzienne rozmowy przez telefon. Tęsknota była czymś, co wprawiało ją w nostalgiczny nastrój, który często uniemożliwiał myślenie na takich wyjazdach.
-Kocham Cię, Marco. - przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej. Między ich ciała nie wciśniętoby nawet kartki papieru.
- Ja ciebie też. - odpowiedział, całując blondynkę w czubek głowy. Jego dłonie gładziły jej plecy, by poczuła się lepiej. Wiele razy zapewniał ją, że będzie dobrze. To przecież krótka rozłąka, która może lepiej wpłynąć na ich relację, choć do końca nie wiedział, czy tak może być. Znajomi oraz rodzina traktowali ich jako wzór. -Idź już. - Marco postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, inaczej będą tu stać póki samolot nie odleci. Odsunął nieznacznie od siebie Caro i spojrzał jej prosto w oczy, odnajdując w nich ból. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i schylił, by podać walizkę.
-Do zobaczenia. - odparła gorzko, musnąwszy jego słodkie usta. Z wymuszonym uśmiechem udała się w kierunku odprawy. Marco odprowadzał ukochaną wzrokiem, dopóki nie zniknęła za ścianą i wysokim, umięśnionym ochroniarzem, ubranym w swój granatowy uniform. Próbując wymazać ze swoich myśli jej załzawione oczy i smuty wyraz twarz, raźnym krokiem opuścił lotnisko, omijając wiele osób, które ciągnęły za sobą niewielkie walizki lub wystraszone dzieciaki.
Czarny Range Lover stał na czarnym asfaldzie lotniska. Jego maska czarnego koloru, błyszczała się delikatnie po zetknięciu z nią promieni słońca, które próbowały przedrzeć się przez chmury, prawie przez cały dzień. Teraz było już późnie popołudnie, a pomarańczowa poświata tworzyła się nad horyzontem.
Blondyn nie zwrócił uwagi na piękny krajobraz, ustępując sprawdzeniu, czy aby jego nowy nabytek nie został porysowany. Kilka miesięcy temu dostał zakaz poruszania się samochodem, ale i to nie odciągnęło go od tego pomysłu.
Upewniając się, że żadna nowa rysa nie pojawiła się na świeżo malowanym metalu, wsiadł do auta, wygodnie usadawiając się w fotelu, obitym w czarną, zimną skórę. Prawą rękę włożył do kieszeni swoich jasnych spodni i wyciągnął z nich telefon. Z długiej listy kontaktów, wybrał numer swojego przyjaciela i przyłożył urządzenie do ucha, wsłuchując się w ciche, irytujące pikanie, które oznaczało łączenie.
-Siema, Rojsu ! - przywitał się wesoło Błaszczykowski, odbierając po piątym sygnale. Im dłużej blondyn czekał na głos Kuby, tym większe zaniepokojenie rosło w jego piersi. Ani myślał rezygnować dziś z zabawy.
-Cześć. Jesteś już gotowy ? - zapytał Marco, kładąc rękę na swoim udzie.
-Um ... Tak jakby. - odpowiedział mężczyzna, przyciszonym głosem.
-W takim razie, za 10 minut będę u Ciebie. - oznajmił entuzjastycznie Reus, uśmiechając się z zadowoleniem. Po całej linii zignorował zmieszanie przyjaciela.
-Poczekaj ...
-Do zobaczenia. - Marco definitywnie zakończył połączenie, rzucając telefon na siedzenie obok. Już teraz czuł to podekscytowanie na zbliżającą się imprezę, gdy opuszczał parking lotniska. Minęło dużo czasu, kiedy bawił się z kumplami z drużyny. Ciągłe mecze, treningi oraz staranie się o dziecko, zabierało mu wiele wolnego czasu. Cieszył się, że spędzał go tak dużo ze swoją ukochaną, jednak czuł, że traci swoich kumpli. Starał się o nich dbać, ale nie zawsze wychodziło to, tak jak chciał. Oczywiście Piszczek, Durm, Błaszczykowski i wielu innych rozumiało sytuację swojego kolegi, bo Większość posiadała rodziny, narzeczone, dziewczyny, dzieci i również musieli dzielić czas po równo.
Dom Kuby był niski i parterowy o jasnym kolorze ścian i kontrastującym z nimi brązem filarów. Wokół niego rozciągała się zielona trawa i wiele różnorodnych roślin; zaczynając od wysokich drzew liściastych i iglastych po niskie kwiaty oraz mchy.
Marco zaparkował na ułożonej w różne wzory granitowej kostce, i powolnie wyszedł z auta. Podmuch chłodnego wiatru, o dużej prędkości, rozbił się o umięśnione ciało blondyna, który zapiął swoją czerwoną kurtkę. Palcem wskazującym nacisnął dzwonek, który przymocowany był blisko mahoniowych drzwi, a chwilę potem ukazała mu się sylwetka średniego wzrostu blondynka z miłym uśmiechem.
- Marco ! - powiedziała z nieukrywaną radością, a jednocześnie zdziwieniem. Blondyna widywała czasami tylko przelotnie, gdy wpadał na „5 minut”.
Reus uśmiechnął się do niej szeroko, a kiedy przesunęła się w bok, wszedł do środka. Agata zamknęła drzwi i pocałowała chłopaka w policzek. - Miło cię widzieć. - stwierdziła, odsuwając się od niego.
-Ciebie również. Kuba już gotowy ? - zapytał, nie kłopocząc się, by zdjąć buty czy kurtkę. Uważał to za niepotrzebne, skoro zaraz będą wychodzić.
-Jest na górze. Zawołać go ?
-Nie, poczekam.
Agata ruszyła w stronę kuchni, zapraszając również Marco, by spoczął na krześle. Sama wyjęła kubek z szafki i nastawiła wodę.
-Gdzie się wybieracie ? - zagadnęła, opierając się wyprostowanymi dłońmi o blat, przez co jej ciążowy brzuch był bardziej widoczny. Kobieta była właśnie w piątym miesiącu ciąży, a Kuba już
niecierpliwił się przyjściem na świat swojej drugiej córeczki.
-Na imprezę. - powiedział Marco z prędkością światła, zdając sobie sprawę, że Błaszczykowskiej może się do nie podobać. Jednak nie mógł jej okłamywać, co w tym błogosławionym stanie nie byłoby wskazane.
Był świadkiem, jak na czole kobiety formowała się zmarszczka. Teraz blondyn nie wiedział, czy dobrze zrobił, wyznając prawdę. - Ale chłopaki idą z nami. - dodał na swoją obronę. Czuł, jak pod bacznym wzrokiem kobiety, zaczyna stawać się mięczakiem. Zdecydowanie nie lubił tej strony w swoim charakterze. Dodatkowo nie mógł odczytać o czym teraz myśli Agata. Jest zła, wściekła, czy po prostu wkurwiona ... -Nie podoba ci się to ? Obiecuję, że go przypilnujemy, będziemy mieć go na oku i dostanie w ten głupi łeb, jeśli zrobi coś ... - blondyn zapowietrzył się lekko, a jego serce prawie dostało palpitacji.
Agata wybuchła głośnym śmiechem, kiedy w kuchni słychać było tylko ciężki oddech Marco.
- Jesteście nienormalni ! - krzyknęła roześmiana. -Nie jestem typem tej żony, która trzyma swojego męża na smyczy.
Marco również odwzajemnił uśmiech, nieco się rozluźniając. Nie zdawał sobie sprawy, jak jego mięśnie były spięte ze zdenerwowania. Rekcja Agaty kolejny raz upewniła go, że jest wspaniałą kobietą i matką.
Kiedy gotowy Kuba zszedł na dół, jego niezadowolenie było doskonale widoczne przez mocno zaciśniętą szczękę. Marco uświadomił sobie, że jego przyjaciel nie tak chciał rozegrać tą sytuację, czego wcale nie rozumiał. Kuba zazwyczaj nie daje porwać się „atmosferze imprezy”, a jakby tego było mało, to on dbał o resztę imprezowiczów.
Obaj mężczyźni pożegnali się z panią Błaszczykowską, całując w oba policzki, a następnie opuścili wnętrze nowoczesnego domu.
-Jesteś debilem ! Mówiłem ci, że rozegram to w inny sposób !
Kuba uwolnił swoją frustrację, kiedy wraz z Marco, znaleźli się w sportowym samochodzie.
- Po prostu nie umiem kłamać. - Reus wzruszył ramionami, spoglądając w lusterko. Prawą ręką zmienił biegi, skręcając w wąską uliczkę, gdzie znajdowały się domy umówionych z nimi przyjaciół.
-Och, Reus. - Kuba uśmiechnął się, kręcąc głową. - Jesteś wspaniałym kłamcą tylko nie wierzysz w swoje możliwości.
Marco był sparaliżowany tym co powiedział jego przyjaciel, dlatego gwałtownie zahamował, dostrzegając grupkę wysokich mężczyzn. Należało mu się to miano ? Nie miał zielonego pojęcia. Nie przypominał sobie sytuacji, w której okłamałby Caroline. Kochał ją całym sercem i nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że mógłby ją stracić. Prawda. To przed Evą ukrywał wiele rzeczy.
Eva była wysoką brunetką o egzotycznej urodzie, kiedy poznał ją przez znajomych swoich rodziców. Zauroczyła go swoim poczuciem urody i niewinnością, którą porzucała tylko w jego towarzystwie. Do tej pory nie wiedział, czy wtedy ją kochał. Zauroczenie - to słowo opisywało uczucie, które żywił i to właśnie dlatego dostał olśnienia, kiedy na jednej z imprez, organizowanych przez salon mody Evy, poznał Caroline. Zdawał sobie sprawę, że sypiając z Caro, wbijał kawałki szkła w romantyczne serduszko tej drugiej. Nie umiał poradzić sobie z miłością, która zjawiła się tak nagle i zaprowadziła ich dwoje pod ołtarz. Owszem, mama wiele razy wypominała mu zerwanie z projektantką, tłumacząc, że była dla niego idealną partią, ale uczucie do niskiej blondynki pozwoliło mu znosić wszystko, aby mogliby być razem, na zawsze.
Wesoły głos Piszczka, który przywitał się z ich dwójką oraz zacięta rozmowa Erika i Nuriego, wyrwała Marco z natłoku swoich myśli. Dziękował im w tamtym momencie, ponieważ obelga rzucona przez Kubę, jeszcze nie zdążyła zniszczyć jego przed imprezowego nastroju.
Klub znajdował się za centrum, co umożliwiało chłopakom uniknięcie fotografów oraz kompromitujących zdjęć, które pojawiłyby się w prasie. Gdy ich paczka weszła do środka, poczuła ten zaduch, składający się z dymu papierosowego. Przy barze każdy z nich zamówił sobie odpowiedni trunek, a następnie zajęli kanapę, która znajdowała się za fioletową ścianą, z niecierpliwością czekając na prywatny taniec striptizerki.
-Mam nadzieję, że Klopp nie zaplanował na jutro ciężkiego treningu. - powiedział Piszczek, przychylając szklaneczką z whisky.
-Nie byłbym tego taki pewien. - Kuba przywrócił przyjaciela na ziemię, który zdążył się wyluzować.
 - Doskonale wie, kiedy wychodzimy się zabawić. - dodał Durm, uśmiechając się szeroko. Marco siedzący po drugiej stronie, w całości podzielał entuzjazm młodszego kolegi, sącząc powoli swojego drinka. Ciepła, gorzka ciecz paliła jego przełyk, a on sam czuł jak zaczyna się cudownie rozluźniać, zagłębiając w wygodnym siedzeniu. Kilka starszych mężczyzn rzucało spojrzenia w ich stronę, dziwiąc się co robią tutaj tacy młodzi chłopcy, skoro mogą mieć każdą w porównaniu do nich.
Marco ignorował ich wzrok, wystukując nogą rytm. Był zniecierpliwiony i dziwnie pobudzony.
-Panowie ... - zaczął oficjalnie Sahin. Jego głos zdradzał, że był już pijany, chociaż dostarczył swojemu organizmowi tylko trzy kieliszki czystej. - Oto idzie nasza gwiazda !
Blondyn poczuł dziwny uścisk w brzuchu. Odstawił pustą szklankę na czarny stolik kawowy i spojrzał na kobietę, zgrabnie wchodzącą na podest z błyszczącą rurą. Dziewczyna przyciągała swoją urodą jak i ponętnym ciałem, przyozdobionym w przylegające do skóry, czarne majteczki i koronkowy stanik, który pokazywał więcej niż zakrywał. Rozmowy pomiędzy mężczyznami ucichły na dobre, ustępując podziwianiu seksownej pani, która oplotła rurę nogą i zjechała w dół.
Marco oblizał usta na widok jej rozłożonych nóg, które były idealnie gładkie i długie. Krwisto czerwone usta drgnęły w uśmiechu, ukazując zadowolenie z reakcji swojego klienta. Co prawda było ich więcej, ale tylko wysoki blondyn spodobał się striptizerce. Seksowne zagryzając dolną wargę zbliżyła do siebie uda, robiąc na złość Marco i wstała z miękkiego podestu, by zrobić kolejny piruet. Jej ciało czuło muzykę; ona była muzyką. Każdy ruch wykonywany przez dziewczynę był wyważony, doskonale przemyślany i należycie wykonany, dopasowując się do każdej piosenki, która rozbrzmiewała w głośnikach skrytych w każdym kącie klubu.
Marco poczuł uścisk w spodniach spowodowany nagłą erekcją. Pociągnął mocny łyk swojego drinka, jakby on mógł złagodzić ból, formujący się w spodniach. Dosłownie na moment odwrócił wzrok w stronę kumpli. Łukasz z iskierkami w oczach patrzył na cudowną dziewczynę, tańczącą naprzeciwko, Nuri udawał, że jest bardzo zainteresowany dekoracją klubu, Kuba sprawdzał, czy w karcie nie ma o wiele lepszego drinka od tego co przed chwilą wypił, a Erik z zadowolonym uśmieszkiem włożył kilka banknotów w majtki dziewczyny, specjalnie zahaczając o jej ponętne pośladki. Jednak widząc ostry wzrok umięśnionego ochroniarza, wrócił na swoje miejsce.
Podczas trzydziestominutowego pokazu, Marco ani na chwilę nie zdołał pohamować swoich szalejących hormonów, a nawet mógł stwierdzić, że po kolejnych trzech drinkach, pobudzenie wzrosło. Kiedy dziewczyna zeszła, przyjaciele blondyna pogrążyli się w rozmowie, która była żartami na temat Jurgena. Marco nie chciał tego słuchać nie tylko dlatego, że Klopp był dla niego autorytetem i bardzo dobrym kumplem, ale zaciekawienie dziewczyną było silniejsze od niego.
Blondyn podniósł się z wygodnej kanapy i poprawiając koszulkę, powolnie ruszył w stronę drzwi, którymi weszła dziewczyna. Gdy chwycił za klamkę, dostrzegł kilka spojrzeń na sobie, lecz zignorował to, i pchnął je. Znalazł się na korytarzu, który zupełnie różnił się od reszty klubu. Na kremowych ścianach znajdowały się różnorodne obrazy, przedstawiające kobiece akty. Po obu stronach znajdowały się kolejne drzwi, a na końcu wysoki kwiatek w czarnej, metalicznej doniczce.
Teraz Marco nie wiedział po co tu przyszedł. Mógł spokojnie posiedzieć z chłopakami, a nie szukać seksownej tancerki, która samymi ruchami, wywołała u niego erekcję.
Mijając kolejne drzwi z imionami i nazwiskami, natrafił na męską łazienkę. Wszedł do środka i oniemiał. Tancerka stała przy lustrze i poprawiała swój nienaruszony makijaż. Do swojego poprzedniego stroju dołożyła tylko haleczkę w kolorze majtek, która opinała jej uwydatnione biodra.
- Kolejny taniec ? - zagadnął nadal stojąc w drzwiach. Dziewczyna uśmiechnęła się i odłożyła tusz do rzęs na marmurowy blat, gdzie znajdowały się szare umywalki.
- Być może. - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Marco znów poczuł uścisk w brzuchu, wiedząc, że kobieta najzwyczajniej w świecie próbuje go poderwać.
- Oby był tak dobry, jak dla mnie.
- Byłam tylko dobra ? - dziewczyna przestała zajmować się malowaniem, odkładając wszystko na bok. Odwróciła się w stronę Marco, rękoma przytrzymując zimnego blatu.
-Tylko dobra. - powtórzył z naciskiem. Zadziorny uśmiech nie zniknął z jego twarzy, gdy przyjął inną taktykę.
-Nie wierzę ci. - odpowiedziała nieco zawiedziona striptizerka. - Jestem świetna w wielu innych rzeczach.
- Tak ? - Marco uniósł do góry brwi, zamykając drzwi toalety. -Udowodnisz mi ? - zapytał prowokująco, przechadzając się obok skąpo ubranej kobiety, póki nie znalazł się naprzeciwko jej wzroku. Oczy miała zielone i hipnotyzujące, a Marco zdał sobie sprawę, że nigdy nie widział tak zadziornego i łagodnego koloru w jednym.
Dziewczyna zaskoczyła blondyna, kiedy złapała go za pasek spodni, który znajdował się na wyciągnięcie ręki, i przyciągnęła mężczyznę do siebie. Chociaż nie chciała się do tego przyznać, poczuła się urażona jego słowami.
Zdecydowanie pociągnęła za dolną część garderoby piłkarza, która opadła do kostek wraz z bielizną. Marco odetchnął z ulgą, kiedy jego erekcja ujrzała światło dzienne, uwalniając od nieprzyjemnego bólu.
Nim zdążył się zorientować, kobieta upadła na kolana i ujęła w dłonie jego przyrodzenie, nieznacznie poruszając w górę i w dół. Nawet ten niewielki dotyk sprawił, że z ust blondyna wyrwał się jęk, zachęcając striptizerkę do dalszych działań.
Wzięła do ust koniec jego penisa i polizała kilkakrotnie główkę, zanim przyjęła większą część jego zniewalającej długość, zbierając z niej coś mokrego. Robiła to powoli, dokładnie i z wielkim zapałem, pomagając sobie ręką. Musiała mu pokazać czego jest warta i w żadnym wypadku nie mogła zrezygnować. W końcu nie robiła tego pierwszy raz.
Zamknięte oczy Marco, odczuwającego przyjemność z jej najmniejszego dotyku, sprawiały, że poczuła się jeszcze bardziej pewnie i wzięła to jako zielone światełko, choć miała wielką ochotę podrażnić go jeszcze trochę. Owinęła usta wokół główki i possała ją odrobinę. Potem otworzyła szerzej usta, by wziąć go głęboko. Już po chwili zdała sobie sprawę, że skurczybyk był tak wielki iż ledwie umożliwiał jej oddychanie. Pierwszy raz miała do czynienia z tak pokaźnych rozmiarów przyrodzeniem.
-Kurwa. - wychrypiał Marco, napinając mięśnie swoich ud. Żyłka na jego szyi była mocno zaznaczona, a z rozchylonych ust wydobywały się urywane oddechy i pojedyncze jęki. Jej język był jak złoty klucz do raju. Otwierał przed Marco nowe wymiary przyjemności, która miała doprowadzić go na skraj.
Klęcząca przed mężczyzną striptizerka naparła na niego bardziej, dopóki główka jego penisa nie dotknęła jej gardła. Zdążyła się już przyzwyczaić do jego grubości, co sprawiło jej mniej problemów. Ssała go jak najsłodszego lizaka, ani na chwilę nie dając wytchnienia. Kiedy wyciągała go i znów wkładała do ust, przyśpieszając tępo, Marco zatopił palce w jej włosach i dodatkowo poruszał biodrami.
Blondyn, czując znajome uczucie, postanowił zwolnić, łapiąc kobietę za kark i odsunął od siebie, by spojrzała w jego rozchochocone oczy i złapała odrobiny powietrza.
-Ma pani bardzo zdolne usteczka, panno ...
-Braun. - dokończyła za niego z uśmiechem. Marco pokiwał głową na znak, że z pewnością zapamięta to nazwisko na długo i pozwolił dziewczynie pracować dalej. Tym razem jednak zamiast szarpać ją za złote włosy, mocno złapał za marmurowy blat, na którym znajdowały się umywalki. Knycie blondyna zbielały nieco.
Kiedy orgazm zbliżał się nieuchronnie, kolejny raz poruszył biodrami, wydając z siebie gardłowy, zduszony jęk. Do gardła striptizerki dostała się słona, ciepła ciecz, którą połknęła bez problemu, patrząc w oczy Reus'a. Ujrzała w nich podziw i nieme podziękowania, które należały się jej.
Drganie ciało powoli zaczęło opuszczać Marco, dlatego mógł nasunąć firmowe bokserki Pumy oraz spodnie na swoje szczupłe biodra. W końcu był zadowolony i zaspokojony, a jego przyjaciel w stanie spoczynku, dlatego nie musiał już myśleć o zbędnym uwypukleniu w dolnej części garderoby.
W łazience zrobiło się duszno i zdecydowanie pachniało seksem. Na wszelki wypadek, Marco podszedł do ściany i uchylił okno, ciągnąc je za małą klamkę w swoją stronę.
W tym samym czasie striptizerka podniosła się z podłogi, ocierając resztki wilgoci dłonią, która zgromadziła się w kącikach jej ust. Potem odgarniając włosy do tyłu, pochyliła się nad umywalką, aby pozbyć się smaku spermy piłkarza.
Obserwując jej poczynania, Marco zdał sobie sprawę, że uprzednio krwista czerwień jej ust zmieniła kolor na nico jaśniejszy, a on sam potrzebuje kąpieli. Jednocześnie zagryzł wargę. Poza dziewczyny sprawiała, że do głowy blondyna napływały same sprośnie myśli, z nią i nim w roli głównej.
-Udowodniłam ? - zapytała, przerywając ciszę po tym jak wypluła kolejną porcję wody. Rzuciła mu krótkie spojrzenie, trzymając spocone dłonie nad strumieniem ciepłej wody.
-Oj tak, skarbie. - przyznał bez ogródek Marco, puszczając jej oczko. Czuł jak alkohol nadal krąży w jego żyłach, spychając na bok racjonalne myślenie. Kierował jego zachowaniem, a on sam zapragnął go jeszcze więcej, kiedy przełykając ślinę, poczuł pustynię w swoim gardle.
-Specjalnie to powiedziałeś, prawda ? Chodziło tylko o to, abym zrobiła ci dobrze, nie ? - dopytywała, a w jej głosie słychać było zdenerwowanie. Chciała je zamaskować, aby nie zauważył, iż zabolała ją jego opinia na temat tańca dziewczyny. Jednakże wiedziała, że jest pełen sprzeczności. Ciało samo go zdradzało.
Marco poczuł się jak w potrzasku, ale alkohol sprawił, że miał więcej odwagi, by spławić dziewczynę z pięknym uśmiechem.
-Strzałka, maleńka. - zawołał wesoło, dając jej klapsa w seksownie wypięty tyłeczek, zanim szybko chwycił za klamkę, opuszczając pomieszczenie. Był zdecydowanie zbyt pijany.
-Obrzydliwy kłamca ! - krzyknęła ze złością, po tym, jak wydała z siebie pisk, zaskoczona jego czynnością. Odwróciła się do lustra i z uśmiechem spojrzała na pojawiającą zię czerwień na jej gładkiej skórze. Musiała jednak przyznać, że blondyn był jednym z najbardziej onieśmielających mężczyzn, których spotykała do tej pory w pracy.
Marco zaśmiał się perliście na podniesiony ton jej głosu, ale ani na moment nie zatrzymał się, nadal podążając długim korytarzem.
Znalezienie kolegów nie okazało się zbytnim kłopotem dla blondyna. Cała trójka bawiła się w tej samej loży, którą opuścił kilka minut temu, wraz z panią lekkich obyczajów, która nieudolnie próbowała nauczyć Erika tańca na rurze. Durm był jednak zbyt sztywny na takie harce i skończyło się tylko na boleściach jego przyrodzenia, kiedy zjechał w dół po metalowej powierzchni.
Marco nie wiedział, czy ma się śmiać, by bardziej dobić kumpla, czy po prostu usiąść i pomyśleć. Bez wahania wybrał to drugie, dostrzegając również, że na niskim stoliku, stoi już kolejny drink. Zajął poprzednie miejsce, nie zwracając na siebie uwagi osób, z którymi tu przyszedł, i chwycił małą szklaneczkę. Tym razem dostał whisky. Od razu przybliżył ją do ust i opróżnił do ostatniej kropelki. Odstawił szkło na swoje miejsce i zagłębił się w miękkości kanapy. Wraz z pieczeniem jego przełyku, przyszły myśli o Caro. Co zrobiłaby, gdyby się dowiedziała ? Z pewnością nie byłaby zadowolona. Marco przyłapał się na tym, że wcale o niej nie myślał, aż do tego momentu. Jednak i to nie przyniosło mu wyrzutów sumienia, na które czekał przez kilka chwil. Wewnętrznie usprawiedliwiał się tym, że to ona ssała jego penisa, a on tylko stał, więc to nie powinno zaliczać się do zdrady ...
Około pierwszej w nocy prawie wszyscy byli schlani w trzy dupy i chcieli wracać do domu. Prawie, bo Marco omijał co drugi kieliszek, a Erik upierał się, że godzina jeszcze młoda, a przez niańczenie tych żonatych nie zdążył się dostatecznie zabawić. Gdyby tylko wiedział, co robił jeden z jego kumpli, pewnie skoczyłby mu do gardła.
Koniec końców zgodził się wsiąść do samochodu po obietnicach Piszczka, że umówi go ze swoją kuzynką. W całym tym zamieszaniu, żaden z nich nie zauważył, że to właśnie Marco, który od kilku miesięcy nie posiada prawa jazdy, kieruje autem. Jeszcze niedawno to oni wozili go na treningi ...
Reus jechał wolno, zdając się na swoją intuicję. Zdrowe myślenie odbierał mu pochłonięty alkohol. Z wyczuciem skręcał w każdą uliczkę, uważając by nie zarzucało kolegów, którzy mogliby puścić pawia. Słyszał tylko ich wesołe rozmowy i żarty, kiedy on był w innym świecie. Świadomość zaczęła do niego powracać mimo wypitego alkoholu. Trudno było mu się przyznać, ale poczuł jakiś powiew świeżości, dzieląc tak intymny moment z inną kobietą i nie miał on uczynić z nich rodziców. Był już zmęczony ciągłą monoticznością i rutyną. Potrzebował odskoczni, nowego doświadczenia ...
Odetchnął z ulgą, parkując swój wóz pod domem. Po odstawieniu chłopaków do ich mieszkań, myślał tylko o położeniu się spać.
Na dworze było ciemno i chłodno, dlatego szybko otworzył drzwi, wchodząc do ciepłego pomieszczenia. Rzucił klucze na komodę, a kurtkę i buty umiejscowił na podłodze. Nie miał siły dziś się tym zajmować.
W głowie mu szumiało, kończyny nie chciały współpracować, a on sam zataczał kółka o małym promieniu, aż bezpiecznie udało mu się dotrzeć do sypialni. Pozbył się swoich ubrań, przesiąkniętych wieloma różnymi zapachami, od których może zacząć boleć głowa, i bezwiednie upadł na łóżko. Jasna pościel nadal pachniała różanymi perfumami blondynki, gdy wtulił głowę w poduszkę.
-Caro, wiesz, że cię kocham i nic tego nie zmieni. - wybełkotał zduszonym głosem. Naciągnął kołdrę na swoje półnagie ciało i zamknął ociężałe powieki.

          *Liliana* 
Obudziło mnie poruszenie, kiedy udało mi się urwać drzemkę na niewygodnym krześle. W tle słyszałam szuranie butów oraz płacz małych dzieci, dla których była to pierwsza podróż w życiu takim potężnym środkiem transportu. Lekki wiaterek, który powodowali przemieszczający się pasażerowi, otulił moja ramiona, sprawiając, że było mi zimno.
Na oślep odszukałam swojej kurtki i przykryłam nią swoje zdrętwiałe ciało, jakby była ciepłą kołdrą. Powoli otworzyłam powieki, przyzwyczajając się do złotego światła, ledwie tlącej się żarówki. Najbardziej z tego wszystkiego ucierpiał mój kark, ale nie narzekałam, bo miałam okazję spędzić czas w ciepłym wagonie, nie martwiąc się, że zamarznę na śmierć. Chociaż i tego nie byłam pewna. Miejsce, w którym miałabym nocować, nadal pozostało nieznane.
Podniosłam się odrobinę i przeciągnęłam się, chcąc rozprostować mięśnie. Od razu tego pożałowałam, czując jak moje kości nieprzyjemnie dają o sobie znać, a szczególnie noga z urazem. Skrzywiłam się i szybko zaprzestałam tej czynności, zerkając w dół. Na moich jasnych jeansach, w okolicach kolana, pojawiła się ciemna plama krwi. Z pewnością musiałam wyglądać jak idiotka, dlatego położyłam dłoń na to miejsce, aby choć część pozostała w ukryciu.
Łzy zapiekły mnie pod powiekami, a w nosie zgromadził się nadmiar lepkiej substancji. Noga okropnie mnie bolała, a ja nadal nie wiedziałam gdzie będę spać, gdzie znaleźć lekarza, a już na pewno gdzie się znajdę, gdy pociąg stanie, kończąc tą długą podróż.
W mojej głowie pojawiło się nieprzyjemne uczucie, jakby ktoś wbijał mi malutkie igiełki, dlatego przyłożyłam czoło do zimnej szyby. W zawrotnym tempie mijaliśmy jakieś pojedyncze drzewa, będąc coraz bliżej oświetlonych budynków. Myślenie o przyszłości było zbyt przerażające, jak na ten moment, ale nie miałam zamiaru się wycofać. Zbyt wiele poświęciłam, aby wyrwać się w końcu z tego koszmaru.
Nagle pociąg zaczął ostro hamować, a ja musiałam mocno złapać się siedzenia, by uniknąć kolejnego wypadku. Ze współczuciem spojrzałam na starszą panią, której wypadły okulary, a malutkie odłamki szkiełek wędrowały po całym przedziale, kiedy maszyna robiła kilka zakrętów. Oprócz niej był tu jeszcze mężczyzna, który miał około czterdziestki. Na początku byłam zestresowana, ale potem przekonałam swój mózg, że teraz niebezpieczeństwo mi już nie grozi i zrelaksowałam się na tyle, by choć na chwilę spokojnie zasnąć.
- Stacja Dortmund-Mengede. Prosimy o wyjście i dziękujemy za podróż naszymi liniami. - głos młodej kobiety rozbrzmiał w głośnikach na wąskim korytarzu, a następnie powtórzyła to samo zdanie w języku niemieckim oraz angielskim.
Dortmund ?
Niemcy ?
To niemożliwe !
Pokręciłam energicznie głową, co zainteresowało starszą panią. Uśmiechnęłam się do niej miło, by jak najszybciej o mnie zapomniała i nie uznała za wariatkę. Złapałam za uchwyt mojej walizki i wstałam, wydając z siebie syknięcie. Jestem w Niemczech, w zupełnie obcym kraju, mieście i do tego z cholernie bolącą nogą.
Lepiej być nie mogło. Dobrze, że chociaż umiem tutejszy język”- pomyślałam, zagryzając wargę, by nie krzyknąć, kiedy stawiałam pierwsze kroki. Siedzący niedaleko mnie mężczyzna również wstał z uśmiechem przepuszczając mnie w drzwiach. Kiwnęłam lekko głową w jego stronę, niemo dziękując, i wtopiłam się miedzy tłum osób, które zmierzały do wyjścia, tracąc przy okazji widok osób, które spędzały ze mną czas w przedziale.
Lekko zakręciło mi się w głowie od różnorodności zapachów perfum i wód kolońskich. Na szczęście szybko dotarłam do wyjścia, stawiając kroki na chodniku. Odetchnęłam głęboko i zarzuciłam kurtkę na swoje ramiona. Było chłodno, ale nie zimno, a ja miałam ochotę uśmiechnąć się, lecz nie potrafiłam. Nie kiedy boleść nogi nawracała. Dokładnie w tym momencie chciałam wyzwać tego nieuważnego rowerzystę, ale zrezygnowałam, odnajdując w głowie słowa mamy - „Nie rób nikomu tego co tobie nie miłe”.
Karcąc się w myślach, ruszyłam w stronę bliżej nieznanego mi kierunku. Wokół było cicho, a tylko od czasu do czasu przejechał pojedynczy samochód. Mijałam wiele budynków. Większość były to ogromne wille z basenami na przedzie budynku, który pomieściłby wszystkich z kamienicy, w której do niedawna mieszkałam.
W końcu po dwudziestominutowej podróży, całkowicie opadłam z sił, a łzy spływały po moich policzkach. Noga ani na chwilę nie dawała mi wytchnienia, a ja nie chciałam już z nią walczyć.
Zatrzymałam się pod odrobinę skromniejszym domem niż te, które oglądałam. Był dwupiętrowy, bez basenu, ale za to z dużymi oknami. Płot był szary, ułożony z tysiąca kamyczków.
To miejsce zapadło w mój gust. Nie było zbyt ekstrawagandzkie, ale spokojne i wyważone.
Podtrzymując się czarnej balustrady, wyjęłam z walizki dwa ogromne koce. Jeden z nich rozłożyłam na brudnym chodniku, a drugi położyłam obok. Spanie na ulicy było bardziej upokarzające niż przyznanie się światu, że było się molestowanym przez ojca.
To dlaczego wybrałaś to pierwsze?”- odezwała się moja podświadomość, unosząc do góry brwi. Zołza.
Szybko się jej pozbyłam i bez dłuższego wahania, ułożyłam, przykrywając się puchowym kocem. Chodnik był okropnie niewygodne, a małe kawałki żwirku, drażniły skórę moich pleców. W tym momencie chciałam kolejny raz się popłakać i najlepiej wrócić do domu, ale nie mogłam tego zrobić. Musiałam być silna dla mojej mamy i ułożyć sobie życie na nowo.
-Zacznę od jutra... - wymamrotałam, czując ogromną senność. Lekki wiatr i dźwięk przejeżdżających aut, ukołysał mnie do snu.

sobota, 14 marca 2015

{03}„Potrzebuję Cię, rozumiesz ?”



„Widzi swoje odbicie
Potem rzuca lustrem o podłogę
Jej obraz jest zniekształcony
Krzyczy: "Czy dłużej warto?"
-Little Mix „Change your life”


Moja świadomość powróciła tak nagle, kiedy zupełnie się tego nie spodziewałam. Ale, czy TAM wysoko też tak boli ? Moje ciało było zdrętwiałe i zmarznięte, przez chłód, który się wokół rozprzestrzeniał. Nie maskowała go nawet, miła w dotyku, płachta zarzucona na nie niedbale. Powieki za dużo ważyły, abym mogła je podnieść, a nadgarstki okropnie szczypały, okryte kującym materiałem. Do moich uszu dotarło ciche pykanie czegoś, co mogło stać obok mnie i szuranie czyjiś butów. To naprawdę miało tak wyglądać ? 
Bałam się, lub nie miałam siły, aby zrobić konkretny ruch.
-Kiedy ona się obudzi ? - zapytał ktoś posiadający głos mojego ojca. Wtedy do mnie dotarło, że najprawdopodobniej jestem w szpitalu, a on mnie uratował. Inaczej oznaczałoby to, że razem wylądowaliśmy w piekle, na wieki.
-Niestety, to nie od nas zależy. -odpowiedziała kobieta. Ton jej głosu doskonale oddawał niechęć do przewrażliwionego i równocześnie niecierpliwego mężczyzny, który nagle zaczął się mną przejmować. Przepraszam, on zawsze się o mnie troszczył tylko ja tego nie doceniałam. Czuć ten sarkazm ?
-Znów to samo. -westchnął z irytacją, której płomyk zaczął bardziej się tlić w jego zgorzkniałym i zniszczonym przez alkohol, wnętrzu.  -Pracują tu jacyś normalni ludzie ?!
-Proszę nas nie obrażać. -obruszyła się kobieta. - Mógł pan pilnować córki, więc może lepiej będzie, jak pan wróci do domu i odpocznie.
-Dobrze. - w życiu nie usłyszałam go tak bardzo uległego. Albo męczył go kac, który zwiastował wypicie kolejnego piwa, albo ta przemiła pani była posiadaczką wielkich balonów, które ledwie mieściły się w bluzce. - Tylko proszę ją przypilnować. - polecił, wychodząc, co potwierdził dźwięk otwieranych drzwi. Kobieta, która pewnie była pielęgniarką, niemo przytaknęła, kładąc rękę na moim czole. Okropny zapach jej mocnych perfum sprawiał, że nie mogłam oddychać. Poproszenie by odeszła, było zbyt ryzykowne, kiedy ja chciałam pozostać niezauważona, potrzebując czasu, by ogarnąć ten cały bałagan.
Cicho mruknęła coś pod nosem i odeszła, robiąc mi ogromną przysługę. Po chwili drzwi się zamknęły, a ja powolnie otworzyłam oczy, przyzwyczajając się do okropnie jasnego światła. Kiedy zdecydowały się współpracować ze światem zewnętrznym, mogłam obejrzeć swoją salę. Była mała i biała, a ten kolor nie należał do moich lubionych, symbolizując czystość i niewinność. Ja taka nie byłam - ani czysta ani niewinna. 
Nagle zapragnęłam płakać. Płakać przez cały dzień, nie chcąc, aby ktokolwiek tu przychodził, bym mogła tą czynnością wykończyć swoje ciało, skoro podcięcie żył nic nie dało. To jednak nie było możliwe. Byłam przypięta do kroplówki i nie miałam pojęcia, jak wyrwać się temu cholerstwu. 
Westchnęłam z zawiedzeniem, spuszczając wzrok na moje ręce obleczone w gryzący materiał, który sprawiał mi lekki dyskomfort. Nawet poruszanie palcami sprawiało mi ból. Dlaczego nie mogłam tak po prostu odejść ? Spokojnie udać się do innego świata, który byłby lepszy od tego tutaj. Nienawiść do ojca momentalnie wzrosła, o ile to było możliwe. To przez niego chciałam się zabić i w żadnym wypadku, nie powinien był mnie ratować. Zasługiwałam na szczęście, od wielu lat, któro miałaby gwarantować śmierć. 
Osunęłam się w dół łóżka, gdzie przykryłam się kołdrą po sam czubek głowy, która miała umożliwić mi odcięcie się od świata i ludzi. Większość z nich będzie mnie wytykać palcami i zawsze kojarzyć z niedoszłym samobójcą, czego nie zniosłabym. Byłam głupia, próbując się zabić we własnym domu. Mogłam, na przykład, skoczyć z mostu. Jedynym moim usprawiedliwieniem było to, że chciałam aby ON cierpiał tak jak ja. Żeby codziennie śnił mu się ten obraz, kiedy leżałam blada, cała we krwi, żeby codziennie winił się, że swoim zachowaniem postawił swoją własną córkę na stracenie.  Teraz ma idealną okazję do bycia super tatusiem, która podbudowuje jego ego. 
Przestałam dusić w sobie emocje. Rozpłakałam się na dobre, kiedy momentami nawet brakowało mi powietrza. Zostałam teraz sama, zdana tylko na siebie. 
Moja klatka unosiła się chaotycznie, a nos zapełnił się przeźroczystą mazią. Poduszka, na której spoczywała moja głowa, w mgnieniu oka stała się mokra. Bezsilność, którą czułam, była nie do zniesienia i mogłam się tylko zastanawiać ile czasu minie do kolejnego targnięcia się na własne istnienie. 

***

Ludzie udają, że są szczęśliwi w prowadzonym przez siebie życiu. Codzienny marszobieg do pracy, godziny siedzenia za biurkiem i stres. Kiwają przecząco głowami, kiedy próbujemy pokazać im niebezpieczeństwa, jak szybka jazda samochodem, czy pośpiesznie używanie noża, kiedy za godzinę ma pojawić się mąż wraz z dziećmi, a obiad niegotowy, ponieważ wymagający szef obładował ich kolejną porcją wydrukowanych kartek z malutkim czarnym pismem, rozsianym na białej powierzchni niczym mak. Uparcie twierdzą, że takie rzeczy zdarzają się „pechowcom”, a oni są najlepsi w tym co robią. Bzdura. Nie ma idealnych ludzi, którzy nigdy nie popełniliby błędu. Nie ma drugiego życia. 
Więc dlaczego wśród nas jest tylu samobójców ? Stwierdziłbyś, że nie potrafią się dostosować, a najlepsze środowisko dla nich to zamknięty ośrodek psychiatryczny. Nic bardziej mylnego. Nikt nawet nie pomyślałby, że mamy problemy, z którymi sobie nie radzimy, że niekiedy jesteśmy traktowani na równi z błotem, które obryzgało nam buty. Wykrzywiają usta w zniesmaczeniu, kiedy ktoś zwraca uwagę, aby zagadnąć do osoby, która stoi na przepaści. Pocieszyć, zapewnić, że wszystko będzie dobrze i odwlec od tego pomysłu. Współczują psychologom pracującym w szpitalu, rzucając dziwne spojrzenia, kiedy leżymy na szpitalnym łożu, niewiele różniąc się od pościeli, którą zostało okryte nasze wyczerpane ciało. Dlaczego nie dbają o swoje życie, które jest tak kruche i liche, kiedy dla nas samobójców jest nic nie warte, a śmierć okazuje się najlepszym rozwiązaniem ? 
Moje istnienie również zaliczało się do tej kategorii. Byłam zbyt przesiąknięta bólem, aby starać się normalnie żyć. Nie potrafiłam udawać. Robienie tego, pogrążyłoby mnie jeszcze bardziej w swojej beznadziejności. Stan, w którym się znajdowałam, z łatwością można było porównać do gumy do żucia, która bezczynnie leży w parku na pożółkłej, przez uroki jesieni, trawie. Nikt mnie nie podniesie, bo jestem mało interesująca, brzydka i brudna. 
Po dwugodzinnych badaniach mogłam uwolnić się od niewygodnych pytań lekarzy, czy dobrze się już czuję. Za każdym razem chciałam odpowiedzieć stanowcze „nie” bez zbędnych wyjaśnień, ale uparcie twierdziłam, że tak okłamując samą siebie. Było do dupy. Szczególnie psychicznie, bo piekące rany na nadgarstkach i bolące mięśnie dało się zignorować, w przeciwieństwie do bezradności w moim mózgu. Nikt mnie tutaj nie rozumiał, a ja nie byłam zbyt wylewna, kolejny raz chroniąc tyłek ojca. Nie miałam siły na sprawy sądowe, policję i wyprowadzkę do domu dziecka. To wykończyłoby mnie, a naprawdę wolałabym umrzeć w spokoju, chłonąc widoki, kiedy ostatni raz zamknę oczy. Tym razem na zawsze. 
Wtuliłam głowę jeszcze głębiej w poduszkę, spokojnie oddychając, co potwierdzała moja unosząca się klatka piersiowa. Sufit stał się rzeczą, która w swej prostocie i banalności, mogła czymś zachwycić. To z pewnością było lepsze niż wyglądanie zza okno, gdzie byli ludzie. Dużo ludzi, choć nie tyle co w słoneczny dzień. Dziś lało, jakby i niebo było pogrążone w żałobie wraz ze mną. Duże krople spływały po szybie. One były ... wolne, cudownie wolne.
Moje oczy znów zaszczypały, sygnalizując przypływ nowych łez. Zamknęłam je, pozwalając, aby pojedyncze wypłynęły spod moich powiek. To był mój sposób na wyrzucenie emocji. Przekręcając się na lewy bok, podkuliłam nogi. Ciche szlochanie tworzyło jakąś gorzką muzykę w akompaniamencie z ciszą towarzyszącą mi przez prawie cały czas. Cisza, która w tak krótkim czasie stała się moją przyjaciółką. Cisza, której nie musiałam nic tłumaczyć; ona wiedziała, ale i to nie dało rady mi pomóc. Nic ani nikt już nigdy tego nie zrobi. 
Nie potrafiłam powstrzymać płaczu nawet gdy otworzyły się drzwi. Ze strachu, że to może być ojciec, zaczęłam się lekko trząść. Ten odruch na myśl o nim, był niczym wyssany z mlekiem matki. Powolnie stawiane kroki były coraz bliżej mnie. Moje szlochanie stało się jeszcze głośniejsze, a oddechy nie równe i gwałtowne jakby za chwilę miało mi zabraknąć cennego powietrza. Łzy zamazywały mi obraz, ale bez większego trudu, mogłam zauważyć spodnie ciemnego koloru. Panika sparaliżowała całe moje ciało. Bałam się nawet podnieść wzrok, kiedy duża dłoń ulokowała się na moich włosach, lekko je gładząc. 
-Nie płacz, skarbie. - ten głos zdecydowanie nie należał do niego. Był zbyt miękki i pozbawiony złości.
-R-Radek. - wymamrotałam, lecz nie podniosłam głowy.
-Cii. - uciszył mnie, przyciągając nogą małe krzesełko, na które opadł. Emanująca od niego opiekuńczość pozwoliła mi się uspokoić, dziękując w duchu za takiego przyjaciela. Przestałam płakać na rzecz oglądania jego twarzy. Był zmartwiony na co wskazywała zmarszczka na jego czole i nienaturalnie zaciśnięte usta, które od czasu do czasu drżały, jakby i on chciał płakać wraz ze mną.
-Co tu robisz ?- zapytałam cicho, biorąc głębszy oddech. Po kilku minutach ciszy, mogłam się uspokoić, aby zadać mu to pytanie z niepokojem i zdenerwowaniem.
-Sąsiadka z góry powiedziała co się stało. Musiałem cię odwiedzić.
-Radek, to chyba nie jest dobry pomysł. -stwierdziłam.
-Dlaczego ? Powinienem, jako przyjaciel, być z tobą. - odparł. Posłałam mu gorzki uśmiech, podnosząc się wyżej, na poduszkę. Chłopak skorzystał z mojej nieuwagi i delikatnie złapał moją dłoń, przyglądając jej się uważnie. Opuszkiem palca przejechał po jednej bliźnie, ówcześnie odchylając od niej bandaż. Czułam się, jakbym bezpodstawnie strzeliła go w twarz, gdy tak dumał, przyglądając moje rany. Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam wzrok w drugą stronę. -To przez mamę ? - spytał miękko.
- Nie powinno cię to interesować. - starałam się brzmieć jak najmniej niegrzecznie, co w innym wypadku, mogłoby go zranić.
- Lily, nie każdy próbuje się zabić, ot tak.
-Radek, błagam. - jęknęłam, nadal na niego nie patrząc. Wystarczyłoby jedno spojrzenie, a mogłabym się złamać.
- Przez ojca ?
- Nie ! - krzyknęłam ze zdenerwowaniem, gwałtownie się do niego odwracając. Ta reakcja była tylko potwierdzeniem słuszności jego tezy.
- W takim razie mi powiedz. - puścił moją dłoń i zaplótł ręce na piersiach. Jego zachowanie przypomniało mi trochę bulwers czterolatka, który chce dostać kolejną zabawkę.
- To moje własne problemy.
- Jestem twoim przyjacielem.
-Wiem !
-To dlaczego do cholery nie chcesz mi nic powiedzieć, Lily ! – nie spodziewałam się takiego wybuchu. Patrzyłam na niego zdziwiona, a moje oczy lekko się zaszkliły, kiedy kłamstwo, którego się dopuściłam, wywołało lawinę wyrzutów, bombardujących moje sumienie. - Okej, nie było dobrze między nami ostatnio, ale da się to naprawić. Dlaczego zawsze odcinasz się od ludzi, kompletnie ignorując, że może oni też cię potrzebują ?!
-Radek. - rzekłam łamiącym się głosem, chcąc złapać go za rękę, lecz szybko zareagował, nie pozwalając mi na ten gest.
-Powiesz mi dlaczego ? - powtórzył, a ja dostrzegłam łzy w jego oczach. Spuściłam w dół głowę, kompletnie niezdolna, aby cokolwiek z siebie wydusić. -Lil, nie obiecuję ci, że czas ukoi ból, ale możemy przejść przez to razem. Ty i ja, bo potrzebuję cię, rozumiesz ?
To wyznanie jednocześnie mnie cieszyło i dobijało. Ja nie chciałam dłużej żyć ani niczego naprawiać. To była tylko głupia obietnica, która nie uwolni mnie od ojca. 
-J-Ja ... - zanim zdążyłam coś powiedzieć, w drzwiach, w pełnej okazałości, pojawił się ON. Ciarki przeszły mnie po ciele, widząc, jak w jednej chwili poczerwieniał ze złości, zauważając mojego przyjaciela.
-Co tu się, do cholery, dzieje ?!- ryknął, zupełnie nie zważając na innych pacjentów na tym oddziale.
Radek podskoczył na krzesełku, słysząc jego podniesiony głos; bardziej z zaskoczenia niż strachu. Posłałam mu wymowne spojrzenie, w myślach prosząc, aby jak najszybciej wyszedł i o tym zapomniał. 
- Przyszedłem odwiedzić pana córkę. - odpowiedział beztrosko, odwracając się w jego stronę.
-Czas się już skończył. - oznajmił, podchodząc do mojego łóżka.
-Rozumiem. - przytaknął, lekko kiwając głową. Zgrabnie wstał z taboretu, podsuwając go pod łóżko, gdzie było jego miejsce. Wzrokiem, którym wypalał dziurę w mojej twarz, chciał oznajmić, że chciałby się konkretnie pożegnać bez zbędnej obecności osób trzecich. Popatrzyłam na niego zrezygnowanie i, niemal niezauważalnie pokręciłam głową, żując dolną wargę. Była ona sucha, a metaliczny smak krwi dostał się, wraz ze śliną, do mojego przełyku.
-Coś jeszcze, chłopcze ? - zapytał szorstko mój ojciec, niecierpliwie wystukując rytm, czarnych lakierek, odziedziczonych po swoim ojcu. Musieli być, jak dwie krople wody, co potwierdza ten sam rozmiar stopy. Nawet nie chciałam myśleć o tym, co mogła przeżywać babcia, mieszkając pod jednym dachem z tyranem.
Radek potrząsnął głową, w geście otrzeźwienia i spojrzał bezwzruszenie na starszego od siebie mężczyznę.
-Najszczersze kondolencje. - powiedział. Jego długie rzęsy rzucały ciemny cień na śniady policzek, a z profilu wydawał się jeszcze bardziej przystojniejszy. Nie, nigdy nie myślałam o nim w taki sposób.
Ojciec pokiwał głową i włożył ręce do spodni, podchodząc do okna. Radek, korzystając z okazji, pochylił się nade mną i musnął swoimi ustami mój policzek.
-Pamiętaj o czym ci mówiłem. -uśmiechnął się delikatnie, a ja zanim się obejrzałam już go nie było. Chciałam odpowiedzieć mu coś miłego, ale gula powiększyła się w moim gardle, wiedząc, że teraz zostałam sama i sama muszę się bronić.
-Chyba cię o czymś przestrzegałem. - zaczął dziwnie spokojnie, nadal skupiając się na widoku za oknem. Moim ciałem wstrząsnął lodowaty dreszcz, więc bardziej okryłam się kołdrą, mnąc jej końce w zaciśniętych pięściach. -Żadnych kutasów przed 18-nastką, chyba, że jest nim twój bogaty klient, a tych poznasz już w piątek. - będąc w szoku, nie mogłam się wysilić nawet na ciche potwierdzenie. Nie chciałam być dziwką. To byłoby jeszcze gorsze niż pozwalanie się codziennie przez niego wykorzystywać.  -I nie próbuj znów tego robić. - odwracając się na pięcie, brodą wskazał na moje zabandażowane nadgarstki. Spuściłam głowę, nie mogąc znieść nacisku jego wzroku. Próbując powstrzymać płacz, pokiwałam lekko głową. Moje milczenie było jak zgadzanie się na wszystko, ale wewnętrznie tego nie robiłam. Do piątku zostały trzy dni, trzy pełne doby, siedemdziesiąt dwie godziny, cztery tysiące trzysta dwadzieścia minut i dwieście pięćdziesiąt dziewięć tysięcy dwieście sekund. To idealny czas, aby mu uciec. Uciec, jak zając przed lisem i schować się tak, że więcej mnie nie znajdzie. - O 16 jest pogrzeb twojej matki i mojej niewdzięcznej żony, więc radzę ci wstać i przygotować się do wyjścia. - moja złość wzięła górę. Jak on mógł załatwić to wszystko w tak szybki sposób i jeszcze mówić o niej coś złego ?! Mama była aniołem i to on jej nie doceniał. Każdego głupiego dnia starała się robić wszystko tak, jak sobie życzył; spełniała najmniejsze zachcianki i to doprowadziło ją do takiego stanu, kiedy przez codzienne obowiązki, zapominała o chwili dla siebie, aby się wyciszyć i zrelaksować. W normalnej rodzinie robiłaby to pewnie wraz z mężem po raz setny oglądając ten sam odcinek serialu „Ranczo”, a cały dom kąpałby się w jej dziewczęcym śmiechu.
-No ruszaj się ty mała s... ! -ryknął, a ja dopiero złapałam się na tym, że myśli o ukochanej rodzicielce, były przyczyną mojego chwilowego „wyłączenia się”.
- Spokojnie, proszę pana. - głos pielęgniarki spowodował, że automatycznie podniosłam głowę. Stała w progu sali z miłym uśmiechem. W tej postawie była przeciwieństwem mojego ojca, który blady niczym ściana, patrzył na kobietę, która mogłaby usłyszeć kolejne wyzwisko w moją stronę. Po którymś razie przestałam zwracać na nie uwagę. Wiedziałam, że jestem nikim i on wcale nie musiał mi tego ciągle powtarzać.
-Pani umie pukać ?
-Mam prawo tu wejść, kiedy chcę. -odpowiedziała miękko. -Lily, pozwól, że ci pomogę. -zaproponowała, podchodząc do mnie. Zdążyłam tylko pokiwać głową, a ona zdjęła ze mnie kołdrę i podała rękę, pomagając mi wstać. Nie wiedziałam, że chodzenie po tak długim odpoczynku i utracie krwi, mogło być tak okropnie trudne. Gdyby nie ramię pielęgniarki, z pewnością musiałabym się doczołgać do pobliskiej łazienki. Przebywanie w niej wcale nie uszczęśliwiało, nawet jeśli oznaczało chwilową ucieczkę od ojca. Było tu zbyt ciemno, aby poczuć tę wolność i nasycić się nią.
-Nie będę się kąpać. - oznajmiłam cicho, widząc jak kobieta odkręca kurek, a parująca woda zaczyna zapełniać dół wanny. Nie potrafiłabym zrobić tego w jej obecności, ukazując posiniaczone ciało, któro było obiektem obrzydzenia, czego smakowałam codziennie, chcąc zmyć z siebie jego brudne łapska. Nie czułam się kobietą, a zwykłym śmieciem.
-Dlaczego ? -zapytała, patrząc na mnie.
-Nie potrzebuję tego. -skłamałam. - Wystarczy, że umyję twarz i zęby.
-Lily, wiesz, że musisz dbać o higienę ? Twoje rany są głębokie i łatwo o ich zakażenie. - mówiła tonem, jakbym była co najmniej pięciolatką. Doskonale wiedziałam, co robiłam wtedy, ale znalezienie mnie przez ojca było tylko głupim błędem, o który wcześniej nie zadbałam, wybierając swój własny dom na miejsce, gdzie zasnę na wieki.
-Wiem, ale zrobię to w domu. - powiedziałam dobitnie, nachylając się nad małą umywalką. Odkręciłam wodę i złapałam jej trochę w dłonie, splecione w koszyczek, przemywając nią skórę. Powtórzyłam tę czynność jeszcze kilka razy i zakręcając kran, wyprostowałam się, niemalże od razu zauważając baczny wzrok kobiety, odbijając się w lustrze.
-Czy twój upór ma inne podłoże niż lenistwo ? -zapytała stanowczo. Czułam się, jakby przejrzała mnie nie wylot, a ja nawet nie powiedziałam jej jednego zdania o swoim życiu. Oczywiście, mogłabym to zrobić, ale nie widziałam w tym sensu. Po co rozdrapywać rany, kiedy ja już mam plan ?
-Nie. -mruknęłam cicho, bawiąc się mokrymi palcami.
-Lily, wiesz, że możesz mi powiedzieć. -odparła z wyczuwalną troską, kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Ale tego nie chcę. Nikogo już nie potrzebuję, rozumie pani ? - zrzuciłam jej rękę i udałam się do wyjścia. Robiłam to nieumiejętnie, co mogło wydawać się śmieszne dla ludzi, których mijałam po drodze. Pierwszy raz w życiu nie żałowałam, że zareagowałam tak szybko i ze złością. Miałam dość wszystkich ludzi i ich pocieszających uśmieszków i słówek, kiedy tak naprawdę gówno wiedzą na temat tak trudnego życia i nie kończącego się bólu.

***

Idź do swojego pokoju. Nie chcę cię dziś już oglądać”- te słowa przewijały się przez moje myśli, kiedy od dwóch godzin bezczynnie leżałam na niewygodnym łóżku.
Po wyjściu ze szpitala, od razu odbył się pogrzeb mamy. Znałam ojca bardzo dobrze, ale nigdy nie podejrzewałam, że może zrobić ceremonię tylko dla kilku znajomych i ciągle poganiając księdza. Wiele razy patrzyłam na niego, próbując dostrzec smutek, który powinien odczuwać po stracie żony. Przepraszam, on nie jest normalnym obywatelem. Przeliczyłam się myśląc, że ta tragedia może coś w nim zmienić; na lepsze.
Mijały kolejne minuty, a słońce schowało się za horyzontem, tworząc pomarańczową poświatę. Ostatni raz spoglądając w okno, zmusiłam się by wstać z łóżka. Nadal odczuwałam ból mięśni, ale to w żaden możliwy sposób nie mogło mnie odwlec od tego, co chciałam zrobić.
Z lekkim optymizmem, majaczącym się w mojej nic nie wartej duszy, podeszłam do szafy, a gdy ją otworzyłam, lekko zaskrzypiała. Skrzywiłam się, w myślach przeklinając swoją istotę. Jeśli teraz dałabym się zdemaskować ...
Szybko odrzuciłam te myśli. „Nie mogę być tchórzem. Nie teraz!”-powtarzałam bezgłośnie.
Chwyciłam za walizkę i rozpinając jej przegrody, rozłożyłam na babcinym dywanie, w okropne roślinne wzory. Podeszłam do komody i wyciągałam ubrania z wszystkich, czterech szuflad, by umieścić je w walizce. Uwinęłam się z tym dość szybko, zważając że nie miałam ich wiele. Większość była za mała lub zbyt dziecinna.
Kiedy zostało odrobinę miejsca, za czarną siateczkę włożyłam dezodorant oraz kilka bransoletek, które dostałam od babci na urodziny. Dogrzebując się do swojego zeszytu, którego treść stanowiły moje przemyślenia, usiadłam na krańcu łóżka, odnajdując na biurku długopis, jednocześnie znajdując pustą stronę.

„Drogi pamiętniku!
Zdecydowałam już co chcę zrobić i choć wiem, jak bardzo zranię swoich przyjaciół,
wiem, że muszę uciec. 
Uciec, by zmienić swoje życie. ”


------------------------------------------------
Jest i trójka. 
Myślę, że ten rozdział jest chyba najlepszym do tej pory, ale to Wy to ocenicie. :D 
Ahaaa ... 
Jakby ktoś chciał wiedzieć, to te teksty na początku rozdziału dodaję, ponieważ do niego pasują
(bądź i nie xd), albo należą one do piosenki, której słucham w trakcie pisania ;) 
To taka ciekawostka :P
Pozdrawiam, Alex :*