czwartek, 2 lipca 2015

BLOG MIESIĄCA !

Witam Wszystkich !

Z tej story poprzednia autorka -Alex.

Przychodzę dziś z prośbą. Czy moglibyście zagłosować na bloga, którego aktualnie prowadzę "You are my poison, Justin" ? Wiem, że to jest całkiem inna tematyka i w ogóle ... ale byłabym bardzo wdzięczna.

Głosować można tutaj: http://sonda.hanzo.pl/sondy,247701,8hSc.html

Link do bloga: youaremypoison-jbff.blogspot.com 

Będzie miło również gdy ktoś z Was zajrzy ;)
Z góry dziękuję i pozdrawiam :*
Wasza, Alex


niedziela, 7 czerwca 2015

{09} "Lily ty jesteś dla mnie ważniejsza niż siostra"

Ona jest chłodniejsza niż lód

Ulotniejsza niż wiatr 
Gorętsza niż ogień

To jest ta noc
Ja płonę
- Eric Saade - "Hotter than fire"

Perspektywa Marco

Kiedy pocałowałem Lily coś nie tknęło, jej usta smakowały świeżymi brzoskwiniami. Na początku całowała bardzo nieśmiało, lecz po chwili nasze pocałunki stały się coraz namiętne. W pewnym momencie zorientowałem się, że Lily dziwnie zaczyna się zachowywać. Zapytałem co się stało. Bardzo się o nią bałem bo nie ukrywam, że z każdym dniem ta niezwykła dziewczyna stawała się dla mnie coraz ważniejsza. Musiałem to sam przed sobą przyznać, chociaż mama podczas mojej ostatniej wizyty w domu odradzała mi znajomość z Lily. Mówiła, że dziewczyna chce mnie tylko wykorzystać. Rozumiałem, że się o mnie martwi, ale postanowiłem kierować się głosem serca najwyżej znów się przejdę na tym, ale jak to mówią "No risk, no fun" poza tym miałem pewne przeczucie, że ta dziewczyna może wprowadzić zmiany w moim życiu. Kiedy lekko ją unieruchomiłem próbowałem ją uspokoić. Wtedy ta powiedziała:
- Tata… on mnie molestował. To przez niego.- byłem w szoku. Tak młoda dziewczyna, a tak skrzywdzona przez los jak ktokolwiek mógł jej zrobić coś takiego i to w dodatku jej ojciec, człowiek który powinien zapewniać jej ciepło i bezpieczeństwo. Zapewniłem ją, że ten drań jej tu nie znajdzie. Pocałowałem ją w głowę jak małą dziewczynkę po czym przytuliłem do swojej klatki piersiowej. Gładziłem powoli jej błyszczące włosy. Po jakimś czasie zorientowałem się, że dziewczyna zasnęła. Wziąłem ją delikatnie na ręce i zaniosłem do swojej sypialni, a sam postanowiłem spać w jej pokoju. Wziąłem prysznic i w krótkich spodenkach położyłem się do spania. W środku nocy usłyszałem krzyk z mojej sypialni:
- Marco pomórz mi!!!!- nie zastanawiając się zerwałem się z łóżka i pobiegłem do pokoju w którym spała dziewczyna. Kiedy wszedłem do pokoju dziewczyna leżała skulona na łóżku, była zlana potem i bardzo płakała. Klęknąłem przy jej twarzy jak najbliżej się dało i lekko zacząłem gładzić jej rozpalony czerwony policzek. Dziewczyna momentalnie otworzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie, jedyne ci w nich widziałem to ból, rozpacz i strach. Kiedy jej oddech nieco się unormował powiedziałem do niej:
- Już cichutko jestem tutaj. Co ci się śniło?-
- On mnie znalazł, chciał zabrać ze sobą, a ty byłeś wtedy na treningu.- jej łzy leciały z jej oczy niczym wodospady. Ostrożnie usiadłem na łóżku obok niej, a ona od razu położyła głowę na moich kolanach. Zacząłem bawić się jej włosami i zacząłem nucić jakąś melodię. Ona po chwili usiadła obok mnie i przytuliła się do mojego boku. Między naszymi ciałami nie było choćby centymetra przerwy. Nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy razem przytuleni do siebie. Kiedy obudziłem się rano poczułem na mojej klatce piersiowej jakiś ciężar. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Lily uśmiechającą się przez sen. Jej głowa spoczywała na moim torsie a włosy były rozwiane w artystycznym nieładzie na całym moim brzuchu. Chciałem zejść na dół do kuchni i zrobić Lily śniadanie, ale nie chciałem jej obudzić, niestety nie udało mi się to kiedy tylko się ruszyłem Lily obudziła się spojrzała na mnie i na jej twarzy momentalnie pojawił się rumieniec. Spuściła głowę i patrzyła się na swoje stopy, pomyślałem, że znów czuła się skrępowana. Dla rozluźnienia atmosfery powiedziałem:
- Jak się spało siostrzyczko?-
- Dobrze robisz za poduszkę.- i na jej policzkach rumieniec powiększył się. Zaśmiałem się i powiedziałem:
- Co sobie siostrzyczka życzy na śniadanko?-
- Kanapki z sałatą i pomidorem.-
- Kucharz Marco już pędzi.- po krótkim prysznicu udałem się do kuchni zrobić dla nas kanapki oraz sok pomarańczowy. Rozstawiłem wszystko na stole w jadalni i czekałem na Lily. Po ok. 10 min. Lily pojawiła się w jadalni usiadła naprzeciwko mnie i razem życzyliśmy sobie smacznego. Zapytałem Lily:
- Co chciałabyś dzisiaj robić?-
- Nie wiem, a ty co dzisiaj robisz?-
- Dzisiaj jak zapewne wiesz jest sobota. Obecnie mamy godzinę 8:30 o 10:15 mam trening. Potem o 15:30 mam mecz a FC Koeln, właśnie może pójdziesz ze mną na trening i na mecz, poznasz chłopaków co ty na to?-
- Nie wiem Marco nie pasuję tam.-
- Jesteś moją siostrą, proszę chodź ze mną.-
- Siostra nie całuje tak brata.-
- Lily czasami za dużo mówisz.- pochyliłem się nad stołem, położyłem rękę na jej karku i pocałowałem ją. Dziewczyna oddawała pocałunki kiedy zabrakło nam powietrza postanowiłem, że w końcu powiem jej co czuję:
- Lily ty jesteś dla mnie ważniejsza niż siostra. Kiedy będę miał świadomość, że siedzisz na trybunach będzie to dla mnie większa motywacja. Proszę.-
- No dobrze.- na moich ustach pojawił się wielki banan. Pobiegłem do swojej garderoby i z szafy wyciągnąłem koszulkę meczową z moim nazwiskiem. Udałem się do kuchni i powiedziałem do Lily:
- Mogłabyś założyć to na mecz?-
- Marco ale…-
- Chcę aby ludzie wiedzieli dla kogo siedzisz na trybunach.-
- Ale ja się boję, Marco.-
- Lily ja cię nie skrzywdzę przysięgam tylko daj mi szansę.-
- No, no dobrze.- przytuliłem ją i lekko podniosłem o czym zacząłem nią kręcić. Po jakimś czasie zbieraliśmy się już na trening. Czułem, że dzisiejszy dzień będzie bardzo dobry wyjątkowy wręcz. Kiedy taka dziewczyna jak Lily zagościła na dłużej zarówno w moim domu, jak i sercu i głowie.


sobota, 9 maja 2015

{08} "Brat musi wiedzieć co robi siostra"

Serce bije mocniej 
Czas mi ucieka
Drżące dłonie dotykają skórę
To staje się coraz trudniejsze 
I sprawia, że łzy spływają po mojej twarzy”
- One Direction - "Moments"
W środę Marco postanowił zabrać mnie do kina na najnowszy film o zagadkowym tytule „Zbuntowana”. Repertuar okazał się stuprocentowo trafiony, ale nie dla Marco. Mężczyznę najprawdopodobniej nudziły umiejętności kaskaderskie głównej bohaterki i miłość, którą żywiła do przystojnego chłopaka. „Zasnąłeś ! ” - wygarnęłam mu, śmiejąc się. Były plusy tej sytuacji, ponieważ przy tych nudniejszych fragmentach, mogłam popatrzeć na niego. Pierwszy raz podziwiałam spokój na jego twarzy, kiedy śpi. Wtedy jest, jak dziecko - całkiem bezbronny. Ostatnim razem, kiedy dzieliliśmy łóżko, byłam zbyt zestresowana tym, że leży obok, by na niego patrzeć. 
We czwartek i w piątek była cudowna pogoda, ale Marco miał treningi, dlatego siedziałam w domu. Gdy się nudziłam, czytałam książki z biblioteki, którą znalazłam na końcu korytarza lub sprzątałam, chcąc się jakoś odwdzięczyć za to, co dla mnie robi. Teraz, w świecie pełnym znieczulicy, trudno jest znaleźć osobę, która poda rękę choremu/ułomnemu/bezdomnemu. Nie obchodzi ich los tych ludzi, więc przechodzą obok, z wysoko uniesioną brodą, udając, że wcale tego nie zauważają. Zaś kiedy byłam zmęczona, kładłam się na łóżku i wpatrywałam w sufit, myśląc o przyjaciołach, których zostawiłam w Polsce. Z pewnością się martwili, a ja wstydziłam się poprosić Marco, by pożyczył mi swojego telefonu. „Duma i uprzedzenie ? - spytał, podnosząc książkę ze stolika. -Co za shit. - skwitował, upadając na kanapę. 
W sobotę Tajemniczy miał mecz. Miałam wielką ochotę iść, ale Marco stwierdził, że nie dam sobie rady z gipsem na stadionie. „Tam są schody, Lily. To nie wypali.-argumentował”. Przystanęłam na to i obejrzałam grę w telewizji, zajadając się słonym popcornem. Wystarczyło zaledwie kilka dni, abym dzięki posiłkom Marco, odrobinę przytyła. Nie byłam już blada,a moje biodra nieco zaokrągliły się, przez co wyglądałam bardziej jak kobieta, stan moich włosów również uległ poprawie, ponieważ nabrały blasku. Kiedy mecz zakończył się zwycięstwem drużyny Marco, byłam równie dumna, jak on z siebie, przytulając klubowych kolegów. W domu również mu pogratulowałam i zrobiłam coś, czego bym się po sobie nie spodziewała, szczególnie po swojej przeszłość, a dokładniej mówiąc pocałowałam go w policzek. Rumieniec wpełzł na moje policzki, ale Marco zdawał się tym zbytnio nie przejmować, jakby był do tego przyzwyczajony. Kiedy jednak zauważył moje zakłopotanie, z torby wyjął płytę DVD oraz opakowanie lodów truskawkowych i zapytał: „Maraton filmowy i słodkie kalorie na pozbycie się adrenaliny ?”. Uśmiechnęłam się szeroko i zajęłam miejsce na wygodnej sofie. 
W niedziele wstałam dość wcześnie, w przeciwieństwie do Marco. Usprawiedliwiałam go wczorajszym meczem, który okazał się nie lada wysiłkiem. Nie chciałam leżeć bezczynnie, dlatego udało mi się zrobić nam śniadanie, które zostało nagrodzone zaskoczeniem, a następnie głośnym zachwyceniem, kiedy szłam brać prysznic. „To jest pyszne !”. Byłam z siebie zadowolona i to przyczyniło się do mojego dobrego nastroju później. Krótko mówiąc wybraliśmy się do największej galerii handlowej w Berlinie. Udało mi się tam przekonać Marco, że za wybrane czarne rurki i pasującą do nich koszulkę, zapłacę sama. Nie mogłam pozwolić, abym była mu aż tyle winna. „Wiesz, że siostra powinna słuchać starszego brata? - spytał, a w jego głosie poczułam urażenie. Zaśmiałam się tylko perliście, ponieważ weszliśmy do kolejnego sklepu. ” Ten dzień nie był łatwy. Trudno było mi się poruszać na wózku, kiedy wokół tyle osób, pochłoniętych szałem zakupowym. Koniec końców okazało się, że Marco kupił trzy razy więcej niż ja, a w domu zrobił mi dość profesjonalny pokaz mody. Byłam pod wrażeniem, że mężczyzna może mieć tak dobre wyczucie stylu. 
W poniedziałek Marco zniknął na cały dzień. Powodem tego był obiad z rodziną i kilka spraw które musiał załatwić. „Wynagrodzę ci to!"- tyle obiecał, znikając za drzwiami. Nie było mi przykro, a już na pewno nie żałowałam, że nie mogę dziś z nim być. Mama Marco nie lubi mnie, a wizyta u niej spowodowałaby tylko niepotrzebną kłótnię. Ostatnio zupełnie wyprowadziła mnie z równowagi. 
We wtorek Marco miał kolejny trening, a ja kolejny raz zostałam uziemiona w domu. Chciałam wtedy przymierzyć mój nowy strój, ale szybko straciłam na to ochotę, gdy w garderobie znalazłam dużą ilość damskich ubrań. Głupie uczucie zazdrości znów się pojawiło i nie zniknęło nawet gdy Marco wytłumaczył mi to. „należą do moich sióstr. Często tutaj nocują, a w domu nie ma już miejsca na ich szmaty”. Uwierzyłam i wtedy po raz pierwszy się przytuliliśmy. Było to tak samo przyjemne, jak pocałunek w policzek, ale mniej onieśmielające. 
Zdecydowanie ten tydzień należał do najlepszych w całym moim życiu. 
***
-Myślę, że powinno być już w porządku. - oznajmił pan doktor, kończąc oględziny mojej nogi. Razem z Marco posłaliśmy sobie szeroki uśmiech. 
-To wspaniale. 
-Ale musisz jeszcze uważać. - ostrzegł mnie, widząc złowieszczy uśmiech na wargach blondyna. 
-Dobrze. - mruknęłam, zagryzając wargę. 
Kiedy kilka minut temu pielęgniarka zdjęła mi gips, byłam wniebowzięta. Lubiłam opiekuńczość jaką darzył mnie Marco, ale cement na mojej nodze był już nie do zniesienia. 
Odpychając się od kozetki, stanęłam prosto na białej podłodze. Uśmiechnęłam się, pierwszy raz nie czując bólu. 
-Dasz radę ? - blondyn nachylił się w moją stronę i objął ramieniem. 
-Tak. - pokiwałam głową, patrząc na kolano. Po ranie został już tylko mały strupek. 
-Dziękujemy i do widzenia ! - pożegnał się Tajemniczy, wyprowadzając nas z gabinetu. 
-Do zobaczenia, Marco. 
Teraz chodzenie nie sprawiało mi problemu. Moje stopy rytmicznie odbijały się od podłoża, dopóki nie dotarliśmy do samochodu. Zapięłam pasy, a Marco wsunął się na swoje siedzenie. Był ubrany w musztardowe rurki i koszulę w kratę. Włosy miał postawione lekko na żel, a zegarek na chudym nadgarstku rzucał się w oczy. 
-Pięknie wyglądasz. Znaczy wcześniej też, ale gips nie był uroczy. 
-Dziękuję. 
Czując ciepło na policzkach, odwróciłam się w stronę szyby. Słońce już prawie zachodziło. 
-Mam dla ciebie niespodziankę. - oznajmił. 
-Jaką ? 
-Jeśli powiem to nie będzie niespodzianki. 
-Proszę. 
-Nie. 
-Sknera. - wystawiłam mu język i otworzyłam małe lusterko, które udało mi się chwycić w galerii. Patrząc w szklany prostokąt, oceniałam swój wygląd. 
Jeszcze przed lekarzem Marco zabrał mnie do gabinetu kosmetycznego. Tam miłe panie zrobiły mi ładny, skromy makijaż i doprowadziły do porządku zaniedbane paznokcie. 
-Okej. - wypuścił powietrze ze zrezygnowaniem. Popatrzyłam na niego wyczekująco, stwierdzając, że nie onieśmiela mnie tak, jak wcześniej. Stał się naprawdę fajnym przyjacielem i miałam ochotę płakać, kiedy moja podświadomość przypominała mi, że to własnie ten moment, kiedy muszę zacząć być samodzielna. -Jedziemy do klubu. Poznasz mojego najlepszego przyjaciela. Nie z drużyny. 
-Ale ... Ja ... - zająknęłam się zawstydzona. 
-Nigdy nie byłaś na dyskotece ? 
Pokręciłam głową, starając się nie patrzeć prosto w jego oczy. 
-Miło mi że zaprowadzę cię tam. 
Uśmiechnęliśmy się. 
-Brat musi wiedzieć co robi siostra. 
Zaśmiałam się i odchyliłam głowę do tyłu. 
-Niedługo się wyprowadzę. 
-Nie mówmy o tym na razie. 
***
Muzykę, dochodzącą z klubu, słychać było już na zewnątrz. Nie byłam przyzwyczajona do tak wysokich dźwięków, ale nie chciałam narzekać, aby nie sprawić przykrości Marco. 
Do środka wyprowadził mnie, trzymając dłoń na moich plecach, abym się nie zgubiła. Widząc obściskujące się pary na parkiecie, które niemalże chciały zjeść siebie nawzajem i czując w powietrzu odór alkoholu zmieszany z potem, zrobiło mi się niedobrze. 
-Co chcesz do picia ? - zapytał, schylając się do mojego ucha, abym dobrze go usłyszała. 
-Sok pomarańczowy. - musiałam krzyczeć, a blondyn posłał mi tajemniczy uśmiech, a potem przywołał barmana. 
-Sex on the bitch. - młody chłopak kiwnął głową i zabrał pieniądze z blatu, które zostawił tam Marco. Może nie chodziłam na dyskoteki, ale o takich nazwach drinków słyszałam od osób, które uczęszczały na takie zabawy. 
-Nie piję alkoholu. - zaprotestowałam.
-Spróbujesz. - puścił mi oko. Nie chciałam się sprzeciwiać, dlatego milczałam, gdy odbierał wysoką szklankę z kolorowym napojem, a następnie prowadził pomiędzy ludźmi, ani na chwilę nie puszczając mojej ręki. 
Przy okrągłym stoliku w jednej z trzech loży siedział brunet, a na jego kolanach wysoka blondyna z mocnym makijażem. Obejmowała długimi palcami jego karki i składała krótkie muśnięcia na jego szyi i szczęce. Zazdrościłam jej tej odwagi. 
-To jest właśnie Marcel. - powiedział Marco. Jego przyjaciel ożywił się na dźwięk jego głosu, zrzucił piękność ze swoich kolan i podszedł do nas. 
-Witaj. - zwrócił się do mnie po tym, jak przytulił Marco po przyjacielsku. 
-To jest właśnie Lily. - przedstawił mnie blondyn. Marcel uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. 
Poczułam ciarki na całym ciele, a w głowie lekko mi zawirowało. 
-Hej. - szepnęłam, ale nie uścisnęłam jego dłoni. Zamiast tego wtuliłam się w bok Marco. Był tym gestem równie zaskoczony, jak Marcel, który doskonale zamaskował swoje zmieszanie, zapraszając nas do stolika. 
Dziewczyna, z którą siedział, okazała się zwykłą panią lekkich obyczajów, która czekała tylko na to by usidlić bogatego faceta i do końca życia leżeć i pachnieć. Nie lubiłam takich ludzi, a tym byłam jeszcze bardziej sprzeczna. Aktualnie sama byłam na utrzymaniu Marco, ale chociaż byłam nim zauroczona, nie oczekiwałam niczego więcej. Miał swoje życie, które było ustabilizowane i nie mogłam tego niszczyć. 
Po godzinie okazało się, że z nikim w tym gronie nie miałam wspólnych tematów. Nie potrafiłam powiedzieć, która firma produkuje najlepsze lakiery do paznokci, a w piłce kompletnie się nie orientowałam. 
W ciszy sączyłam swojego drinka. Dopiłam go do połowy i wtedy stwierdziłam, że mam dość. Wódka paliła mnie w przełyk, a słodkie soki, powodowały odruch wymiotny.
Kiedy odsunęłam go od siebie, blond włosa piękność posłała mi arogancki uśmiech, a następnie skupiła się na Marcelu, któremu nie przeszkadzały pieszczoty, kiedy w tym samym czasie rozmawiał z kumplem. 
Zdecydowanie nie pasuję do tego świata. 
***
Mój nastrój polepszył się, kiedy Marco stwierdził, że na nas już pora. Nie był to najlepszy wypad, jakiego mogłam doświadczyć w towarzystwie Marco. Piękna blondyna była zbyt pewna siebie, Marcel traktował mnie z rezerwą, jak „siostrze” przyjaciela przystało, a Marco był pogrążony z nim w rozmowie, a ja miałam dość małą wiedzę, by się do niej dołączyć. 
W samochodzie odzywaliśmy się do siebie dość lakonicznie. On pytał, ja odpowiadałam lub kiwałam głową. Z każdym zakrętem czułam, jak mój żołądek kurczy się, a w głowie lekko mi faluje. Nie byłam pijana, ale i nie przyzwyczajona do alkoholu. Pewnie gdyby nie blondyn, nigdy nie odważyłabym się go spróbować. Wiedziałam, że to niby zwykły napój, a tworzy z twojego życia więzienie. 
Kiedy dojechaliśmy do domu, czułam się odrobinę lepiej, ale i to uczucie przewyższała ulga. Ponownie mogłam przypomnieć, jak to jest być ubezwłasnowolnionym przez gips, ponieważ Marco użyczył mi swoje ramię, bym mogła dojść do domu, widząc, jak bardzo plączą mi się nogi. Wszystko byłoby dobrze,gdyby nie pozostawiona kurtka na podłodze, której żadne z nas nie zauważyło. 
Obróciliśmy jednak tą sytuację w żart i głośno się śmiejąc, upadliśmy na kanapę. Mój mózg nie zauważył, że przygniata mnie ciężkie, ciepłe ciało blondyna i nie pozwolił na kolejny napad paniki. 
-Mogłeś nas zabić ! - krzyknęłam roześmiana. 
-Wcale nie ! - bronił się. - Jesteś dziewczyną, a one umieją sprzątać. 
-Mężczyźni też mogą to robić, a nie tylko kapcie, piwko i meczyk. -odcięłam się odrobinę za ostro, przypominając postawę ojca, ale Marco zdawał się tego nie zauważyć. 
-Cóż za feministyczne podejście. - za to uśmiechnął się szeroko. Na ten widok coś w moim brzuchu obudziło się. 
-Jeśli to ma zadziałać na mojego brata, aby sprzątał. 
Rumieniec wpłynął na moje policzki i sama nie wiedziałam, dlaczego. 
-Jesteś za razem fajną i najgorszą siostrą na świecie. 
Zaśmiał się, a jego pierś zawibrowała, co poczuły moje dłonie, ułożone na niej. Uśmiechnęłam się na ten komplement, skanując jego śliczną twarz. Był tak cudownie piękny. 
-A ty najbardziej opiekuńczym bratem na świecie. -przyznałam, a sam mój ton wskazywał na to, jak bardzo jestem mu wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobił. 
-Miło. - kolejny raz uśmiechnął się, a brzuch załaskotał mnie. 
-Mogę czegoś spróbować ? - spytałam nieśmiało, kiedy wpadłam na okropny pomysł. Bałam się, jak cholera, ale tylko to mogło dać mi dowód, czy pokonałam złe duchy w mojej głowie. 
-Co tylko chcesz, siostro. 
-Pocałuj mnie. 
Marco lekko zbladł. 
-Lily ... 
Był zdezorientowany. 
-Zrób to, proszę. - zakwiliłam zawstydzona. Zainicjonowałabym to sama gdybym tylko umiała. 
-Ja nie wiem ... - nie dokończył,bo objęłam go za kark i przyciągnęłam do swojej twarzy. 
-Tylko to, zanim będę musiała odejść. - wyszeptałam z żałością, czując jego ciepły oddech, zanim nie połączył się on z moim. Nasze wargi stykające się, nasze usta pracujące w wolnym tempie i nasza przyjemność. Czułam się, jak w niebie. 
Kiedy pocałunek stał się bardziej namiętny, poczułam, jak zaczyna brakować mi powietrza, a oczy zachodzą mgłą. Kolejny atak. 
Marco widząc moją dziwną postawę, odsunął się nieznacznie. 
-Lily, co się dzieje ? - pytał zaniepokojony, lecz ja nie zdołałam mu odpowiedzieć. Niespokojnie wierzgałam nogami, a po policzkach spływały mi łzy. W końcu zdecydował się mnie unieruchomić i mocno przytulił do siebie. 
-Już dobrze. - szeptał uspokajająco, co podziałało. Po kilku chwilach powróciłam do rzeczywistości i unormować swój oddech. 
-Tata ... On mnie molestował. To przez niego. 
Czułam, jak nieruchomieje, ale wiedziałam, że muszę mu to wyjaśnić. 
-Za każdym razem ... - głos mi się łamał. 
-Tu cię nie znajdzie. 
Pocałował mnie w głowę, nadal tuląc, jak małą dziewczynkę. 
Zdecydowanie nie pasuję do jego świata, ale zdecydowanie jestem w nim zakochana.

czwartek, 30 kwietnia 2015

{07} "Jesteś moją siostrą i dopełnię obietnicy"

„Chce byś wiedział, że to nasz czas
Ty i ja ulatniamy to samo światło
Chce byś wiedział, że jestem cała twoja
Ty i ja biegniemy w tym samym kierunku”
- Zedd ft. Selena Gomez- "I Want You To Know "
 
Mój żołądek boleśnie się skurczył, a w brzuchu głośno zaburczało. Do chwili wybudzenia się spałam na plecach. Kołdra okrywała mnie od bioder w dół, zapewniając nie tylko ciepło, ale i dziwną, niewytłumaczalną barierę bezpieczeństwa. Mniejsza ja miałam dużą szansę zaplątania się w niej, by tata mnie nie znalazł. Jednak ta tutaj była niewiarygodnie miękka w dotyku, pachniała kwiatami i z pewnością wykonana z drogiego materiału. 
Dlaczego tak bardzo przeszkadzał mi status materialny Marco ? Lubiłam go. Nawet bardzo, a to jego majętność doskonale mówiła, że nie jestem dla niego. Przyjechałam z obleśniej kamienicy, położonej pod Warszawą, a pieniądze, które zostawiła mi mama nie starczyłyby nawet na trzy noce w najgorszym hotelu. Dodatkowo teraz musiałam je oddać Tajemniczemu za Rudolfa. Sama nie wiem, dlaczego nadal go tak nazywałam. Zdecydowanie to określenie bardzo do niego pasowało. Mimo naszych rozmów dalej niewiele o nim wiedziałam. 
Jęcząc odgarnęłam kosmyki włosów z czoła. Uchyliłam jedną powiekę, oglądając ich stan. Były niczym siano - wysuszone i stojące w każdą możliwą stronę. Badając opuszkami palców fakturę szafki nocnej, najpierw odnalazłam gumkę, aby ujarzmić włosy, a następnie kartkę o chropowatej fakturze. 
Otworzyłam szeroko oczy, które szybko przyzwyczaiły się do światła. Podniosłam się na wyprostowanych rękach i cofnęłam, aby plecami dotknąć zagłówka. Związałam włosy w niedbałego koka i zaczęłam czytać. 
 
„Krzyknij, jak wstaniesz, przyjdę po ciebie. :D
P.s. Słodko śpisz. ”
 
Zachichotałam cicho, ale nadal bardzo dziewczęco i odłożyłam papier na puste miejsce obok siebie. Poduszka w kwiaty nadal posiadała wgniecenie, świadczące o obecności Marco. 
Dłonią powiodłam w tamto miejsce i drgnęłam, czując nikłe ciepło, które świadczyło o tym, że wyszedł z sypialni dość niedawno. 
Nagle zrobiło mi się gorąco i byłam pewna, że moje policzki zdobi teraz szkarłat. Spał tu. Był całą noc. Troszczył się, by moje koszmary nie powróciły. Był, jak narkotyk, którego potrzebuje by normalnie żyć. Wraz z jego pojawieniem się, przyszło również wszystko dobre - zaopiekował się mną proponując mieszkanie, zawiózł do lekarza i sprawia, że się uśmiecham. Sprawia, że zapomniałam o ojcu i o tym, co mi robił. Pogodziłam się z tym i chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć. Dostałam drugą szansę i nie mogłam jej zmarnować. 
-Marco ? - zawołałam z powątpiewaniem. 
-Obudziłaś się. - pojawił się w pokoju szybciej niż myślałam. Oddychał głośno, jego klatka unosiła się chaotycznie, ale nie zapomniał uśmiechu. 
-Przerwałam twój trening ? 
-No co ty. - odparł żywo, siadając obok moich nóg. Do moich nozdrzy dotarł jego mocny zapach; potu, żelu pod prysznic, którego używał, i jego samego. Był zniewalająco męski w białym podkoszulku, prezentując czarny tusz pod skórą oraz szarych dresach, opinających biodra. Małe kropelki potu spływały po jego skroniach i karku, ale zdawał się tym nie przejmować. -Chodźmy na śniadanie. 
-Zdążyłeś je zrobić ? - spytałam zaskoczona, lądując w jego ramionach. Lekkie ciarki przebiegły po moim kręgosłupie, kiedy jego gorąca skóra spotkała się z moją. Była przyjemnie lepka, co wcale nie było odrażające, dlatego zaplotłam ręce wokół jego karku. Wyczułam, jak jego mięśnie lekko drgają po wysiłku, jaki zafundował swojemu ciału. 
-Zdziwiona ? - uśmiechnął się, manewrując tak, żeby zmieścić się w drzwiach. 
-Ja mogłam to zrobić. - odparłam z poczuciem winy. Gdyby nie ten głupi gips ... 
-Jesteś moim gościem. 
-Nie powinieneś tak pobłażać swojej siostrze. 
-A może chcę. - wzruszył ramionami. - Póki nie jest złośliwa i zrzędliwa. 
-Będę o tym pamiętać. - uśmiechnęłam się nieśmiało. 
Po kuchni roznosił się przyjemny zapach tostów, a na okrągłym stole stała przygotowana już owocowa sałatka. Upewniona, że Marco jest zajęty wkładaniem chleba z serem do opiekacza, chudymi palcami odnalazłam truskawkę i wrzuciłam do buzi, rozkoszując się jej naturalną słodkością. 
- Wszystko widziałem. - oznajmił, a ja zaskoczona podskoczyłam na krześle. Moja ręka zatrzymała się w połowie drogi do mojej buzi, kiedy pomiędzy palcami więziony był kawałek banana.
Tracą apetyt, odłożyłam owoc ponownie do miski, co nie świadczyło o moim dobrym wychowaniu, jednak byłam zbyt zaskoczona reakcją Marco. Zaczynam nawet podejrzewać, że posiada więcej par oczu i każda z nich z pewnością jest tak piękna. W takich tęczówkach, jakimi został obdarowany, można było się mocno zatracić. 
-Co dziś robimy ? - zapytałam cicho, zmieniając temat. 
-Jest ładna pogoda. Pokażę ci kilka trików. - oznajmił, a z tostera wyskoczyły dwie kromki złocistego chleba. Zręcznie ułożył je na talerzu. Jedną z nich posmarował masłem, a drugą jagodowym dżemem. 
Miałam wrażenie, że mój ślinotok płynie już pomiędzy piersiami, kiedy blondyn postawił przede mną talerz. 
-Zapowiada się ciekawie. - odpowiedziałam z lekkim podekscytowaniem, wgryzając się w chrupki chleb. 
-Jesteś Polką, prawda ? - zapytał, opierając się o blat. Toster pochłonął kolejne kromki. 
-Yhym ... - wymruczałam. To tostów doszły świeże owoce i dopełniały to pyszne śniadanie. Nawet nie chciałam wiedzieć, co myśli o mnie właściciel domu, skoro tak szybko zjadłam swoją porcję. 
-I nie byłaś nigdy na żadnym meczy ? - zdziwił się. Na moje policzki wypłynął rumieniec. Piłka nożna nie była moim zainteresowaniem, nie miałam pieniędzy na bilety i nie wiedziałam ile trwa mecz. Wiele razy słyszałam opowieści innych osób ze szkoły, które często bywały na stadionach, ale choć byłam zaintrygowana nie odważyłam się nawet wtrącić do takiej konwersacji. Z takimi, jak ja, nikt się nie liczył. 
-Nie. - przyznałam onieśmielona. Aby odrzucić od siebie skrępowanie przeżułam ostatni kawałek i zajęłam się dokładnym czyszczeniem palców, w czym pomogła mi ściereczka koloru fioletowego. Dopiero teraz zauważyłam, że pasowała do dodatków w salonie i ściany na korytarzu. 
-W takim razie musimy nadrobić zaległości. - puścił mi oko i wyjął tosty. 
 
*** 
Marco miał racje. Pogoda dziś była fantastyczna, typowo letnia. Słońce świeciło wysoko i nie czułam ani jednego podmuchu wiatru, dlatego zrezygnowałam z kurtki, gdy wychodziliśmy do ogrodu. 
Z radością stwierdziłam, że noga nie boli już dzięki lekom i mogę chodzić, przytrzymując się tylko ramienia Tajemniczego. Od teraz nie musiał już nadwerężać kręgosłupa na znoszenie mnie. 
-Ładnie tu. - pochwaliłam, zajmując miejsce przy małym stoliczku. Marco postawił na nim lemoniadę i z małej szopy wyciągnął piłkę. 
-Niestety to nie ja go projektowałem. Kompletnie nie znam się na roślinach. 
-Ja też. - uśmiechnęłam się pocieszająco. 
-Więc ... Pierwsze będzie dookoła świata. - zapowiedział, stojąc na środku ogrodu. Nie przebrał się z poprzednich ciuchów, dlatego był jeszcze bardziej przystojny ze skupieniem wykonujący kolejne sztuczki. Za każdą nagradzałam go śmiechem i brawami, od których zaczęły mnie piec dłonie. 
Przez ten krótki pokaz zrozumiałam, jak bardzo jest oddany swojej pasji. Był zdeterminowany. Z każdym kolejnym ruchem obserwowałam, jak wielka radość i zaangażowanie, pojawia się na jego twarzy. 
-Teraz nie jestem zdziwiona, że paparazzi za tobą łażą. - stwierdziłam z szerokim uśmiechem. Odstawiłam szklankę z lemoniadą i powoli podniosłam się z krzesła. Miałam w głowie dość szalony pomysł, ale nie chciałam zwlekać. 
- co ty robisz, Lily ?! - nie byłam świadkiem, kiedy podnosił głos, dlatego wzdrygnęłam się na tę szorstkość. Z prędkością światła zostawił piłkę i podbiegł do mnie, chwytając za biodra. Lubiłam tą sytuację, ale teraz chciałam spróbować czegoś innego. 
-Spokojnie. - uśmiechnęłam się i wyrozumiale poklepałam go po piersi. Mięśnie miał niczym stal. -Chciałam z tobą pograć. 
-Masz nogę w gipsie. - był wyraźnie rozbawiony moją propozycją, a po wcześniejszej dezaprobacie nie było już śladu. 
- Ale tylko jedną. 
-Lily ... 
-Marco, błagam, tylko spróbujmy. 
Zmarszczył brwi. 
-Lekarz mówił co innego ... 
-Okej. - poddałam się i wyswobodziłam z lekkiego uścisku. - Mój brat jest zły. - mruknęłam bardziej do siebie. Skrzyżowałam ręce na piersi i wydęłam wargę, próbując nie wybuchnąć śmiechem. 
-To podchodzi pod szantaż emocjonalny. - jego męski, ochrypły głos nie maskował rozbawienia, które kryło się gdzieś w nim. 
-Dobra. - wyrzucił w górę ręce, a ja podskoczyłam w euforii. - Wygrałaś.
-Tak, jak wczoraj. - przypomniałam z wyższością. Chłopak podszedł do piłki z kamienną twarzą. 
-Dawałem ci fory. 
-Yhym ... 
Przegryzłam wargę, cicho chichocząc. 
-Przyjmij ! 
-Kto wie, może zastąpię cię na emeryturze. - zażartowałam. 
-Przestań tyle gadać ! - krzyknął radośnie i sprawie kopnął piłkę, która zatrzymała się pomiędzy moimi nogami. Jak na pierwszy raz poszło mi dość dobrze. Zdrową nogą znów wprawiłam ją w ruch. 
Graliśmy tak kilka następnych minut. Bardziej zrozumiałam, jak ciężko gra się na wielkim boisku, jednak Marco był idealny w tej grze. Każde jego kopnięcie było idealnie wyważone, abym bez trudności je przyjęła. 
Schody pojawiły się dopiero gdy postanowił mnie zaskoczyć i odegrać się za dwie przegrane. Chciał zaskoczyć mnie kolejnym trikiem, którego wcześniej nie wykonywał, co skończyło się tym, że runął w mały ogródek. 
Widząc tą scenę zaczęłam się głośno śmiać aż rozbolał mnie brzuch. Nie przestawałam nawet, gdy blondyn wbijał we mnie twarde spojrzenie mówiące, że natychmiast mam przestać. 
-To ... B-było ... Najlepsze. - wydukałam z trudem. Pod powiekami poczułam nawet łzy. 
-To nie jest śmieszne ! - rzucił z oburzeniem, podnosząc się. 
-Jest. 
-Wszystko mnie boli. 
-Ego też ? 
Zażartowałam, kiedy do ogrodu, tylnymi drzwiami weszła elegancko ubrana kobieta. Torebka ze skóry węża mieniła się w słońcu, a z koka na środku głowy, wystawało jej jedno pasemko. 
-Co tu się dzieje, Marco ? - zapytała chłodno, patrząc raz na mnie, raz na niego. Jej spojrzenie było przeszywające i zimne, przez co poczułam ciarki, rozchodzące się po nieokrytej skórze. 
Zdecydowanie jej wyniosła postawa zdominowała wszystko w ogrodzie. Przy niej czułam się jeszcze mniejsza niż byłam, zagubiona. 
-Trening, mamo - odpowiedział z uśmiechem i zdjął mały ręcznik ze sznureczka. Kompletnie nie przejmował się obecnością kobiety. Nadal był uśmiechnięty i wyluzowany. 
Dokładnie wytarł twarz, obryzganą błotem i pocałował kobietę w policzek na powitanie. Ona tylko skrzywiła się i ponownie skupiła na mnie. Pod naciskiem jej groźnego wzroku, spuściłam głowę. 
- A ta dama, kim jest ?
-Moją przyjaciółką, mamo. - dyskretnie uśmiechnął się w moją stronę. 
-Ach, tak. - westchnęła z pogardą. - Teraz zapraszasz przyjaciółki, a co będzie gdy Ca ... 
-Lily, możesz nas na chwilę zostawić ? 
Nie pamiętam co usłyszałam pierwsze ... Dziwną wypowiedz kobiety, czy prośbę Marco. 
Niepewna i zestresowana pokiwałam głową i utykając powędrowałam do środka. Nie zamierzałam podsłuchiwać, co okazałoby się zbyt niegrzeczne z mojej strony, dlatego wypuszczając głośno powietrze, upadłam na kanapę. 
Mimo że minęło już kilka minut, nadal nie mogłam pozbyć się widoku oczu mamy Marco. Sądzę, że gdyby mogły, z pewnością by zabijały, a raczej ten okropny chłód i wrogość, który wtapiał się w brązowy kolor tęczówki. Nie rozumiałam, dlaczego była tak okropnie nastawiona do mojej osoby, ponieważ niczym jej nie zawiniłam, nie mówiąc już o tym, że nawet mnie nie poznała i nie próbowała tego zrobić. Weszła, jak gdyby nigdy nic, zabierając całe powietrze wokół. 
Nie chciałam dalej rozmyślać, wiedząc, że doprowadzi mnie to do nikąd. Nigdy nie będę traktowana poważnie przez ludzi, bo mam tak okropną historię. Sam mój wygląd zewnętrzny odstrasza innych, więc dlaczego w tym przypadku miałoby być inaczej ... 
Kolejne dziesięć minut spędziłam tępo wpatrując się w ekran telewizora, gdzie leciał właśnie kolejny odcinek Pretty Little Liars, w którym po dwóch latach odnaleziono Alison. Był to bardzo ciekawy seans, dlatego z niechęcią oderwałam wzrok, kiedy do salonu wkroczył Marco i jego mama. Niewiele mogłam wyczytać z jego twarzy, jednak ponownie poczułam się zagrożona, kiedy kobieta usiadła obok mnie na kanapie. 
-Chcesz herbatę, Lily ? - zawołał Tajemniczy, będąc już w kuchni. „Ciebie chcę, abyś mnie uratował od tej jędzy !” - krzyczała moja podświadomość, lekko wzburzona takim obrotem spraw. Skarciłam ją za dobór słów i nieco ściszyłam odbiornik. 
-Poproszę. - odpowiedziałam grzecznie. 
-Co ci się stało ? - zapytała, udając przejęcie, choć jej głos był zimniejszy niż lód. 
-Potknęłam się. - szepnęłam zawstydzona. 
-Och. - rzuciła zdawkowo. Stwierdziłam, że to koniec naszej konwersacji, dlatego ponownie powróciłam do opowieści o Kłamczuchach. Zaskoczeniem był dla mnie, kiedy kobieta mocno chwyciła mnie za nadgarstek i zwróciła w swoją stronę. 
Syknęłam cicho, wpatrując się z przestraszeniem w jej twarz, która była teraz, jak wykuta w marmurze przez najlepszego na świecie rzeźbiarza. 
-Posłuchaj, dziewko. - zaczęła groźnie, a mnie przeszły ciarki. -Mój syn ma dobre serce, ale nie nadużywaj go i nie próbuj się zakochiwać. On ma poukładane życie, a ty najwyraźniej nie, skoro sypiasz pod płotami. - zacisnęłam dłonie w pięści, czując przypływającą złość. - To mój syn i choć nie zgadzam się z wielu jego życiowymi decyzjami, musisz go zostawić w spokoju. Jeśli nie sama będziesz żałować, że pozwoliłaś mu wejść pomiędzy twoje nogi. Zabawi się tobą i zostawi, jak Evę. Nigdy cię nie pokocha. - zakończyła swój monolog i używając większej siły, odrzuciła z impetem moją rękę. 
Łzy zapiekły mnie pod powiekami. Jak ona mogła zarzucać mi takie rzeczy ?! 
Nie mogłam dłużej znieść jej towarzystwa i nikłego uśmiechu na twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że naprawdę mnie przestraszyła. 
Zanim Marco zdążył dotrzeć do salonu z dwoma kubkami z parującą cieczą, ja byłam już na schodach. W tamtym momencie nie przeszkadzał mi gips. Musiałam, jak najszybciej, znaleźć się z daleka od tej kobiety. 
Przy ostatnich trzech stopniach zabrakło mi siły i powietrza w płucach, gdyż wstrzymywałam łzy. 
Przytrzymując się kurczowo poręczy, udało mi się stanąć na równiej podłodze korytarza. Wiedząc, że nie dam rady dojść do swojego pokoju, otworzyłam pierwsze drzwi po lewej. Jak się okazało była to ogromna garderoba, której podłoga wyłożona była jasną wykładziną. 
Podeszłam do sofy na środku pokoju i opadłam na nią. Wzięłam kilka głębszych oddechów, aby uspokoić swoje rozdygotane wnętrze i rozejrzałam się dookoła. 
Było tu stylowo i nowocześnie, jak w salonie i innych pomieszczeniach tego domu. Jednak imię Eva, wypowiedziane przez mamę Marco, zaszumiało mi w głowie, kiedy dotarłam do wielkiego obrazu na północnej ścianie. 
Marco i piękna blondynka. 
Oboje uśmiechnięci. 
Radośni. 
Szczęśliwi. 
Ona go przytula. 
On jest zadowolony. 
Miałam ochotę rozryczeć się i kompletnie nie wiedziałam dlaczego. To było do przewidzenia. Taki ktoś, jak Marco nie żyje w celibacie. Jest przystojny, sławny, bogaty, zabawny i nie ma w tym nic dziwnego, że spotyka się z pięknymi kobietami. Ja taka nie byłam, ale sam uznał mnie za siostrę. To było, jak spełnienie marzeń. 
W tej chwili poczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem ja zbyt wiele od niego nie wymagam. Czy nie za szybko rozpoczęłam ten rozdział, ufając mu bezgranicznie. 
Lubiłam go. 
Podziwiałam. 
Uwielbiałam spędzać z nim czas, wiedząc, że nie można się z nim nudzić. 
Zauroczyłam się tym sposobem życia.
I czy to aby nie za dużo ? Nawet, jak dla mnie. 
-Lily ? - podniosłam głowę na dźwięk jego głosu, ciesząc się w głębi duszy, że nie płakałam. -Co tu robisz ? 
-Twoja mama już wyszła ? 
- Czyli kryjówka.- uśmiechnął się. -Ale tak, wyszła. 
-Co chciała ? - zapytałam. 
Marco wszedł do środka i usiadł obok mnie. Zgiął nogi w kolanach i położył na nich ręce. Nawet po wysiłku pachniał cudownie, a jego tatuaże idealnie prezentowały się w tym świetle. 
-Nic takiego. - odparł beztrosko. 
-Aha. 
-Boisz się jej ? 
-Co ?! 
Udawałam zdezorientowaną. 
-Zrobiła ci coś ? Powiedziała ? 
-Nie. 
-Lily ... 
-Mówię prawdę. - odpowiedziałam z naciskiem. 
-Okej. - uniósł ręce w geście obrony. 
Chwila ciszy między nami okazała się bardzo kojąca, ale ja ją przerwałam, kompletnie zaskakując blondyna: 
-Czy to Eva ? - podbródkiem pokazałam na obraz, który wzbudził we mnie dziwne uczucia. 
-Nie. - rzucił, zaciskając mocniej szczękę. 
-Kochasz ją ? 
-Boże, Lily, nie chcę o tym rozmawiać. 
-Okej. - przytaknęłam z wyrzutem. 
To Eva. 
Kocha ją. 
Ona wie, że tu jestem ? 
Rozstali się ? 
-Nie musisz się tym martwić. Jesteś moją siostrą i dopełnię obietnicy.- zapewnił, obejmując mnie ramieniem. Odetchnęłam jakby z poczuciem ulgi i wyraźnie się zrelaksowałam. 
Jego statut: to skomplikowane. 
Mój statut: chyba właśnie zaczyna mi zależeć i boję się o to co będzie, gdy zdejmą mi to coś z nogi.

--------------------------------------------------------------------

Wiem zawaliłam, ale proszę zrozumcie jestem teraz na studiach i mam dużo egzaminów dodaję rozdziały wtedy kiedy tylko mam czas, wczoraj wieczorem przyjechałam dopiero do domu. Naprawdę przepraszam i liczę na zrozumienie. Pozdrawiam.
PS. BORUSSIA W FINALE PUCHARU NIEMIEC, OGLĄDAŁAM MECZ NA INTERNECIE W AKADEMIKU I PO MECZU PŁAKAŁAM ZE SZCZĘŚCIA, ALE JAKO KIBICOWI POLSKIEJ REPREZENTACJI ŻAL MI ROBERTA, MIMO IŻ NIE PRZEPADAM ZA NIM DARZĘ GO DUŻYM SZACUNKIEM, MAM NADZIEJĘ, ŻE SZYBKO SIĘ WYKURUJE. 

niedziela, 19 kwietnia 2015

{06} "Przywitaj się z Rudolfem"

"Czuję słońce świecące delikatnie na mojej twarzy,
Wystarczy, że usłyszę twój głos, wiem, że wszystko będzie ok
-John Mamann & Kika - "Love Life"

Wspominałam już, jak bardzo nie cierpię szpitali? Owszem. Gdy w nich jestem, dreszcz przechodzi przez moje ciało, ponieważ wiem, że w tym miejscu widziałam mamę po raz ostatni; czulą się, troskliwą i uśmiechniętą, kiedy szeptała podnoszące na duchu, słowa. Od razu, gdy dowiedziała się o postępującej chorobie, obiecywała, że nawet stamtąd, z góry będzie się mną opiekować. Teraz wiem, że to prawda. Myślę, że to właśnie ona postawiła na mojej drodze tak wspaniałego Tajemniczego. Gdyby nie jego dobre serce, nie miałabym okazji przebywać w jego wypasionym domu, jakiego nigdy w życiu nie widziałam. 
Również i teraz nie leżałabym na lekarskiej kozetce, wpatrując się w biały sufit. Marco mówił za nas oboje, zdając relację z nocnych i porannych wydarzeń. Tak naprawdę po chwilowym zasłabnięciu, poczułam się lepiej, ale i to nie przekonało blondyna, by zrezygnować z wizyty w tej placówce. Zastanawiałam się, czy równie chętny byłby do czekania, gdyby starszy mężczyzna z siwą czupryną na głowie, nie był dobrym przyjacielem jego ojca. 
Potem przyszło to, czego bałam się najbardziej -badanie. Drżałam za każdym ruchem rąk mężczyzny, gdy na początku osłuchiwał moje serce, a następnie sprawdzał stan mojej nogi. Zacisnęłam mocno powieki, starając się odrzucić wspomnienia i powstrzymać łzy. Jakie było moje zaskoczenie, gdy Marco złapał mnie za dłoń, spokojnie głaszcząc kciukiem moje knykcie. Było to takie uspokajające i... Inne. Po tym, jak zachował się w nocy, już się go nie bałam. Sama jego obecność sprawiła, że koszmary nie powróciły, a mi spało się całkiem dobrze. 
-Wygląda to gorzej niż domyślałem się po rozmowie z tobą, Marco. -oznajmił. Powoli uchyliłam powieki, ale jedynie, co ujrzałam to twarz Tajemniczego. Uśmiechał się do mnie ciepło, nadal trzymając moją dłoń, dopóki się nie podniosłam, a on ponownie zajął miejsce naprzeciwko doktora. 
-Co to znaczy? -spytał. 
-Gorączka i omdlenia spowodowane są zakażeniem, które powstało na ranie. Powinna ona być już dawno w gipsie. 
Na jego słowa podniosłam głowę, kończąc wpatrywanie się w sprane trampki i rozdarte spodnie na potrzeby badania. 
-Ale jesteśmy w stanie pomóc bez pobytu w szpitalu. - ciągnął dalej. -Ale po założeniu gipsu będzie potrzebowała opieki. Dziewczyna jest wychudzona, ma niedobór minerałów i wielu innych składników. 
-Zrobię wszystko, by była zdrowa. -oznajmił Marco. Moje serce w jednym momencie urosło tak wielkie, że chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. 
-Tak myślałem. -lekarz uśmiechnął się ciepło w stronę blondyna. Podciągnął rękawy fartucha i wstał z fotela, podchodząc do mnie. - A ty młoda damo musisz w końcu zadbać o siebie. 
-Dobrze. - mruknęłam ledwie słyszalnie, kiwając głową. 
Po kilku chwilach pojawiła się młoda pielęgniarka, która wraz z mężczyzną, rozpoczęła nakładanie gipsu na moją nogę. Z każdą minutą czułam coraz większą niechęć do tego, co miałam nakładane na chorą kończynę; głownie ze względu na ciężar. Mimo twój zbilansowanych posiłków, które dane było mi spożyć, nadal byłam słaba fizycznie, mniej psychicznie. Stało się tak dzięki Marco. Był opiekuńczy w stosunku do mnie i dlatego czułam się bezpieczna, wiedząc, że póki przy mnie jest, nic mi się nie stanie. Na razie nie chciałam myśleć o tym, co będzie, kiedy wyzdrowieje. To nastąpi i dobrze o tym wiedziałam. Co prawda to dwa tygodnie noszenia gipsu na nodze, ale byłam pewna, że z Tajemniczym nie będę się nudzić, a ten czas upłynie zbyt szybko niż bym tego chciała. 
Po zabiegu lekarz wręczył blondynowi receptę, którą chłopak schował do kieszeni, aby wziąć mnie na ręce i zanieść do samochodu. Owszem, protestowałam, ale to nie robiła żadnego wrażenia na upartym Tajemniczym.
-To jakaś nowa moda na bycie tak wychudzonym? - zagadnął wślizgując się na siedzenie obok mnie. Nadal byłam pod wrażeniem tego samochodu. 
-Nie. - rzekłam krótko, odwracając się w stronę szyby. Tym gestem chciałam pokazać, że nie zamierzam ciągnąć dalej tematu mojej wagi. Nie byłam jeszcze gotowa, aby opowiadać komukolwiek o mojej przeszłości. 
-A jak się czujesz? - zapytał, rozluźniając atmosferę. 
-Nie lubię tego. - mruknęłam, a dźwięczny śmiech Tajemniczego wypełnił samochód. Doskonale wiedział, że chodzi mi o gips. 
-Dasz radę, prawie siostrzyczko. - zażartował, puszczając mi oczko. Spuściłam wzrok na swoje dłonie, wyraźnie speszona. Pierwszy raz zachował się w stosunku do mnie tak... Inaczej; jakbym nie była tylko nieznajomą. Mimo to było to nowe i całkiem fajne doświadczenie. 
Nagle zatrzymał się pod niewielkim budynkiem o żółtym kolorze ścian. Spojrzałam pytająco na Tajemniczego, ale on tego nie zauważył, szukając banknotów w małym schowku. 
-Idę kupić leki. - oznajmił, chwytając za klamkę. 
-Ok.- przytaknęłam, na co posłał mi mały uśmiech. 
Wygodniej zagłębiłam się w fotelu, obserwując jak wiatr rozwiewa jego idealnie ułożone włosy, zanim zniknął w aptece. 
Po chwili mój wzrok spoczął na zielonych krzewach, które znajdowały się na środku placu, przeznaczonego do parkowania samochodów, a dokładnie postać ubrana w czarne ciuchy. W dłoniach trzymała duży aparat, którego obiektyw skierowany był na auto Tajemniczego. 
Zamrugałam kilka razy powiekami, jakby sprawdzając, czy to czasem nie sen. Zmarszczyłam czoło oraz nos, nie wiedząc, po jakiego grzyba ten ktoś fotografuje ten samochód. Chce kupić sobie taki sam? 
Moje rozmyślania przerwał Marco, który wszedł do samochodu, rzucając reklamóweczkę z lekami na tylnie siedzenie. Otworzyłam usta, ale nie zdążyłam go o nic zapytać, ponieważ ruszył z piskiem opon. Moje ciało poderwało się do góry, a gdybym nie złapała się deski rozdzielczej, płakałabym z bólu, który powodowany byłby urazem drugiej nogi, kiedy wyleciałabym przez okno. 
-Przepraszam. - powiedział z majaczącym się na ustach uśmiechem, który bardziej ukazywał grymas. 
-Co to w ogóle było? - zapytałam nadal będąc w szoku. Normalni ludzie się tak nie zachowują...
-Paparazzi. - oznajmił bez emocji, wzruszając ramionami.
-Pff. Po prostu pajac chciał ci ukraść samochód. -powiedziałam beztrosko, wpatrując się w mijające drzewa i płynące po niebie chmury. 
-Jestem piłkarzem, Lily. - ślina zbyt szybko spłynęła w dół mojego gardła, gdyż zaczęłam cicho kaszleć, próbując przetworzyć informacje, które mi przekazał. 
Piłkarzem? - moja podświadomość bardzo się zawiodła, krzyżując ręce i wydymając usta. Jędza. 
Jednak nie zamierzałam w to wątpić. Upewniała mnie ta powaga w jego głosie. Nie mógł kłamać. Poza tym właśnie to tłumaczyłoby luksusową dzielnicę, gdzie mieszka w swoim wielkim i nowoczesnym domu oraz super szybki samochód z miękkimi fotelami i miłym zapachem kwiatu wiśni, który wdychałam. 
Mimo to chciałam zniknąć, rozproszyć się w powietrzu, jak wampir pod wpływem światła. Zdecydowanie tutaj nie pasowałam, nie do tego świata. Jestem biedną, jak mysz kościelna dziewczyną, okropnie chudą i tak sam ochydną urodą. Ja i znany piłkarz? Najlepszy joke roku. 
Gdyby tylko Tajemniczy przestałby emanować tą tajemniczością i zdradził kilku szczegółów swojego życia, nigdy nie zgodziłabym się na bycie jego „siostrą” i korzystanie z jego pomocy. Nie tylko finansowej. Dzięki niemu poczułam się lepiej psychicznie. 
-Powiesz coś? -spytał niepewnie, zerkając na mnie, co chwila. W tamtym momencie podziwiałam go za tak podzielną uwagę. Czy on miał w ogóle jakieś wady? 
-Okłamałeś mnie. -mruknęłam cicho. 
-Nie pytałaś o to. -tłumaczył się. 
-Jeszcze dzisiaj zniknę z twojego życia. - oznajmiłam. Od razu odwróciłam się w stronę okna, czując napływające łzy. Wcale tego nie chciałam, ale musiałam to zrobić. Nie mogłam pozwolić, aby ludzie z jego otoczenia stracili do niego szacunek. 
-Nie pozwolę Ci na to. - odpowiedział twardo. Czy można być jeszcze bardziej pewniejszym siebie? 
Dodatkowo jakby na potwierdzenie swoich słów Marco przycisnął guzik, zamykający drzwi. -Jesteś chora. 
-I co z tego? - wyrzuciłam w górę dłonie, ukazując swoją złość. Nigdy nie krzyczałam na ludzi i nie chciałam teraz tego robić. Nie potrafiłam. 
-To, że u mnie zostajesz i na nic te zbędne dyskusje. Mój zawód tu nic nie zmienia. Zdecydowałem się o ciebie zadbać i dotrzymam słowa, dopóki nie odzyskasz odwagi, by wrócić do domu. Musisz mi tylko zaufać. - zakończył, poddając nas ciszy. Długiej i męczącej ciszy. Chciałam ją przerwać, szepcząc ciche „Ufam ci od dawna”, ale zabrakło mi odwagi. Czułam, że to byłoby nieodpowiednie, ponieważ znamy się dopiero od dwóch dni. 
Do końca drogi również się nie odzywaliśmy. Miałam wrażenie, że to było lepsze niż kolejna wymiana zdań, która była zupełnie bezcelowa. Był o wiele silniejszy ode mnie, a bez niego nie dałabym rady nawet chodzić. 
Dodatkowo musiałam przetrawić całą tą sytuację, by podjąć dobrą decyzję, dotyczącą mojego życia. 
-Jesteśmy. - samochód stanął na podjeździe. Marco wyjął kluczyki ze stacyjki, odblokował drzwi i pociągnął za klamkę. Wysiadł z auta i obszedł je, otwierając drzwi od mojej strony. Bez użycia większej siły, dźwignął moje ciało i przeniósł przez próg domu, niczym pannę młodą. 
Wylądowałam na kanapie, okrywając się puszystym kocem. Ponownie poczułam dreszcze, które zwiastowały nadejście gorączki. 
Marco po chwilowej krzątaninie po kuchni, zaparzył mi gorącą herbatę, podając prosto w dłonie wraz z lekami, które połknęłam, a następnie podał pilot, po krótce tłumacząc jego obsługę. 
-Nadal jesteś zła? - spytał, kiedy odbierałam od niego urządzenie. 
-Nie.- rzekłam. - Muszę po prostu pomyśleć. 
-To dobrze, bo muszę wyjść na trening. - odpowiedział z majaczącym się na ustach, uśmiechem. Odsłonił mi ekran dużego telewizora, wędrując do korytarza. 
- A ty? Jesteś zły? - musiałam o to spytać. Do tej pory był taki chłodny. 
-Również nie. - powiedział wesoło. -Przyzwyczaiłem się do siostrzanych foszków. - puścił mi oko, na co nieśmiało się uśmiechnęłam i lekko zarumieniłam. -Ale ciesz się, że ciebie nie zaczepiam, jak ją, kiedy jest wściekła. - zażartował, znikając za powłoką drewnianych drzwi. 
***
Zrzuciłam kawałek koca, okrywającego moje nogi, na podłogę. Gorączka szybko spadła, dzięki lekom, a ja czułam się o wiele lepiej. Było mi odrobinę gorąco i prawie wyczuwałam zapach swojego potu, ale starałam się tym nie przejmować. Nawet, jeśli chciałabym się odświeżyć, bez pomocy Marco nie dałabym rady wstać. 
Chłopak spędzał właśnie już drugą godzinę na treningu, kiedy ja okupowałam kanapę. Byłam strasznie ciekawa, jak odbywa się takie coś. Jednak brak obecności Tajemniczego uświadomił mi, jak wiele traci ten dom bez niego. Jego szeroki uśmiech rozświetla te wnętrza bardziej niż promienie słońca, wpadające każdego ranka przez duże okna w sypialniach. Było tu pusto i nadzwyczajnie chłodno. 
Wyciągnęłam rękę po trzecią muffinkę, nadal wpatrując się w ekran przede mną. Te ciastka po prostu rozpływały się w ustach. Nie było słów, by opisać ich smak. Jakby i tego było mało, idealnie pasowały do popołudniowych seansów. Byłam pod wrażeniem wielkości telewizora i wspaniałej, jakości, wyświetlanego w nim, obrazu. Żywe kolory oddawały każdą, najmniejszą emocję. Bardziej sprawdziło się to w przypadku programów przyrodniczych, od których zaczęłam, a zakończyłam poszukiwania na serialu „Z kamerą u Kardashianów”. 
Nagle drzwi otworzyły się ze świstem. Szybko dokończyłam ciastko z malinową marmoladą w środku, wytarłam, kąciki ust i odwróciłam się w stronę blondyna. 
-Hej. - przywitał się, odkładając torbę treningową na podłogę. 
-Jak było na treningu? - spytałam z uprzejmością. 
-Jak zwykle. Bieganie i jeszcze więcej biegania. - zaśmiał się dźwięcznie, biorąc duży łyk wody mineralnej z butelki. 
-To chyba dobrze. - uśmiechnęłam się nieśmiało. Ponownie naciągnęłam na siebie koc, aby blondyn nie miał żadnych zastrzeżeń i powróciłam do serialu, gdyż skończyła się przerwa reklamowa. 
-A tobie, jak minął dzień? - zapytał. Pomiędzy dialogami bohaterów, usłyszałam, jak przechodzi do kuchni. 
-Dużo edukacji. - odpowiedziałam, nie patrząc na niego. To prawda. Telewizor Tajemniczego posiada wiele fajnych programów, dzięki którym mogłam się czegoś dowiedzieć. Brakowało mi tego. Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, chętnie słuchałam wielu ciekawostek, które opowiadali nam nauczyciele i kompletnie nie rozumiałam tych, którzy gardzili tak ciekawymi lekcjami. 
-Wspaniale, że się nie nudziłaś. - rzekł. - I byłaś grzeczna. 
-Trudno być niegrzeczną, kiedy masz gips na nodze i nie możesz chodzić. 
-Znam ten ból. - przyznał. - Ale kontuzje to nie to, o czym na razie chcę rozmawiać. Co powiesz na niespodziankę? 
-Jaką? - gwałtownie, odwróciłam się w jego stronę. 
-Pozwiedzamy Dortmund. - oznajmił z uśmiechem. 
-Przecież... Ja... - nie mogłam się wysłowić, kiedy znalazł się obok mnie. Przesunął talerz z babeczkami na środek stolika i uklęknął obok kanapy. 
-Druga niespodzianka czeka na dworze. - odparł tajemniczo. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale uciekł z nich tylko cichy i wesoły pisk, bo Tajemniczy dźwignął mnie do góry. Puchowy koc upadł na podłogę, a ja instynktownie chwyciłam się jego szyi. 
Na dworze zrobiło się bardziej przyjemnie niż było rano. Owszem powiewał lekki wiaterek, unosząc moje włosy, ale i to dodawało optymizmu. 
Samochód Marco stał bliżej domu, co było zaskakujące, ponieważ blondyn zwykle parkował na swoich ulubionym miejscu, w cieniu ogromnego drzewa. Zrozumiałam jego zamiary dopiero, gdy posadził mnie na masce swojego auta. Kiedy ja zakładałam swoją kurtkę, on otworzył tył samochodu, a po chwili postawił obok mnie nowy wózek inwalidzki. 
-O nie... - jęknęłam, wiedząc, co to oznacza. 
-O tak! - krzyknął optymistycznie. - To jest twój nowy przyjaciel. Przywitaj się z Rudolfem
-Marco. - prychnęłam śmiechem. Złość na niego, którą chciałam czuć, nigdy nie dotarła, witając się z moim organizmem. Może i był bogaty, ale nie mogłam pozwolić, by kupował coś tak drogiego. I to dla mnie. - Niestety nie polubimy się z Rudolfem. Musisz go oddać. - oznajmiłam poważnie. 
-Dlaczego? - zdziwił się. 
-Nie chcę, żebyś wydawał na mnie swoje pieniądze. 
-Lily, naprawdę mam ich dużo i mogę sobie na to pozwolić. - zapewnił, uśmiechając się. -Piłkarze zarabiają dość dużo. 
-W takim razie oddam ci. - nie potrafiłam się poddać. Czułam się nie fair i nie chciałam by ktoś pomyślał, że zwyczajnie go wykorzystuję. 
-O na pewno nie! - zaprotestował z oburzeniem. -Dobra, porozmawiamy o tym później, - poprawił się ze zrezygnowaniem, widząc moją groźną miną. Starałam się by taka wyszła. 
Uśmiechnęłam się szeroko i w triumfie zeskoczyłam z maski, czego od razu pożałowałam. Noga zaczęła mnie okropnie boleć. Straciłam chwilowo równowagę i nie zdążyłam się niczego złapać. Przygotowywałam się już na bolesny upadek, ale on nigdy nie nadszedł. 
Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę, że bardzo mocno zaciskałam powieki. Miało mnie to chronić przed łzami, które pojawiłyby się, gdybym usłyszała kolejne łamanie się kości. 
Jedynie, co widziałam to idealna twarz Marco, z wyraźną zmarszczką dezaprobaty na czole, która zasłaniała mi słońce i większość chmur. Cholera. Był bardzo blisko i na dodatek trzymał mnie za biodra. Musiałam być w ogromnym szoku, gdyż nie zareagowałam wzdrygnięciem, krzykiem, a nawet łzami, czując dotyk mężczyzny na moim okrytym ciele. 
-Nadal sądzisz, że Rudolf jest ci nie potrzebny? - uniósł brwi ku górze. Zastanawiając się nad odpowiedzią, przejęłam inicjatywę i po chwili stałam już o własnych siłach. 
-Okej, Rudi. Ale nie licz na moją miłość. - zażartowałam, na co Marco również się uśmiechnął, ukazując rząd białych zębów. Zarumniłam się lekko, kiedy jego dłonie umiejscowiły się na uchwytach, przymontowanych do wózka. Niedawno były tam... Na mojej skórze. 
Nagle poczułam się dziwnie zakłopotana, dlatego szybko i nieporadnie, wsiadłam do auta.
Samochód Tajemniczego łagodnie przemierzał kolejne ulice. Byłam tak zajęta podziwianiem architektury, iż nie zwracałam uwagi na to, co mówi Marco na ich temat. Dodatkowo towarzyszyła nam fajna muzyka, wypływająca z głośników. Co jakiś czas chłopakowi zdarzało się coś zanucić, na co uśmiechałam się szeroko, nadal wpatrzona w szybę. 
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od romańsko-gotyckiego Kościołu Mariackiego, następnie Stary Rynek w Bielefeldzie. Na koniec zostawiliśmy Westfalenpark. Podróż w towarzystwie Marco okazała się cudownym pomysłem. Ciągle coś opowiadał, a ja chichotałam jak nastolatka. Dodatkowo był opiekuńczy, prowadząc mnie na wózku. O tak, przekonałam się do Rudolfa. 
Pomiędzy wielkimi drzewami w parku, przebijały się promienie słońca, docierając do ławki, na której spoczywał Tajemniczy. Ja stałam obok podziwiając kwiaty w kolorach tęczy. 
-Podobało ci się? - zagadnął, beztrosko opierając się o oparcie drewnianej ławki. 
-Nawet nie wiesz jak. - uśmiechnęłam się szeroko. To było najlepsze popołudnie w moim życiu. 
-To dobrze, siostro. - powiedział wyraźnie z siebie zadowolony. -Opowiesz mi coś o sobie? 
Zamarłam na chwilę. Serce zaczęło mi mocnej bić, a oddech stał się płytki. 
-Nie jestem zbyt interesująca. - odparłam deprymująco. Chciałam go zniechęcić do dalszego wypytywania, ale jednocześnie ten moment zbliżał się nieubłaganie. 
-Skoro tak... - westchnął. Odchylił głowę w tył, nakierowując ją w stronę ciepłego słońca. Miałam wrażenie, że chłopak poczuł się urażony, dlatego postanowiłam zareagować, bo cisza między nami zaczęła być strasznie krępująca. 
-Moja mama zmarła kilka dni temu. - oznajmiłam, spuszczając wzrok na swoje dłonie. -Głownie, dlatego wyjechałam. 
-Przykro mi. -wyszeptał ze współczuciem. Czułam, że to mówił prawdziwie. 
Zadrżałam, kiedy jego dłoń umiejscowiła się na moim ramieniu, co miało dodać mi otuchy i w jakiś sposób zachęcić do wyrzucenia z siebie tych wszystkich emocji. 
-Nie była dla mnie tylko matką, ale i przyjaciółką. Najlepszą. Rozumiała mnie w każdej sytuacji. - zalała mnie fala ciepła na te wspaniałe wspomnienia. - Tęsknię za nią. 
-Wiem, co czujesz, Lil. - powiedział. Jego ton był taki smutny, dlatego podniosłam wzrok. - Miałem brata. Zginął w wypadku samochodowym... 
*** 
Czy to możliwe, aby po jednej rozmowie poczuć się tak wolną i oczyszczoną? Chyba tak. 
To popołudnie, spędzone na ławce, pozwoliło mi wyrzucić z siebie te nieprzyjemne emocje. To, co wydarzyło się w życiu Marco, sprawiło, że poczułam do niego jeszcze większą więź. Oboje byliśmy zranieni przez życie, tylko on jakoś sobie z tym poradził. Ja nadal walczę. 
Po powrocie do domu, ponownie zaległam na kanapie, a Marco zrobił herbatę oraz popcorn. 
-Masz ochotę zagrać w FIFĘ? - zapytał, zajmując miejsce obok, po tym jak podał mi kubek z parującą cieczą. 
W duchu dziękowałam Radkowi, że zdąży mnie wtajemniczyć w tego typu gry. Był ich pasjonatem i chwalił się każdą, którą kupował po wypłacie. Przestał dopiero, gdy zakład, w którym pracował, zbankrutował, a on musiał szukać nowej pracy. 
-Jasne. - zgodziłam się wesoło. Upiływszy łyk herbaty, odstawiłam kubek na stolik i odebrałam urządzenie od Tajemniczego. 
Przez całą grę byłam okropnie podekscytowana i bawiłam się jak małe dziecko. Nigdy dotąd nie udało mi się być tak beztroską i wyzwoloną. 
-Wygraaaaaałam! - krzyknęłam radośnie, kiedy na ekranie telewizora pojawił się wielki napis, kończący mecz. 
Marco zmarszczył brwi. 
-Dawałem ci fory
-Po prostu nie możesz się przyznać do porażki. - pokazałam mu język. 
- Nie pyskuj ze starszym bratem. - żachnął się. 
*** 
Po emocjonującym meczu obejrzeliśmy jeszcze jeden film, który wybrał Marco, a następnie blondyn zaniósł mnie do mojej sypialni. 
Po umyciu twarzy i zębów, położyłam się na łóżku, naciągając na siebie kołdrę. 
Byłam okropnie zmęczona dzisiejszymi wrażeniami. Miałam już zamknąć oczy, kiedy do pokoju wszedł uśmiechnięty Marco, trzymając pod pachą poduszkę i koc. 
Zaintrygowana obserwowałam chłopaka, kiedy ułożył rzeczy na podłodze, zdjął koszulkę, ukazując umięśniony brzuch, na którego widok zrobiło mi się dziwnie gorąco, a po chwili zabrał taką samą pozycję, jak moja. 
-Co ty robisz? 
-Śpię. -odparł. -Muszę cie pilnować, by nie skończyło się kolejnym atakiem, jak wczoraj. 
-Będzie cię bolał kręgosłup. 
-Dam radę. -zapewnił, puszczając mi oczko. 
Przewróciłam się na plecy i cicho jęknęłam. 
-Jesteś piłkarzem i musisz dobrze spać. 
-Tu jest naprawdę wygodnie. -zapewnił, klepiąc poduszkę. 
Zdecydowanie za bardzo się dla mnie poświęca... 
-Chodź tu. - poklepałam miejsce obok siebie. Tajemniczy spojrzał na mnie zaskoczony, ale kiedy zrozumiał, o co mi chodzi, niczym wygłodniały tygrys rzucił się na łóżko. 
-Tylko bez... 
-Wiem. - zaśmiał się. 
Przez kilka chwil przyglądałam się sufitowi, a kiedy stwierdziłam, że Tajemniczy znajduje się w odpowiedniej odległości, zamknęłam oczy.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

WITAJCIE!! POPRZEDNIA AUTORKA BARDZO PROSIŁA WAS ABYŚCIE  ODWIEDZALI JĄ NA JEJ NOWYM BLOGU:
                                                        
                          SERCE CZY ROZUM?