czwartek, 30 kwietnia 2015

{07} "Jesteś moją siostrą i dopełnię obietnicy"

„Chce byś wiedział, że to nasz czas
Ty i ja ulatniamy to samo światło
Chce byś wiedział, że jestem cała twoja
Ty i ja biegniemy w tym samym kierunku”
- Zedd ft. Selena Gomez- "I Want You To Know "
 
Mój żołądek boleśnie się skurczył, a w brzuchu głośno zaburczało. Do chwili wybudzenia się spałam na plecach. Kołdra okrywała mnie od bioder w dół, zapewniając nie tylko ciepło, ale i dziwną, niewytłumaczalną barierę bezpieczeństwa. Mniejsza ja miałam dużą szansę zaplątania się w niej, by tata mnie nie znalazł. Jednak ta tutaj była niewiarygodnie miękka w dotyku, pachniała kwiatami i z pewnością wykonana z drogiego materiału. 
Dlaczego tak bardzo przeszkadzał mi status materialny Marco ? Lubiłam go. Nawet bardzo, a to jego majętność doskonale mówiła, że nie jestem dla niego. Przyjechałam z obleśniej kamienicy, położonej pod Warszawą, a pieniądze, które zostawiła mi mama nie starczyłyby nawet na trzy noce w najgorszym hotelu. Dodatkowo teraz musiałam je oddać Tajemniczemu za Rudolfa. Sama nie wiem, dlaczego nadal go tak nazywałam. Zdecydowanie to określenie bardzo do niego pasowało. Mimo naszych rozmów dalej niewiele o nim wiedziałam. 
Jęcząc odgarnęłam kosmyki włosów z czoła. Uchyliłam jedną powiekę, oglądając ich stan. Były niczym siano - wysuszone i stojące w każdą możliwą stronę. Badając opuszkami palców fakturę szafki nocnej, najpierw odnalazłam gumkę, aby ujarzmić włosy, a następnie kartkę o chropowatej fakturze. 
Otworzyłam szeroko oczy, które szybko przyzwyczaiły się do światła. Podniosłam się na wyprostowanych rękach i cofnęłam, aby plecami dotknąć zagłówka. Związałam włosy w niedbałego koka i zaczęłam czytać. 
 
„Krzyknij, jak wstaniesz, przyjdę po ciebie. :D
P.s. Słodko śpisz. ”
 
Zachichotałam cicho, ale nadal bardzo dziewczęco i odłożyłam papier na puste miejsce obok siebie. Poduszka w kwiaty nadal posiadała wgniecenie, świadczące o obecności Marco. 
Dłonią powiodłam w tamto miejsce i drgnęłam, czując nikłe ciepło, które świadczyło o tym, że wyszedł z sypialni dość niedawno. 
Nagle zrobiło mi się gorąco i byłam pewna, że moje policzki zdobi teraz szkarłat. Spał tu. Był całą noc. Troszczył się, by moje koszmary nie powróciły. Był, jak narkotyk, którego potrzebuje by normalnie żyć. Wraz z jego pojawieniem się, przyszło również wszystko dobre - zaopiekował się mną proponując mieszkanie, zawiózł do lekarza i sprawia, że się uśmiecham. Sprawia, że zapomniałam o ojcu i o tym, co mi robił. Pogodziłam się z tym i chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć. Dostałam drugą szansę i nie mogłam jej zmarnować. 
-Marco ? - zawołałam z powątpiewaniem. 
-Obudziłaś się. - pojawił się w pokoju szybciej niż myślałam. Oddychał głośno, jego klatka unosiła się chaotycznie, ale nie zapomniał uśmiechu. 
-Przerwałam twój trening ? 
-No co ty. - odparł żywo, siadając obok moich nóg. Do moich nozdrzy dotarł jego mocny zapach; potu, żelu pod prysznic, którego używał, i jego samego. Był zniewalająco męski w białym podkoszulku, prezentując czarny tusz pod skórą oraz szarych dresach, opinających biodra. Małe kropelki potu spływały po jego skroniach i karku, ale zdawał się tym nie przejmować. -Chodźmy na śniadanie. 
-Zdążyłeś je zrobić ? - spytałam zaskoczona, lądując w jego ramionach. Lekkie ciarki przebiegły po moim kręgosłupie, kiedy jego gorąca skóra spotkała się z moją. Była przyjemnie lepka, co wcale nie było odrażające, dlatego zaplotłam ręce wokół jego karku. Wyczułam, jak jego mięśnie lekko drgają po wysiłku, jaki zafundował swojemu ciału. 
-Zdziwiona ? - uśmiechnął się, manewrując tak, żeby zmieścić się w drzwiach. 
-Ja mogłam to zrobić. - odparłam z poczuciem winy. Gdyby nie ten głupi gips ... 
-Jesteś moim gościem. 
-Nie powinieneś tak pobłażać swojej siostrze. 
-A może chcę. - wzruszył ramionami. - Póki nie jest złośliwa i zrzędliwa. 
-Będę o tym pamiętać. - uśmiechnęłam się nieśmiało. 
Po kuchni roznosił się przyjemny zapach tostów, a na okrągłym stole stała przygotowana już owocowa sałatka. Upewniona, że Marco jest zajęty wkładaniem chleba z serem do opiekacza, chudymi palcami odnalazłam truskawkę i wrzuciłam do buzi, rozkoszując się jej naturalną słodkością. 
- Wszystko widziałem. - oznajmił, a ja zaskoczona podskoczyłam na krześle. Moja ręka zatrzymała się w połowie drogi do mojej buzi, kiedy pomiędzy palcami więziony był kawałek banana.
Tracą apetyt, odłożyłam owoc ponownie do miski, co nie świadczyło o moim dobrym wychowaniu, jednak byłam zbyt zaskoczona reakcją Marco. Zaczynam nawet podejrzewać, że posiada więcej par oczu i każda z nich z pewnością jest tak piękna. W takich tęczówkach, jakimi został obdarowany, można było się mocno zatracić. 
-Co dziś robimy ? - zapytałam cicho, zmieniając temat. 
-Jest ładna pogoda. Pokażę ci kilka trików. - oznajmił, a z tostera wyskoczyły dwie kromki złocistego chleba. Zręcznie ułożył je na talerzu. Jedną z nich posmarował masłem, a drugą jagodowym dżemem. 
Miałam wrażenie, że mój ślinotok płynie już pomiędzy piersiami, kiedy blondyn postawił przede mną talerz. 
-Zapowiada się ciekawie. - odpowiedziałam z lekkim podekscytowaniem, wgryzając się w chrupki chleb. 
-Jesteś Polką, prawda ? - zapytał, opierając się o blat. Toster pochłonął kolejne kromki. 
-Yhym ... - wymruczałam. To tostów doszły świeże owoce i dopełniały to pyszne śniadanie. Nawet nie chciałam wiedzieć, co myśli o mnie właściciel domu, skoro tak szybko zjadłam swoją porcję. 
-I nie byłaś nigdy na żadnym meczy ? - zdziwił się. Na moje policzki wypłynął rumieniec. Piłka nożna nie była moim zainteresowaniem, nie miałam pieniędzy na bilety i nie wiedziałam ile trwa mecz. Wiele razy słyszałam opowieści innych osób ze szkoły, które często bywały na stadionach, ale choć byłam zaintrygowana nie odważyłam się nawet wtrącić do takiej konwersacji. Z takimi, jak ja, nikt się nie liczył. 
-Nie. - przyznałam onieśmielona. Aby odrzucić od siebie skrępowanie przeżułam ostatni kawałek i zajęłam się dokładnym czyszczeniem palców, w czym pomogła mi ściereczka koloru fioletowego. Dopiero teraz zauważyłam, że pasowała do dodatków w salonie i ściany na korytarzu. 
-W takim razie musimy nadrobić zaległości. - puścił mi oko i wyjął tosty. 
 
*** 
Marco miał racje. Pogoda dziś była fantastyczna, typowo letnia. Słońce świeciło wysoko i nie czułam ani jednego podmuchu wiatru, dlatego zrezygnowałam z kurtki, gdy wychodziliśmy do ogrodu. 
Z radością stwierdziłam, że noga nie boli już dzięki lekom i mogę chodzić, przytrzymując się tylko ramienia Tajemniczego. Od teraz nie musiał już nadwerężać kręgosłupa na znoszenie mnie. 
-Ładnie tu. - pochwaliłam, zajmując miejsce przy małym stoliczku. Marco postawił na nim lemoniadę i z małej szopy wyciągnął piłkę. 
-Niestety to nie ja go projektowałem. Kompletnie nie znam się na roślinach. 
-Ja też. - uśmiechnęłam się pocieszająco. 
-Więc ... Pierwsze będzie dookoła świata. - zapowiedział, stojąc na środku ogrodu. Nie przebrał się z poprzednich ciuchów, dlatego był jeszcze bardziej przystojny ze skupieniem wykonujący kolejne sztuczki. Za każdą nagradzałam go śmiechem i brawami, od których zaczęły mnie piec dłonie. 
Przez ten krótki pokaz zrozumiałam, jak bardzo jest oddany swojej pasji. Był zdeterminowany. Z każdym kolejnym ruchem obserwowałam, jak wielka radość i zaangażowanie, pojawia się na jego twarzy. 
-Teraz nie jestem zdziwiona, że paparazzi za tobą łażą. - stwierdziłam z szerokim uśmiechem. Odstawiłam szklankę z lemoniadą i powoli podniosłam się z krzesła. Miałam w głowie dość szalony pomysł, ale nie chciałam zwlekać. 
- co ty robisz, Lily ?! - nie byłam świadkiem, kiedy podnosił głos, dlatego wzdrygnęłam się na tę szorstkość. Z prędkością światła zostawił piłkę i podbiegł do mnie, chwytając za biodra. Lubiłam tą sytuację, ale teraz chciałam spróbować czegoś innego. 
-Spokojnie. - uśmiechnęłam się i wyrozumiale poklepałam go po piersi. Mięśnie miał niczym stal. -Chciałam z tobą pograć. 
-Masz nogę w gipsie. - był wyraźnie rozbawiony moją propozycją, a po wcześniejszej dezaprobacie nie było już śladu. 
- Ale tylko jedną. 
-Lily ... 
-Marco, błagam, tylko spróbujmy. 
Zmarszczył brwi. 
-Lekarz mówił co innego ... 
-Okej. - poddałam się i wyswobodziłam z lekkiego uścisku. - Mój brat jest zły. - mruknęłam bardziej do siebie. Skrzyżowałam ręce na piersi i wydęłam wargę, próbując nie wybuchnąć śmiechem. 
-To podchodzi pod szantaż emocjonalny. - jego męski, ochrypły głos nie maskował rozbawienia, które kryło się gdzieś w nim. 
-Dobra. - wyrzucił w górę ręce, a ja podskoczyłam w euforii. - Wygrałaś.
-Tak, jak wczoraj. - przypomniałam z wyższością. Chłopak podszedł do piłki z kamienną twarzą. 
-Dawałem ci fory. 
-Yhym ... 
Przegryzłam wargę, cicho chichocząc. 
-Przyjmij ! 
-Kto wie, może zastąpię cię na emeryturze. - zażartowałam. 
-Przestań tyle gadać ! - krzyknął radośnie i sprawie kopnął piłkę, która zatrzymała się pomiędzy moimi nogami. Jak na pierwszy raz poszło mi dość dobrze. Zdrową nogą znów wprawiłam ją w ruch. 
Graliśmy tak kilka następnych minut. Bardziej zrozumiałam, jak ciężko gra się na wielkim boisku, jednak Marco był idealny w tej grze. Każde jego kopnięcie było idealnie wyważone, abym bez trudności je przyjęła. 
Schody pojawiły się dopiero gdy postanowił mnie zaskoczyć i odegrać się za dwie przegrane. Chciał zaskoczyć mnie kolejnym trikiem, którego wcześniej nie wykonywał, co skończyło się tym, że runął w mały ogródek. 
Widząc tą scenę zaczęłam się głośno śmiać aż rozbolał mnie brzuch. Nie przestawałam nawet, gdy blondyn wbijał we mnie twarde spojrzenie mówiące, że natychmiast mam przestać. 
-To ... B-było ... Najlepsze. - wydukałam z trudem. Pod powiekami poczułam nawet łzy. 
-To nie jest śmieszne ! - rzucił z oburzeniem, podnosząc się. 
-Jest. 
-Wszystko mnie boli. 
-Ego też ? 
Zażartowałam, kiedy do ogrodu, tylnymi drzwiami weszła elegancko ubrana kobieta. Torebka ze skóry węża mieniła się w słońcu, a z koka na środku głowy, wystawało jej jedno pasemko. 
-Co tu się dzieje, Marco ? - zapytała chłodno, patrząc raz na mnie, raz na niego. Jej spojrzenie było przeszywające i zimne, przez co poczułam ciarki, rozchodzące się po nieokrytej skórze. 
Zdecydowanie jej wyniosła postawa zdominowała wszystko w ogrodzie. Przy niej czułam się jeszcze mniejsza niż byłam, zagubiona. 
-Trening, mamo - odpowiedział z uśmiechem i zdjął mały ręcznik ze sznureczka. Kompletnie nie przejmował się obecnością kobiety. Nadal był uśmiechnięty i wyluzowany. 
Dokładnie wytarł twarz, obryzganą błotem i pocałował kobietę w policzek na powitanie. Ona tylko skrzywiła się i ponownie skupiła na mnie. Pod naciskiem jej groźnego wzroku, spuściłam głowę. 
- A ta dama, kim jest ?
-Moją przyjaciółką, mamo. - dyskretnie uśmiechnął się w moją stronę. 
-Ach, tak. - westchnęła z pogardą. - Teraz zapraszasz przyjaciółki, a co będzie gdy Ca ... 
-Lily, możesz nas na chwilę zostawić ? 
Nie pamiętam co usłyszałam pierwsze ... Dziwną wypowiedz kobiety, czy prośbę Marco. 
Niepewna i zestresowana pokiwałam głową i utykając powędrowałam do środka. Nie zamierzałam podsłuchiwać, co okazałoby się zbyt niegrzeczne z mojej strony, dlatego wypuszczając głośno powietrze, upadłam na kanapę. 
Mimo że minęło już kilka minut, nadal nie mogłam pozbyć się widoku oczu mamy Marco. Sądzę, że gdyby mogły, z pewnością by zabijały, a raczej ten okropny chłód i wrogość, który wtapiał się w brązowy kolor tęczówki. Nie rozumiałam, dlaczego była tak okropnie nastawiona do mojej osoby, ponieważ niczym jej nie zawiniłam, nie mówiąc już o tym, że nawet mnie nie poznała i nie próbowała tego zrobić. Weszła, jak gdyby nigdy nic, zabierając całe powietrze wokół. 
Nie chciałam dalej rozmyślać, wiedząc, że doprowadzi mnie to do nikąd. Nigdy nie będę traktowana poważnie przez ludzi, bo mam tak okropną historię. Sam mój wygląd zewnętrzny odstrasza innych, więc dlaczego w tym przypadku miałoby być inaczej ... 
Kolejne dziesięć minut spędziłam tępo wpatrując się w ekran telewizora, gdzie leciał właśnie kolejny odcinek Pretty Little Liars, w którym po dwóch latach odnaleziono Alison. Był to bardzo ciekawy seans, dlatego z niechęcią oderwałam wzrok, kiedy do salonu wkroczył Marco i jego mama. Niewiele mogłam wyczytać z jego twarzy, jednak ponownie poczułam się zagrożona, kiedy kobieta usiadła obok mnie na kanapie. 
-Chcesz herbatę, Lily ? - zawołał Tajemniczy, będąc już w kuchni. „Ciebie chcę, abyś mnie uratował od tej jędzy !” - krzyczała moja podświadomość, lekko wzburzona takim obrotem spraw. Skarciłam ją za dobór słów i nieco ściszyłam odbiornik. 
-Poproszę. - odpowiedziałam grzecznie. 
-Co ci się stało ? - zapytała, udając przejęcie, choć jej głos był zimniejszy niż lód. 
-Potknęłam się. - szepnęłam zawstydzona. 
-Och. - rzuciła zdawkowo. Stwierdziłam, że to koniec naszej konwersacji, dlatego ponownie powróciłam do opowieści o Kłamczuchach. Zaskoczeniem był dla mnie, kiedy kobieta mocno chwyciła mnie za nadgarstek i zwróciła w swoją stronę. 
Syknęłam cicho, wpatrując się z przestraszeniem w jej twarz, która była teraz, jak wykuta w marmurze przez najlepszego na świecie rzeźbiarza. 
-Posłuchaj, dziewko. - zaczęła groźnie, a mnie przeszły ciarki. -Mój syn ma dobre serce, ale nie nadużywaj go i nie próbuj się zakochiwać. On ma poukładane życie, a ty najwyraźniej nie, skoro sypiasz pod płotami. - zacisnęłam dłonie w pięści, czując przypływającą złość. - To mój syn i choć nie zgadzam się z wielu jego życiowymi decyzjami, musisz go zostawić w spokoju. Jeśli nie sama będziesz żałować, że pozwoliłaś mu wejść pomiędzy twoje nogi. Zabawi się tobą i zostawi, jak Evę. Nigdy cię nie pokocha. - zakończyła swój monolog i używając większej siły, odrzuciła z impetem moją rękę. 
Łzy zapiekły mnie pod powiekami. Jak ona mogła zarzucać mi takie rzeczy ?! 
Nie mogłam dłużej znieść jej towarzystwa i nikłego uśmiechu na twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że naprawdę mnie przestraszyła. 
Zanim Marco zdążył dotrzeć do salonu z dwoma kubkami z parującą cieczą, ja byłam już na schodach. W tamtym momencie nie przeszkadzał mi gips. Musiałam, jak najszybciej, znaleźć się z daleka od tej kobiety. 
Przy ostatnich trzech stopniach zabrakło mi siły i powietrza w płucach, gdyż wstrzymywałam łzy. 
Przytrzymując się kurczowo poręczy, udało mi się stanąć na równiej podłodze korytarza. Wiedząc, że nie dam rady dojść do swojego pokoju, otworzyłam pierwsze drzwi po lewej. Jak się okazało była to ogromna garderoba, której podłoga wyłożona była jasną wykładziną. 
Podeszłam do sofy na środku pokoju i opadłam na nią. Wzięłam kilka głębszych oddechów, aby uspokoić swoje rozdygotane wnętrze i rozejrzałam się dookoła. 
Było tu stylowo i nowocześnie, jak w salonie i innych pomieszczeniach tego domu. Jednak imię Eva, wypowiedziane przez mamę Marco, zaszumiało mi w głowie, kiedy dotarłam do wielkiego obrazu na północnej ścianie. 
Marco i piękna blondynka. 
Oboje uśmiechnięci. 
Radośni. 
Szczęśliwi. 
Ona go przytula. 
On jest zadowolony. 
Miałam ochotę rozryczeć się i kompletnie nie wiedziałam dlaczego. To było do przewidzenia. Taki ktoś, jak Marco nie żyje w celibacie. Jest przystojny, sławny, bogaty, zabawny i nie ma w tym nic dziwnego, że spotyka się z pięknymi kobietami. Ja taka nie byłam, ale sam uznał mnie za siostrę. To było, jak spełnienie marzeń. 
W tej chwili poczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem ja zbyt wiele od niego nie wymagam. Czy nie za szybko rozpoczęłam ten rozdział, ufając mu bezgranicznie. 
Lubiłam go. 
Podziwiałam. 
Uwielbiałam spędzać z nim czas, wiedząc, że nie można się z nim nudzić. 
Zauroczyłam się tym sposobem życia.
I czy to aby nie za dużo ? Nawet, jak dla mnie. 
-Lily ? - podniosłam głowę na dźwięk jego głosu, ciesząc się w głębi duszy, że nie płakałam. -Co tu robisz ? 
-Twoja mama już wyszła ? 
- Czyli kryjówka.- uśmiechnął się. -Ale tak, wyszła. 
-Co chciała ? - zapytałam. 
Marco wszedł do środka i usiadł obok mnie. Zgiął nogi w kolanach i położył na nich ręce. Nawet po wysiłku pachniał cudownie, a jego tatuaże idealnie prezentowały się w tym świetle. 
-Nic takiego. - odparł beztrosko. 
-Aha. 
-Boisz się jej ? 
-Co ?! 
Udawałam zdezorientowaną. 
-Zrobiła ci coś ? Powiedziała ? 
-Nie. 
-Lily ... 
-Mówię prawdę. - odpowiedziałam z naciskiem. 
-Okej. - uniósł ręce w geście obrony. 
Chwila ciszy między nami okazała się bardzo kojąca, ale ja ją przerwałam, kompletnie zaskakując blondyna: 
-Czy to Eva ? - podbródkiem pokazałam na obraz, który wzbudził we mnie dziwne uczucia. 
-Nie. - rzucił, zaciskając mocniej szczękę. 
-Kochasz ją ? 
-Boże, Lily, nie chcę o tym rozmawiać. 
-Okej. - przytaknęłam z wyrzutem. 
To Eva. 
Kocha ją. 
Ona wie, że tu jestem ? 
Rozstali się ? 
-Nie musisz się tym martwić. Jesteś moją siostrą i dopełnię obietnicy.- zapewnił, obejmując mnie ramieniem. Odetchnęłam jakby z poczuciem ulgi i wyraźnie się zrelaksowałam. 
Jego statut: to skomplikowane. 
Mój statut: chyba właśnie zaczyna mi zależeć i boję się o to co będzie, gdy zdejmą mi to coś z nogi.

--------------------------------------------------------------------

Wiem zawaliłam, ale proszę zrozumcie jestem teraz na studiach i mam dużo egzaminów dodaję rozdziały wtedy kiedy tylko mam czas, wczoraj wieczorem przyjechałam dopiero do domu. Naprawdę przepraszam i liczę na zrozumienie. Pozdrawiam.
PS. BORUSSIA W FINALE PUCHARU NIEMIEC, OGLĄDAŁAM MECZ NA INTERNECIE W AKADEMIKU I PO MECZU PŁAKAŁAM ZE SZCZĘŚCIA, ALE JAKO KIBICOWI POLSKIEJ REPREZENTACJI ŻAL MI ROBERTA, MIMO IŻ NIE PRZEPADAM ZA NIM DARZĘ GO DUŻYM SZACUNKIEM, MAM NADZIEJĘ, ŻE SZYBKO SIĘ WYKURUJE. 

niedziela, 19 kwietnia 2015

{06} "Przywitaj się z Rudolfem"

"Czuję słońce świecące delikatnie na mojej twarzy,
Wystarczy, że usłyszę twój głos, wiem, że wszystko będzie ok
-John Mamann & Kika - "Love Life"

Wspominałam już, jak bardzo nie cierpię szpitali? Owszem. Gdy w nich jestem, dreszcz przechodzi przez moje ciało, ponieważ wiem, że w tym miejscu widziałam mamę po raz ostatni; czulą się, troskliwą i uśmiechniętą, kiedy szeptała podnoszące na duchu, słowa. Od razu, gdy dowiedziała się o postępującej chorobie, obiecywała, że nawet stamtąd, z góry będzie się mną opiekować. Teraz wiem, że to prawda. Myślę, że to właśnie ona postawiła na mojej drodze tak wspaniałego Tajemniczego. Gdyby nie jego dobre serce, nie miałabym okazji przebywać w jego wypasionym domu, jakiego nigdy w życiu nie widziałam. 
Również i teraz nie leżałabym na lekarskiej kozetce, wpatrując się w biały sufit. Marco mówił za nas oboje, zdając relację z nocnych i porannych wydarzeń. Tak naprawdę po chwilowym zasłabnięciu, poczułam się lepiej, ale i to nie przekonało blondyna, by zrezygnować z wizyty w tej placówce. Zastanawiałam się, czy równie chętny byłby do czekania, gdyby starszy mężczyzna z siwą czupryną na głowie, nie był dobrym przyjacielem jego ojca. 
Potem przyszło to, czego bałam się najbardziej -badanie. Drżałam za każdym ruchem rąk mężczyzny, gdy na początku osłuchiwał moje serce, a następnie sprawdzał stan mojej nogi. Zacisnęłam mocno powieki, starając się odrzucić wspomnienia i powstrzymać łzy. Jakie było moje zaskoczenie, gdy Marco złapał mnie za dłoń, spokojnie głaszcząc kciukiem moje knykcie. Było to takie uspokajające i... Inne. Po tym, jak zachował się w nocy, już się go nie bałam. Sama jego obecność sprawiła, że koszmary nie powróciły, a mi spało się całkiem dobrze. 
-Wygląda to gorzej niż domyślałem się po rozmowie z tobą, Marco. -oznajmił. Powoli uchyliłam powieki, ale jedynie, co ujrzałam to twarz Tajemniczego. Uśmiechał się do mnie ciepło, nadal trzymając moją dłoń, dopóki się nie podniosłam, a on ponownie zajął miejsce naprzeciwko doktora. 
-Co to znaczy? -spytał. 
-Gorączka i omdlenia spowodowane są zakażeniem, które powstało na ranie. Powinna ona być już dawno w gipsie. 
Na jego słowa podniosłam głowę, kończąc wpatrywanie się w sprane trampki i rozdarte spodnie na potrzeby badania. 
-Ale jesteśmy w stanie pomóc bez pobytu w szpitalu. - ciągnął dalej. -Ale po założeniu gipsu będzie potrzebowała opieki. Dziewczyna jest wychudzona, ma niedobór minerałów i wielu innych składników. 
-Zrobię wszystko, by była zdrowa. -oznajmił Marco. Moje serce w jednym momencie urosło tak wielkie, że chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. 
-Tak myślałem. -lekarz uśmiechnął się ciepło w stronę blondyna. Podciągnął rękawy fartucha i wstał z fotela, podchodząc do mnie. - A ty młoda damo musisz w końcu zadbać o siebie. 
-Dobrze. - mruknęłam ledwie słyszalnie, kiwając głową. 
Po kilku chwilach pojawiła się młoda pielęgniarka, która wraz z mężczyzną, rozpoczęła nakładanie gipsu na moją nogę. Z każdą minutą czułam coraz większą niechęć do tego, co miałam nakładane na chorą kończynę; głownie ze względu na ciężar. Mimo twój zbilansowanych posiłków, które dane było mi spożyć, nadal byłam słaba fizycznie, mniej psychicznie. Stało się tak dzięki Marco. Był opiekuńczy w stosunku do mnie i dlatego czułam się bezpieczna, wiedząc, że póki przy mnie jest, nic mi się nie stanie. Na razie nie chciałam myśleć o tym, co będzie, kiedy wyzdrowieje. To nastąpi i dobrze o tym wiedziałam. Co prawda to dwa tygodnie noszenia gipsu na nodze, ale byłam pewna, że z Tajemniczym nie będę się nudzić, a ten czas upłynie zbyt szybko niż bym tego chciała. 
Po zabiegu lekarz wręczył blondynowi receptę, którą chłopak schował do kieszeni, aby wziąć mnie na ręce i zanieść do samochodu. Owszem, protestowałam, ale to nie robiła żadnego wrażenia na upartym Tajemniczym.
-To jakaś nowa moda na bycie tak wychudzonym? - zagadnął wślizgując się na siedzenie obok mnie. Nadal byłam pod wrażeniem tego samochodu. 
-Nie. - rzekłam krótko, odwracając się w stronę szyby. Tym gestem chciałam pokazać, że nie zamierzam ciągnąć dalej tematu mojej wagi. Nie byłam jeszcze gotowa, aby opowiadać komukolwiek o mojej przeszłości. 
-A jak się czujesz? - zapytał, rozluźniając atmosferę. 
-Nie lubię tego. - mruknęłam, a dźwięczny śmiech Tajemniczego wypełnił samochód. Doskonale wiedział, że chodzi mi o gips. 
-Dasz radę, prawie siostrzyczko. - zażartował, puszczając mi oczko. Spuściłam wzrok na swoje dłonie, wyraźnie speszona. Pierwszy raz zachował się w stosunku do mnie tak... Inaczej; jakbym nie była tylko nieznajomą. Mimo to było to nowe i całkiem fajne doświadczenie. 
Nagle zatrzymał się pod niewielkim budynkiem o żółtym kolorze ścian. Spojrzałam pytająco na Tajemniczego, ale on tego nie zauważył, szukając banknotów w małym schowku. 
-Idę kupić leki. - oznajmił, chwytając za klamkę. 
-Ok.- przytaknęłam, na co posłał mi mały uśmiech. 
Wygodniej zagłębiłam się w fotelu, obserwując jak wiatr rozwiewa jego idealnie ułożone włosy, zanim zniknął w aptece. 
Po chwili mój wzrok spoczął na zielonych krzewach, które znajdowały się na środku placu, przeznaczonego do parkowania samochodów, a dokładnie postać ubrana w czarne ciuchy. W dłoniach trzymała duży aparat, którego obiektyw skierowany był na auto Tajemniczego. 
Zamrugałam kilka razy powiekami, jakby sprawdzając, czy to czasem nie sen. Zmarszczyłam czoło oraz nos, nie wiedząc, po jakiego grzyba ten ktoś fotografuje ten samochód. Chce kupić sobie taki sam? 
Moje rozmyślania przerwał Marco, który wszedł do samochodu, rzucając reklamóweczkę z lekami na tylnie siedzenie. Otworzyłam usta, ale nie zdążyłam go o nic zapytać, ponieważ ruszył z piskiem opon. Moje ciało poderwało się do góry, a gdybym nie złapała się deski rozdzielczej, płakałabym z bólu, który powodowany byłby urazem drugiej nogi, kiedy wyleciałabym przez okno. 
-Przepraszam. - powiedział z majaczącym się na ustach uśmiechem, który bardziej ukazywał grymas. 
-Co to w ogóle było? - zapytałam nadal będąc w szoku. Normalni ludzie się tak nie zachowują...
-Paparazzi. - oznajmił bez emocji, wzruszając ramionami.
-Pff. Po prostu pajac chciał ci ukraść samochód. -powiedziałam beztrosko, wpatrując się w mijające drzewa i płynące po niebie chmury. 
-Jestem piłkarzem, Lily. - ślina zbyt szybko spłynęła w dół mojego gardła, gdyż zaczęłam cicho kaszleć, próbując przetworzyć informacje, które mi przekazał. 
Piłkarzem? - moja podświadomość bardzo się zawiodła, krzyżując ręce i wydymając usta. Jędza. 
Jednak nie zamierzałam w to wątpić. Upewniała mnie ta powaga w jego głosie. Nie mógł kłamać. Poza tym właśnie to tłumaczyłoby luksusową dzielnicę, gdzie mieszka w swoim wielkim i nowoczesnym domu oraz super szybki samochód z miękkimi fotelami i miłym zapachem kwiatu wiśni, który wdychałam. 
Mimo to chciałam zniknąć, rozproszyć się w powietrzu, jak wampir pod wpływem światła. Zdecydowanie tutaj nie pasowałam, nie do tego świata. Jestem biedną, jak mysz kościelna dziewczyną, okropnie chudą i tak sam ochydną urodą. Ja i znany piłkarz? Najlepszy joke roku. 
Gdyby tylko Tajemniczy przestałby emanować tą tajemniczością i zdradził kilku szczegółów swojego życia, nigdy nie zgodziłabym się na bycie jego „siostrą” i korzystanie z jego pomocy. Nie tylko finansowej. Dzięki niemu poczułam się lepiej psychicznie. 
-Powiesz coś? -spytał niepewnie, zerkając na mnie, co chwila. W tamtym momencie podziwiałam go za tak podzielną uwagę. Czy on miał w ogóle jakieś wady? 
-Okłamałeś mnie. -mruknęłam cicho. 
-Nie pytałaś o to. -tłumaczył się. 
-Jeszcze dzisiaj zniknę z twojego życia. - oznajmiłam. Od razu odwróciłam się w stronę okna, czując napływające łzy. Wcale tego nie chciałam, ale musiałam to zrobić. Nie mogłam pozwolić, aby ludzie z jego otoczenia stracili do niego szacunek. 
-Nie pozwolę Ci na to. - odpowiedział twardo. Czy można być jeszcze bardziej pewniejszym siebie? 
Dodatkowo jakby na potwierdzenie swoich słów Marco przycisnął guzik, zamykający drzwi. -Jesteś chora. 
-I co z tego? - wyrzuciłam w górę dłonie, ukazując swoją złość. Nigdy nie krzyczałam na ludzi i nie chciałam teraz tego robić. Nie potrafiłam. 
-To, że u mnie zostajesz i na nic te zbędne dyskusje. Mój zawód tu nic nie zmienia. Zdecydowałem się o ciebie zadbać i dotrzymam słowa, dopóki nie odzyskasz odwagi, by wrócić do domu. Musisz mi tylko zaufać. - zakończył, poddając nas ciszy. Długiej i męczącej ciszy. Chciałam ją przerwać, szepcząc ciche „Ufam ci od dawna”, ale zabrakło mi odwagi. Czułam, że to byłoby nieodpowiednie, ponieważ znamy się dopiero od dwóch dni. 
Do końca drogi również się nie odzywaliśmy. Miałam wrażenie, że to było lepsze niż kolejna wymiana zdań, która była zupełnie bezcelowa. Był o wiele silniejszy ode mnie, a bez niego nie dałabym rady nawet chodzić. 
Dodatkowo musiałam przetrawić całą tą sytuację, by podjąć dobrą decyzję, dotyczącą mojego życia. 
-Jesteśmy. - samochód stanął na podjeździe. Marco wyjął kluczyki ze stacyjki, odblokował drzwi i pociągnął za klamkę. Wysiadł z auta i obszedł je, otwierając drzwi od mojej strony. Bez użycia większej siły, dźwignął moje ciało i przeniósł przez próg domu, niczym pannę młodą. 
Wylądowałam na kanapie, okrywając się puszystym kocem. Ponownie poczułam dreszcze, które zwiastowały nadejście gorączki. 
Marco po chwilowej krzątaninie po kuchni, zaparzył mi gorącą herbatę, podając prosto w dłonie wraz z lekami, które połknęłam, a następnie podał pilot, po krótce tłumacząc jego obsługę. 
-Nadal jesteś zła? - spytał, kiedy odbierałam od niego urządzenie. 
-Nie.- rzekłam. - Muszę po prostu pomyśleć. 
-To dobrze, bo muszę wyjść na trening. - odpowiedział z majaczącym się na ustach, uśmiechem. Odsłonił mi ekran dużego telewizora, wędrując do korytarza. 
- A ty? Jesteś zły? - musiałam o to spytać. Do tej pory był taki chłodny. 
-Również nie. - powiedział wesoło. -Przyzwyczaiłem się do siostrzanych foszków. - puścił mi oko, na co nieśmiało się uśmiechnęłam i lekko zarumieniłam. -Ale ciesz się, że ciebie nie zaczepiam, jak ją, kiedy jest wściekła. - zażartował, znikając za powłoką drewnianych drzwi. 
***
Zrzuciłam kawałek koca, okrywającego moje nogi, na podłogę. Gorączka szybko spadła, dzięki lekom, a ja czułam się o wiele lepiej. Było mi odrobinę gorąco i prawie wyczuwałam zapach swojego potu, ale starałam się tym nie przejmować. Nawet, jeśli chciałabym się odświeżyć, bez pomocy Marco nie dałabym rady wstać. 
Chłopak spędzał właśnie już drugą godzinę na treningu, kiedy ja okupowałam kanapę. Byłam strasznie ciekawa, jak odbywa się takie coś. Jednak brak obecności Tajemniczego uświadomił mi, jak wiele traci ten dom bez niego. Jego szeroki uśmiech rozświetla te wnętrza bardziej niż promienie słońca, wpadające każdego ranka przez duże okna w sypialniach. Było tu pusto i nadzwyczajnie chłodno. 
Wyciągnęłam rękę po trzecią muffinkę, nadal wpatrując się w ekran przede mną. Te ciastka po prostu rozpływały się w ustach. Nie było słów, by opisać ich smak. Jakby i tego było mało, idealnie pasowały do popołudniowych seansów. Byłam pod wrażeniem wielkości telewizora i wspaniałej, jakości, wyświetlanego w nim, obrazu. Żywe kolory oddawały każdą, najmniejszą emocję. Bardziej sprawdziło się to w przypadku programów przyrodniczych, od których zaczęłam, a zakończyłam poszukiwania na serialu „Z kamerą u Kardashianów”. 
Nagle drzwi otworzyły się ze świstem. Szybko dokończyłam ciastko z malinową marmoladą w środku, wytarłam, kąciki ust i odwróciłam się w stronę blondyna. 
-Hej. - przywitał się, odkładając torbę treningową na podłogę. 
-Jak było na treningu? - spytałam z uprzejmością. 
-Jak zwykle. Bieganie i jeszcze więcej biegania. - zaśmiał się dźwięcznie, biorąc duży łyk wody mineralnej z butelki. 
-To chyba dobrze. - uśmiechnęłam się nieśmiało. Ponownie naciągnęłam na siebie koc, aby blondyn nie miał żadnych zastrzeżeń i powróciłam do serialu, gdyż skończyła się przerwa reklamowa. 
-A tobie, jak minął dzień? - zapytał. Pomiędzy dialogami bohaterów, usłyszałam, jak przechodzi do kuchni. 
-Dużo edukacji. - odpowiedziałam, nie patrząc na niego. To prawda. Telewizor Tajemniczego posiada wiele fajnych programów, dzięki którym mogłam się czegoś dowiedzieć. Brakowało mi tego. Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, chętnie słuchałam wielu ciekawostek, które opowiadali nam nauczyciele i kompletnie nie rozumiałam tych, którzy gardzili tak ciekawymi lekcjami. 
-Wspaniale, że się nie nudziłaś. - rzekł. - I byłaś grzeczna. 
-Trudno być niegrzeczną, kiedy masz gips na nodze i nie możesz chodzić. 
-Znam ten ból. - przyznał. - Ale kontuzje to nie to, o czym na razie chcę rozmawiać. Co powiesz na niespodziankę? 
-Jaką? - gwałtownie, odwróciłam się w jego stronę. 
-Pozwiedzamy Dortmund. - oznajmił z uśmiechem. 
-Przecież... Ja... - nie mogłam się wysłowić, kiedy znalazł się obok mnie. Przesunął talerz z babeczkami na środek stolika i uklęknął obok kanapy. 
-Druga niespodzianka czeka na dworze. - odparł tajemniczo. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale uciekł z nich tylko cichy i wesoły pisk, bo Tajemniczy dźwignął mnie do góry. Puchowy koc upadł na podłogę, a ja instynktownie chwyciłam się jego szyi. 
Na dworze zrobiło się bardziej przyjemnie niż było rano. Owszem powiewał lekki wiaterek, unosząc moje włosy, ale i to dodawało optymizmu. 
Samochód Marco stał bliżej domu, co było zaskakujące, ponieważ blondyn zwykle parkował na swoich ulubionym miejscu, w cieniu ogromnego drzewa. Zrozumiałam jego zamiary dopiero, gdy posadził mnie na masce swojego auta. Kiedy ja zakładałam swoją kurtkę, on otworzył tył samochodu, a po chwili postawił obok mnie nowy wózek inwalidzki. 
-O nie... - jęknęłam, wiedząc, co to oznacza. 
-O tak! - krzyknął optymistycznie. - To jest twój nowy przyjaciel. Przywitaj się z Rudolfem
-Marco. - prychnęłam śmiechem. Złość na niego, którą chciałam czuć, nigdy nie dotarła, witając się z moim organizmem. Może i był bogaty, ale nie mogłam pozwolić, by kupował coś tak drogiego. I to dla mnie. - Niestety nie polubimy się z Rudolfem. Musisz go oddać. - oznajmiłam poważnie. 
-Dlaczego? - zdziwił się. 
-Nie chcę, żebyś wydawał na mnie swoje pieniądze. 
-Lily, naprawdę mam ich dużo i mogę sobie na to pozwolić. - zapewnił, uśmiechając się. -Piłkarze zarabiają dość dużo. 
-W takim razie oddam ci. - nie potrafiłam się poddać. Czułam się nie fair i nie chciałam by ktoś pomyślał, że zwyczajnie go wykorzystuję. 
-O na pewno nie! - zaprotestował z oburzeniem. -Dobra, porozmawiamy o tym później, - poprawił się ze zrezygnowaniem, widząc moją groźną miną. Starałam się by taka wyszła. 
Uśmiechnęłam się szeroko i w triumfie zeskoczyłam z maski, czego od razu pożałowałam. Noga zaczęła mnie okropnie boleć. Straciłam chwilowo równowagę i nie zdążyłam się niczego złapać. Przygotowywałam się już na bolesny upadek, ale on nigdy nie nadszedł. 
Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę, że bardzo mocno zaciskałam powieki. Miało mnie to chronić przed łzami, które pojawiłyby się, gdybym usłyszała kolejne łamanie się kości. 
Jedynie, co widziałam to idealna twarz Marco, z wyraźną zmarszczką dezaprobaty na czole, która zasłaniała mi słońce i większość chmur. Cholera. Był bardzo blisko i na dodatek trzymał mnie za biodra. Musiałam być w ogromnym szoku, gdyż nie zareagowałam wzdrygnięciem, krzykiem, a nawet łzami, czując dotyk mężczyzny na moim okrytym ciele. 
-Nadal sądzisz, że Rudolf jest ci nie potrzebny? - uniósł brwi ku górze. Zastanawiając się nad odpowiedzią, przejęłam inicjatywę i po chwili stałam już o własnych siłach. 
-Okej, Rudi. Ale nie licz na moją miłość. - zażartowałam, na co Marco również się uśmiechnął, ukazując rząd białych zębów. Zarumniłam się lekko, kiedy jego dłonie umiejscowiły się na uchwytach, przymontowanych do wózka. Niedawno były tam... Na mojej skórze. 
Nagle poczułam się dziwnie zakłopotana, dlatego szybko i nieporadnie, wsiadłam do auta.
Samochód Tajemniczego łagodnie przemierzał kolejne ulice. Byłam tak zajęta podziwianiem architektury, iż nie zwracałam uwagi na to, co mówi Marco na ich temat. Dodatkowo towarzyszyła nam fajna muzyka, wypływająca z głośników. Co jakiś czas chłopakowi zdarzało się coś zanucić, na co uśmiechałam się szeroko, nadal wpatrzona w szybę. 
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od romańsko-gotyckiego Kościołu Mariackiego, następnie Stary Rynek w Bielefeldzie. Na koniec zostawiliśmy Westfalenpark. Podróż w towarzystwie Marco okazała się cudownym pomysłem. Ciągle coś opowiadał, a ja chichotałam jak nastolatka. Dodatkowo był opiekuńczy, prowadząc mnie na wózku. O tak, przekonałam się do Rudolfa. 
Pomiędzy wielkimi drzewami w parku, przebijały się promienie słońca, docierając do ławki, na której spoczywał Tajemniczy. Ja stałam obok podziwiając kwiaty w kolorach tęczy. 
-Podobało ci się? - zagadnął, beztrosko opierając się o oparcie drewnianej ławki. 
-Nawet nie wiesz jak. - uśmiechnęłam się szeroko. To było najlepsze popołudnie w moim życiu. 
-To dobrze, siostro. - powiedział wyraźnie z siebie zadowolony. -Opowiesz mi coś o sobie? 
Zamarłam na chwilę. Serce zaczęło mi mocnej bić, a oddech stał się płytki. 
-Nie jestem zbyt interesująca. - odparłam deprymująco. Chciałam go zniechęcić do dalszego wypytywania, ale jednocześnie ten moment zbliżał się nieubłaganie. 
-Skoro tak... - westchnął. Odchylił głowę w tył, nakierowując ją w stronę ciepłego słońca. Miałam wrażenie, że chłopak poczuł się urażony, dlatego postanowiłam zareagować, bo cisza między nami zaczęła być strasznie krępująca. 
-Moja mama zmarła kilka dni temu. - oznajmiłam, spuszczając wzrok na swoje dłonie. -Głownie, dlatego wyjechałam. 
-Przykro mi. -wyszeptał ze współczuciem. Czułam, że to mówił prawdziwie. 
Zadrżałam, kiedy jego dłoń umiejscowiła się na moim ramieniu, co miało dodać mi otuchy i w jakiś sposób zachęcić do wyrzucenia z siebie tych wszystkich emocji. 
-Nie była dla mnie tylko matką, ale i przyjaciółką. Najlepszą. Rozumiała mnie w każdej sytuacji. - zalała mnie fala ciepła na te wspaniałe wspomnienia. - Tęsknię za nią. 
-Wiem, co czujesz, Lil. - powiedział. Jego ton był taki smutny, dlatego podniosłam wzrok. - Miałem brata. Zginął w wypadku samochodowym... 
*** 
Czy to możliwe, aby po jednej rozmowie poczuć się tak wolną i oczyszczoną? Chyba tak. 
To popołudnie, spędzone na ławce, pozwoliło mi wyrzucić z siebie te nieprzyjemne emocje. To, co wydarzyło się w życiu Marco, sprawiło, że poczułam do niego jeszcze większą więź. Oboje byliśmy zranieni przez życie, tylko on jakoś sobie z tym poradził. Ja nadal walczę. 
Po powrocie do domu, ponownie zaległam na kanapie, a Marco zrobił herbatę oraz popcorn. 
-Masz ochotę zagrać w FIFĘ? - zapytał, zajmując miejsce obok, po tym jak podał mi kubek z parującą cieczą. 
W duchu dziękowałam Radkowi, że zdąży mnie wtajemniczyć w tego typu gry. Był ich pasjonatem i chwalił się każdą, którą kupował po wypłacie. Przestał dopiero, gdy zakład, w którym pracował, zbankrutował, a on musiał szukać nowej pracy. 
-Jasne. - zgodziłam się wesoło. Upiływszy łyk herbaty, odstawiłam kubek na stolik i odebrałam urządzenie od Tajemniczego. 
Przez całą grę byłam okropnie podekscytowana i bawiłam się jak małe dziecko. Nigdy dotąd nie udało mi się być tak beztroską i wyzwoloną. 
-Wygraaaaaałam! - krzyknęłam radośnie, kiedy na ekranie telewizora pojawił się wielki napis, kończący mecz. 
Marco zmarszczył brwi. 
-Dawałem ci fory
-Po prostu nie możesz się przyznać do porażki. - pokazałam mu język. 
- Nie pyskuj ze starszym bratem. - żachnął się. 
*** 
Po emocjonującym meczu obejrzeliśmy jeszcze jeden film, który wybrał Marco, a następnie blondyn zaniósł mnie do mojej sypialni. 
Po umyciu twarzy i zębów, położyłam się na łóżku, naciągając na siebie kołdrę. 
Byłam okropnie zmęczona dzisiejszymi wrażeniami. Miałam już zamknąć oczy, kiedy do pokoju wszedł uśmiechnięty Marco, trzymając pod pachą poduszkę i koc. 
Zaintrygowana obserwowałam chłopaka, kiedy ułożył rzeczy na podłodze, zdjął koszulkę, ukazując umięśniony brzuch, na którego widok zrobiło mi się dziwnie gorąco, a po chwili zabrał taką samą pozycję, jak moja. 
-Co ty robisz? 
-Śpię. -odparł. -Muszę cie pilnować, by nie skończyło się kolejnym atakiem, jak wczoraj. 
-Będzie cię bolał kręgosłup. 
-Dam radę. -zapewnił, puszczając mi oczko. 
Przewróciłam się na plecy i cicho jęknęłam. 
-Jesteś piłkarzem i musisz dobrze spać. 
-Tu jest naprawdę wygodnie. -zapewnił, klepiąc poduszkę. 
Zdecydowanie za bardzo się dla mnie poświęca... 
-Chodź tu. - poklepałam miejsce obok siebie. Tajemniczy spojrzał na mnie zaskoczony, ale kiedy zrozumiał, o co mi chodzi, niczym wygłodniały tygrys rzucił się na łóżko. 
-Tylko bez... 
-Wiem. - zaśmiał się. 
Przez kilka chwil przyglądałam się sufitowi, a kiedy stwierdziłam, że Tajemniczy znajduje się w odpowiedniej odległości, zamknęłam oczy.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

WITAJCIE!! POPRZEDNIA AUTORKA BARDZO PROSIŁA WAS ABYŚCIE  ODWIEDZALI JĄ NA JEJ NOWYM BLOGU:
                                                        
                          SERCE CZY ROZUM?

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Nowa autorka !

Otóż informuje, że nabór został zakończony i blog będzie prowadzić inna autorka. Jestem jej wdzięczna, bo gdby nie Ona, opowiadanie zostałoby zawieszone.
Nie będę wyjaśniać powodów mojej decyzji, ale mam nadzieję, że nie obrazicie się.
Niedługo pojawi się moje nowe opowiadanie i jesli aktualna autroka wyrazi zgodę, link pojawi się i tutaj.
Mimo wszystko dziękuje za komentarze, wsparcie i wyświetlenia.
I proszę, abyście mimo zmiany autorki, nie  opuszczali tego fanfiction.
Pozdrawiam i caluję
Wasza, Alex.

sobota, 11 kwietnia 2015

{05}„Dlaczego chcesz mi pomagać?”

„W kanionie pod drzewami 
Zza ciemnego nieba spojrzałeś na mnie
Zakochałam się w tobie tak, jak upadają jesienne liście
Nigdy nie wyblakłe, wiecznie zielone.”
-Ellie Goulding - „Beating Heart

-Obudź się. - męski głos, którego właściciel szarpał mnie za ramię, przerwał mi moją na pozór udaną drzemkę. Wczoraj zasnęłam bardzo szybko, a niewygodny chodnik przestał mi przeszkadzać.
Powoli otworzyłam powieki, mrugając nimi, by przyzwyczaić się do światła dziennego i słońca, które ogrzewało moją twarz.
Zerwałam się szybko, siadając po turecku, a mój puls nieco przyśpieszył. Obecność każdego mężczyzny obok mnie sprawiała, że zachowywałam się dokładnie tak jak teraz. Niczym spłoszone zwierzę. Ale on był inny. Młody i przystojny. Ubrany w rozdarte jeansy na kolanie i czerwoną kurtkę. Jego włosy były staranie wystylizowane, jakby za chwilę miał pokaz mody męskiej. Jednym słowem - Grecki Bóg.
Poczułam się nieswojo, stwierdzając, że ja nie dorównuje mu w wyglądzie. Jestem wychudzona, mam zapadnięte policzki i ciągle czerwone, podkrążone oczy. Aby zająć czymś trzęsące się dłonie, ujęłam kosmyk wysuszonych włosów pomiędzy palce, bawiąc się nimi.
Blondyn uważnie skanował moją twarz, a następnie rzekł:
-Spałaś tu ?
Nie wiem, dlaczego, ale spodziewałam się, że na mnie nakrzyczy i każe, czym prędzej się stąd wynosić, by nie przynieść wstydu przed sąsiadami.
Pokiwałam głową, spuszczając wzrok. Mężczyzna przede mną był okropnie onieśmielając, ale gdzieś głęboko się go bałam. Nie byłam pewna, co zamierza zrobić.
-Ja-ja pójdę. -zapewniłam, nie zdradzając czasu, kiedy wykonam tę czynność. Nie wiedziałam, czy w ogóle uda mi się wstać. Byłam wyczerpana ze względu na to, że nic nie jadłam ani nie piłam,nie wspominając już o nodze, która nadal bolała.
-Mogę ci jakoś pomóc ? - zapytał, przechylając głowę, by choć raz spojrzeć w moje oczy. Zdecydowałam się w końcu podnieść wzrok i zatopiłam się w najpiękniejszym kolorze tęczówek, jakie miałam w życiu oglądać. Było w nich coś intrygującego i ... spokojnego. Jednym słowem emanowały ciepłem i bezpieczeństwem, jak i on.
-N-nie trzeba. - moje jąkanie było co najmniej okropne, a on musiał tego słuchać.
-Cóż... -westchnął, a ja w tej czynności odnalazłam jakieś zawiedzenie. Położył dłonie na swoich kolanach i wyprostował nogi. Musiał mieć najmniej metr osiemdziesiąt, a jego smukła sylwetka zasłoniła mi widok przede mną. - Jeżeli uciekłaś z domu, bo pokłóciłaś się z rodzicami, to radzę ci wrócić. Na pewno się martwią.
Czy ja to mam wypisane na twarzy ?
-Nie uciekłam. - oznajmiłam.
-W takim razie znajdź sobie jakiś nocleg. Chodnik nie jest zbyt wygodny, a ty krwawisz. - doradził, obrzucając moją nogę zniesmaczonym spojrzeniem. Czy to możliwe, aby tak silny facet bał się krwi ?
Kolejny raz pokiwałam głową, wpatrując się w swoje spocone palce, które to łączyły się to znów rozplatały. Nie patrzyłam w jakim kierunku poszedł, ale dźwięk samochodu upewnił mnie, że mam czas do namysłu i wyniesienia się stąd.
Zrelaksowałam się odrobinę, odchylając się do tyłu, kiedy odjechał. Płot z kamienia drażnił moje plecy, ale nie zwracałam na tu uwagi. Najważniejszy w tym momencie był plan, uwzględniający to, gdzie mam się podziać.
Odrzuciłam na bok koc, którym byłam przykryta, czując jak temperatura mojego ciała wzrasta. Wtedy właśnie zobaczyłam średniej wielkości plamę o czerwonej barwie, która brudziła szary chodnik, a moje spodnie były całkowicie przesiąknięte cieczą. Wielka gula uformowała się w moim gardle, a oczy zapiekły, kryjąc łzy. Zamknęłam je, głośno oddychając, aby przywrócić stan spokojności, który ogarniał mnie przed wybudzeniem przez tajemniczego blondyna.
Dlaczego teraz o nim myślę ? Bałam się płci przeciwnej, a jeden wzrok, jeden naturalny dotyk jego palców, zaciśniętych na moim ramieniu, i czuję, że świat jest inny. Nic bardziej błędnego. Nie zmienił się od wczoraj. Wciąż żyją tu zabójcy i gwałciciele, a jeśli nie znajdę sobie lokum do wieczora, mogę liczyć na spotkanie z kimś takim.
Wzdrygnęłam się na samą myśl i zamknęłam oczy, unosząc twarz w górę, aby ogrzały ją ciepłe promyki.Jednak po krótkiej chwili otworzyłam powieki dość gwałtownie, gdy usłyszałam ostro hamujący samochód, niedaleko mnie.
-Pomóc pani ? -nieco wystraszony mężczyzna, wyskoczył z auta . nie chciałam nawet wiedzieć jak wyglądam, skoro tyle osób się nade mną lituje.
-Poradzę sobie. - odpowiedziałam dobitnie. Pierwszy raz potrafiłam tak twardo zareagować.
Młody chłopak zatrzymał się w połowie drogi, słysząc mój chłodny ton. Ubrany był cały na czarno, a duża torba zwisała z jego ramienia.
-Jednak mam coś dla ciebie ... - mruknął bardziej do siebie niż do mnie. Ze swojego bagażu wyjął bagietkę czosnkową i przybliżył się do mnie. -Proszę. - zachęcał mnie, kiedy patrzyłam na niego ze zdezorientowaniem.
-Dziękuję. - szepnęłam ledwie słyszalnie, odbierając od niego pieczywo. Chłopak uśmiechnął się ciepło i wrzucił kilka listów do skrzynki tajemniczego blondyna, kiedy odszukał je w pojemnej torbie.
-Mogłabyś przypilnować by to dostał ? - spytał, poprawiając swój full cap. Jak dla mnie było za gorąco na takie czapki. -To bardzo ważne dokumenty.
-Jasne. - przytaknęłam, nieznacznie unosząc kąciki ust. Czyżby on właśnie sugerował, że mam tu siedzieć ?
-Dzięki. - rzucił wesoło, raźnym krokiem powracając do samochodu. - I smacznego ! - dodał z uśmiechem, zanim zamknął szybę i odjechał.
Pieczywo w mojej dłoni cudownie pachniało, sprawiając, że mój żołądek skurczył się boleśnie, dając do zrozumienia, że powinnam coś zjeść. Jeszcze raz zeskanowałam je od góry do dołu. A jeśli on coś tam wstrzyknął ? - głupie myśli zaczęły bombardować mój umysł. Zdecydowanie popadam w paranoję.
Karcąc się, wgryzłam się w bagietkę. Po pierwszym kęsie wiedziałam, że będzie wyśmienita. Pierwszy raz miałam okazję spożyć coś, co nie było suchym chlebem, albo okropną pełnoziarnistą bułką. Gdyby nie alkoholizm ojca, pewnie mogłabym pozwolić sobie na takie rarytasy.
Po skończonym posiłku, wrzuciłam woreczek do walizki i otrzepałam pojedyncze okruszki z kurtki. Bez wahania mogłam stwierdzić, że poczułam się lepiej. Nie wiem co zrobiłabym, gdyby nie pojawił się tu ten chłopak.
Dziękując mu za ten wspaniały gest, a jednocześnie karcąc się za zamiar niedotrzymania obietnicy, chwyciłam się mocno mosiężnej balustrady. Dużymi krokami zbliżało się południe, a ja powiedziałam, że stąd pójdę. Przestałam już kwestionować jego zachowanie, ponieważ mieszkając w tak pięknym domu, nie chciałabym, żeby spali pod nim bezdomni.
Do prawej ręki dołożyłam drugą. Małe odłamki czarnej farby przykleiły mi się do dłoni, a pot spływał z czoła. Napinałam wszystkie mięśnie, albo ich brak, aby tylko pozwoliły mi się podnieść. Tak jak i one, noga również nie chciała współpracować; ból był nie do zniesienia.
Usiadłam z powrotem na kocu, głośno oddychając przez niewiarygodny wysiłek, do którego moje ciało nie było przyzwyczajone. Łzy piekły mnie pod powiekami, ale nie mogłam się poddać.
Zbierając w sobie całą moc ze spożytej wcześniej bagietki, ponownie chwyciłam balustradę, ale i tym razem nie przyniosło to pożądanych skutków. Mój tyłek uniósł się zaledwie pięć centymetrów ponad podłoże.
Strużka słonej cieczy, spływała z moich policzków, kiedy padłam zmęczona na koc. Kolejny raz stchórzyłam, pozwoliłam przejąć władzę swojemu losowi. Widocznie nie mi dane było rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Wielu ludziom się to udaje, a ja robiąc krok do przodu, zaraz odchodzę dwa w tył. Czy naprawdę nie mam już szansy na szczęście ? Czy to może się już zmienić ?
Zapłakałam głośniej, kiedy moje myśli przybrały niebezpieczny tor. Podciągnęłam jedną nogę do siebie i położyłam na niej podbródek. Skoro miałam umrzeć, przynajmniej zrobię to w całkiem przyzwoitym miejscu.
W tym samym czasie nadjechał czarny, sportowy samochód, którym kierował tajemniczy blondyn. To jest mój ratunek ?
Nie potrafiłam spojrzeć w jego stronę. Zdecydowanie lepiej będzie, jak zostawi mnie w spokoju i zapomni, że jeszcze tu siedzę.
Nie mogłam się tak mazać, dlatego wytarłam ślady płaczu, dłonią. Chwilę potem usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, a następnie kroki. Cień, który spowił moje ciało, upewnił, że przede mną w całej okazałości stanął cudowny mężczyzna.
Zaraz, zaraz, ja się do tego przyznałam ?!
- Chyba jednak będę musiał ci pomóc. - stwierdził wesołym głosem. Kiedy podniosłam głowę zobaczyłam uśmiech, malujący się na jego twarzy oraz czekoladowe oczy, wypalające dziurę w moim ciele.
-Jak ? - prychnęłam. - Nie mogę nawet wstać. Najlepiej będzie, jak mnie zostawisz i po kłopocie. - marudziłam wraz z przypływem odwagi. Byłam typem człowieka, który ciągle użala się nad sobą, ale kiedy postanawia zmienić coś w swoim życiu, nie wszystko idzie po jego myśli, i znów powraca do twardej skorupy, w której się krył.
W odpowiedzi blondyn wyciągnął dłoń w moją stronę.
-Nie dam rady. - oznajmiłam, kręcąc głową.
-Jesteś silniejsza niż myślisz. - stwierdził z łatwością, schylając się. Jego ręce wylądowały na moich biodrach, przez co drgnęłam niespokojnie. Kiedy jego uścisk był na tyle dobry, podniósł mnie i postawił na jednej nodze, drugą ugięłam, wiedząc, że nie będę w stanie zmusić jej do współpracy. Podczas tego zabiegu, ciągle obserwowałam z jak niewielkim trudem to robi.
-Skąd możesz to wiedzieć ? Nie znasz mnie. - odpowiedziałam. Mężczyzna ponownie posłał mi zniewalający uśmiech i nadstawił ramię, które złapałam, a on objął mnie lekko w talii. Właśnie on nie znał mnie, ja nie znałam jego, a wbrew wszelkim swoim zasadom zmierzałam w stronę luksusowego domu, w którym mieszka. Jednak moja wewnętrzna intuicja podpowiadała mi, że on może być inny. Nie każdy mężczyzna jest takim świrem, jak mój ojciec.
- Nie muszę cie znać, by obserwować.
-Jesteś stalkerem ?! - witamy z powrotem panikaro, ukryta w moim ciele.
-Nie. - prychnął śmiechem, widząc moje przestraszenie. -Nie każda dziewczyna uciekłaby z domu, wiedząc, że musi spać na chodniku.
-Nie uciekłam, tylko wyjechałam. - sprostowałam, kiedy dotarliśmy pod drzwi. Blondyn zanurzył rękę w tylnich kieszeniach spodni, wyjął pęk kluczy i otworzył drzwi.
- Dobrze wiem, że nie jesteś pełnoletnia. - powiedział, wprowadzając mnie do środka. Pomógł mi zdjąć kurtkę, a kiedy umiejscawiał ją na wieszaku, ja weszłam do środka.
Miałam wrażenie, że moja szczęka opada do podłogi. W życiu nie widziałam piękniejszego mieszkania. Jasne kolory tworzyły miłą atmosferę, która tylko zachęca do spędzania czasu w tak stylowym wnętrzu.
Na środku wielkiego pomieszczenia stała kremowa kanapa w kształcie litery Z, na przeciwko której znajdował się murowany kominek, a nad nim plazmowy telewizor. Na północnej ścianie, którą jako jedyną wyróżniał bordowy kolor, wisiał wielki obraz, przedstawiający krajobraz Nowego York'u z lotu ptaka. Przestronny salon od praktycznej kuchni oddzielała tylko mała wyspa, ułożona z białych szafek. Całość była nie tylko cudowna, ale i uzależniająca.
-Wiem, że ci się podobna. - ciepły, miętowy oddech odbił się od mojej szyi. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że kompletnie się wyłączyłam, ignorując obecność mojego „wybawcy”. Chyba mogłam dać mu to miano, skoro postanowił mi pomóc i zabrał do swojego domu. Gdybym była pięknością, w jakiś sposób bym to rozumiała, ale nie jestem i nie będę.
-Jesteś dekoratorem ? - zagadnęłam, przyglądając się swojemu odbiciu w kryształowym lustrze. Po kilku zdaniach, zrozumiałam, jak bardzo brakowało mi takiej rozmowy; miłej i beztroskiej.
Moje pytanie po raz kolejny wywołało u blondyna, dźwięczny śmiech.
-Nie. Pracuję w trochę innej branży. - odpowiedział, znikając za drzwiami,wykonanymi z białego drewna.
-Aha. - ucięłam krótko, chwytając się ściany, która znajdowała się najbliżej. Moje zdrowa noga miała dość forów, której dawałam tej drugiej.
Tym razem mój wzrok powędrował do szklanych drzwi i znajdującym się za nimi ogrodowi. W równym rządku rosły drzewka owocowe, a na drewnianym podeście, zwanym tarasem, znajdowało się kilka leżaków, stół z krzesłami oraz grill, bardzo podobny do kominka będącego w domu. W kącie dostrzegłam również ogródek i małą szopę wykonaną z tego samego materiału co taras.
-Możesz się odświeżyć. - oznajmił blondyn, podając mi bawełniany ręcznik. Ominął mnie, wchodząc do kuchni. - Idź, a ja przygotuje coś to jedzenia. - ponaglił mnie. Wysiliłam si3 na uśmiech i ruszyłam we wskazanym przez niego kierunku. Moja podświadomość, i wielka panikara w jednym, cieszyły się wraz ze mną, że łazienka znajdowała się na dole, przez co uniknęłyśmy wchodzenia po schodach. Nawet bez tego poruszałam się jak pingwin i przez całą drogę zadawało mi się, że słyszę kpiący śmiech mężczyzny, który mnie tu zaprosił.
Łazienka utrzymana była w takim samym nowoczesnym stylu i jasnych kolorach, jak większość domu. Moje uwielbienie otrzymała wielka wanna z hydromasażem, jednakże zdecydowałam się na wzięcie szybkiego prysznica. Nie mogłam nadużywać jego gościnności. Sama podjęłam taką decyzję i muszę odpowiadać za swoje błędy.
Byłam zdziwiona, kiedy na pralce zauważyłam czyste ubrania złożone w idealną kostkę, które z pewnością były moje.
Mimo że znajdowałam się sama w tak dużej łazience, czułam się nieswojo, pozbywając się swoich ubrań. Kiedy zostałam już w samej bieliźnie, wcisnęłam jeden przycisk w szklanej kabinie, a woda zaczęła leciec z charakterystyczną parą. Mimowolnie spojrzałam w dół na swoje kolano. Miałam ochotę płakać, przyglądając się mu. Było okropne spuchnięte, z wielką raną na środku, z której wypływała stróżka zaschniętej krwi, znacząc ślad poprzez łydkę, aż do skarpetek, gdzie wsiąkała w różową bawełnę.
Weszłam do kabiny, kiedy pozbyłam się bielizny, starając się jak najszybciej wyrzucić z głowy widok mojej zranionej nogi. Uczucie gorącej wody na swojej skórze było całkiem przyjemne.
Schyliłam się, skanując dokładnie wielokolorowe płyny. Z całej gamy różnorodności wybrałam truskawkowy, który okazał się również szamponem. Rozprowadziłam emulsję dłonią, wykonując małe okrążenia na swojej śniadej skórze. Zaciągnęłam się owocowym zapachem, który wraz z parą unosił się w pomieszczeniu. Wiele razy w sklepie zastanawiałam si3 nad kupnem takich żeli, ale wtedy musiałabym zrezygnować z trzydniowego obiadu. Były one zbyt drogie.
Kiedy poświęciłam swojemu ciału wystarczającą ilość czasu, przeszłam do mycia włosów. Odprężający masaż głowy z ponownym wykorzystaniem truskawkowej emulsji, pozwolił powrócić mojemu trzeźwemu myśleniu. Zdałam sobie sprawę, że postąpiłam zbyt pochopnie, dając zaprosić się do domu mężczyzny, a do tego biorę prysznic w jego łazience, która stanowi trzy czwarte mieszkania w Polsce. Ale on wydawał się inny ... Jego oczy z wesołymi iskierkami, zauroczyły mnie. Najgorsze było jednak to, że nie bałam się go tak, jak innych osobników płci przeciwnej, których nawet niewinne spojrzenie, doprowadzało mnie do ataku paniki, a jedyną rzeczą jaką chciałam zrobić to uciec z krzykiem i schować się w starej szafie w przedpokoju.
Również zwykłym przyciskiem wyłączyłam wodę i wyszłam z kabiny, stając na białych kafelkach w kształcie kwadratów. Ku mojemu zaskoczeniu nie były chłodne, a wręcz przeciwnie ; biło od nich przyjemne ciepło. Spojrzałam w dół na swoje stopy z zaniedbanymi paznokciami. Powrócił ich naturalny kolor po zetknięciu z podgrzewaną podłogą.
W głębi duszy, zazdrościłam Tajemniczemu Blondynowi już wczoraj, gdy tylko wybrałam jego płot, aby pod nim stać. Miał wszystko; piękny dom z zachwycającym ogrodem, zniewalająco szybkie auto i nowoczesne wyposażenie domu, z czego większości z tych rzeczy nie miałam okazji zobaczyć. Nigdy nie patrzyłam na dobra materialne, ale po tylu latach życia w ubóstwie, chciałam zaznać czegoś innego. Czegoś jak to. To normalne, prawda ?
Nagle poczułam się zbyt roznegliżowana, a niepokój ogarnął moje ciało, gdy stałam tak chwilę zupełnie naga, dokonując skanu majątku Tajemniczego Blondyna. Przecież on mógłby tu wejść w każdej chwili ...
W pośpiechu, co nie było takie łatwe z nawracającym bólem nogi, wytarłam swoje ciało oraz włosy, po czym założyłam bieliznę. Wiedziałam, że nie mogę przyjmować od Tajemniczego prezentów, ale od razu postanowiłam, że oddam mu ją w najbliższym czasie, gdy już wysiądę z rollercoastera, którym jest aktualnie moje życie i stanę na twardym gruncie.
Nie mogłam jednak ukrywać, że ubrania mi się okropnie podobały. Ciemna, gładka bielizna bez zbędnych koronek oraz za duża bluzka klubu piłkarskiego i dołączone do niej damskie szorty, pasowały jak ulał, a jednocześnie chowały moją niską wagę.
Po prysznicu czułam się zdecydowanie lepiej fizycznie, ale nie psychicznie. Za oknem dostrzegłam zbliżający się mrok, a to była pora, której z całego serca nienawidziłam. Pora, w której moje ciało i dusza, były ranione i doszczętnie wbite w ziemię. Pora, która zmienia życie w koszmar.
Jednak przypominając sobie brązowe tęczówki osoby, która teraz przygotowuje kolację, w jakimś stopniu uspokoiłam swoje rozdygotane wnętrze. Przyjazna aura, którą emanował Tajemniczy pozwoliła mi wierzyć, że jest inny i nie będzie próbował mnie skrzywdzić. W pewnie nieodgadniony sposób już teraz zaczęłam mu ufać, przez to co dla mnie zrobił. Większość nadzianych jak on, ludzi z pewnością nie zwróciłaby na mnie uwagi.
Fioletową szczotkę znalazłam w małym kuferku. Dokładnie rozczesałam włosy, mocno zaciskając powieki, kiedy zniszczone końcówki wplątywały się w grzebyk.
Po całym zabiegu odłożyłam wszystko na miejsce, a ubrania wzięłam pod ramię. Nieśmiało wyszłam z łazienki i lekko utykając powędrowałam do kuchni. Czułam się niepewnie przez odsłonięte nogi i widoczną ranę na kolanie.
Docierając na miejsce, stanęłam w progu, podtrzymując ciężar ciała na zdrowej nodze. Przez chwilę mogłam oglądać, jak Tajemniczy pewnie porusza się po kuchni, dopóki nasze spojrzenia się nie spotkały.
-Dziękuję za ... - zaczęłam z formującą się w gardle gulą. Onieśmielał mnie i to jak cholera.
-Spoko. - posłał mi miły uśmiech, urywając kilka listków świeżej bazylii, którą udekorował dwa talerze. Podczas gdy ja stałam niczym słup soli, on postawił je na stole i odsunął krzesło. -Połóż ubrania na podłodze, wrzucę je później do prania, a teraz zapraszam. - wydał polecenia, ruchem ręki pokazując na stół.
Otworzyłam usta, aby zaprotestować, ale ponownie je zamknęłam, czując na sobie jego baczny wzrok. Oh, czy to na pewno bezpieczne ?
Posłusznie ułożyłam kupkę ubrań na drewnianych panelach i zajęłam miejsce na krześle. Moje policzki pokrył szkarłat, kiedy zdałam sobie sprawę, że podczas prania zobaczy moją bieliznę. Dlaczego jestem tak uległa ? Zdecydowanie lepiej będzie, jak sama dokonam tej czynności.
-Chińszczyzna. - oznajmił, widząc, jak odrobinę za długo, przyglądam się daniu, które przede mną postawił, zanim sam zajął miejsce naprzeciwko. Mój brzuch wyraził zadowolenie ponownym burczeniem. To co znajdowało się na talerzu cudowne pachniało. - Nie wiedziałem, czy lubisz. - mówił ostrożne z lekkim powątpiewaniem w głosie.
-Jest okej. - szybko zapewniłam, kończąc jego męki. W odwecie posłał mi mały uśmiech. - Tylko ja nigdy nie jadłam czegoś takiego. - odpowiedziałam, prawie szepcząc. Byłam przygotowana na to, że za chwilę mnie wyśmieje, ale tego nie zrobił.
-W takim razie, spróbuj.
Byłam zaskoczona jego słowami i jednocześnie wdzięczna. Moje serce pękłoby gdyby mnie ośmieszył.
Chwyciłam srebrny widelec, zachęcona jego sugestywnym tonem. Kiedy pierwszy kęs ryżu z ostrym sosem trafił do mojej jamy ustnej, jęknęłam z uznaniem. Na ustach blondyna spod swoich rzęs spostrzegłam szeroki uśmiech i jak na zawołanie oblałam się rumieńcem.
Przez resztę kolacji powstrzymywałam się, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku, co było okropnie trudne, kiedy posiłek przed tobą jest tak wyśmienity. W zaskakującym tempie skończyłam swoją porcję i wytarłam kąciki swoich ust jasną chusteczką, którą zmięłam w dłoniach. Widząc jak Tajemniczy zjadł o wiele mniej niż ja, poczułam się ogromnie zawstydzona. Podczas, gdy ja nerwowo kręciłam się na krześle, starając się skupić wzrok gdziekolwiek, a moje myśli bombardowały miliony określeń, jakimi mógłby mnie nazwać po takiej wpadce, on spokojnie opróżnił swój talerz i wziął kilka łyków wody z przeźroczystej szklanki.
-Em ... Ja będę się już zbierać. - oznajmiłam, spoglądając na zegar, który wskazywał już 17.30. Jeżeli się nie pośpieszę, ponownie czeka mnie nocleg na ulicy.
-O ile pozwolę ci wyjść. - powiedział pewny siebie. Jego twarz nie ukazywała żadnych emocji, kiedy zabierał mój talerz, a następnie włożył brudne naczynia do zmywarki.
-Dlaczego chcesz mi pomagać ? - to pytanie nurtowało mnie odkąd tylko pierwszy raz się do mnie odezwał.
-Nie wiem, jak wielkiej skali była ta kłótnia z rodzicami, ale nie mogę patrzeć, jak śpisz na chodniku z tą nogą. - odpowiedział, prostując się. Wytarł dłonie w ścierkę i oparł się o blat, wypalając dziurę w moim ciele. - Sądzę, że musisz sobie to wszystko przemyśleć i za góra tydzień będziesz pukać do ich drzwi i prosić, by cię znów przyjęli.
- A wiesz to bo ... ?
-Bo mam siostrę w twoim wieku.
Nie wiem co bardziej mnie zaskoczyło. To, że ot tak proponował mi mieszkanie u siebie w domu, czy teoria, którą mi przedstawił.
-Ładna jest ?
-Co to ma do rzeczy ? -zmarszczył brwi w niezrozumieniu.
-Ją przyjmujesz, bo jest twoją rodziną, kochasz ją, a mi proponujesz to z litości.
-Dlaczego tak myślisz ?
-Popatrz na mnie. -wywróciłam oczami. Ja nie miałam jednego czy dwóch kompleksów, jak moje rówieśniczki, a wręcz przeciwnie; cała byłam jednym, wielkim kompleksem.
-Patrzę. -odparł.
-I widzisz, że wyglądam ...
-Normalnie jak na swój wiek. - przerwał mi. Moje usta otworzyły się, tworząc charakterystyczną literkę „o”. -Ale dalej nie rozumiem o co ci chodzi.
-Nie ważne.- ucięłam krótko, wzdychając. - Tak czy inaczej nie mogę tu zostań.
-Przestań ! - podniósł głos, uderzając pięścią w blat. Podskoczyłam na krześle, kiedy obudziła się we mnie moja panikara. Krew odpłynęła mi z twarzy. - Okej ! Idź, ale najpierw powiedz, gdzie będziesz spać ? Kolejny raz na chodniku ? Naprawdę jesteś aż tak bezmyślna, by ryzykować utratą życia albo gwałtem ? Może inni mówią, że nie mam serca, ale nie pozwolę ci stąd wyjść, ot tak
Wystarczyło kilka prostych zdań, aby całkowicie mnie dobić i wgnieść w podłogę. Mimo wszystko Tajemniczy miał racje. Nie znałam tu nikogo, pieniędzy też nie miałam za wiele, a noga nadal bolała; nawet bardziej niż kilka godzin wcześniej.
-D-dobrze. - wyjąkałam, wbijając wzrok w swoje nagie stopy, które zdawały się być teraz bardzo interesujące.
-Ej, nie zrobiłem tego, by cię przestraszyć. - podszedł do mnie i kucnął naprzeciwko, na co znów się wzdrygnęłam. Na potwierdzenie kiwnęłam tylko głową, nadal na niego nie patrząc. -Ale wolę żebyś mówiła. - powiedział żartobliwie, rozluźniając nieco atmosferę.
Ponowie kiwnęłam głową, zagryzając wargę, ale byłam doskonale świadoma swoich ruchów. Udało mi się również zauważyć, jak Tajemniczy marszczy brwi, choć na jego pełnych ustach widnieje szeroki uśmiech. Byłam mu wdzięczna za to, że nie próbował mnie dotykać.
-Dogadamy się. - zapewnił, kiedy zdecydowałam się nieśmiało podnieść wzrok. - W końcu mam siostrę. - tym razem oboje cicho zachichotaliśmy.
-Musi być fajna. - stwierdziłam, bawiąc się palcami.
-Nie zawsze. - odpowiedział, podnosząc się. - Przyniosę opatrunek. Znów zaczynasz krwawić.
Nim zdążyłam obejrzeć, już go nie było. Zniknął za drewnianymi drzwiami, których wnętrza jeszcze nie poznałam. Wyprostowałam swoją nogę i wtedy ujrzałam niewielkie pęknięcie na strupie.
Jęknęłam przeciągle, zaciskając dłonie w pięści. Wybaczyłam rowerzyście jego nieuwagę, ale za każdym razem gdy widzę kolano, mam ochotę cofnąć się w czasie i udusić go gołymi rękami. Gdyby nie ten felernych wypadek prawdopodobnie teraz nie kopałabym pod sobą dołków, a znalezienie lokum okazałoby się o wiele łatwiejsze. Aktualnie byłam zdana na łaskę osoby, którą poznałam zaledwie kilka godzin temu i zupełnie nie wiedząc, czego mam się spodziewać.
Po kilku minutach Tajemniczy ponownie pojawił się w kuchni. Na stole rozłożył opatrunki, małe buteleczki i kilka maści.
-Pozwolisz mi ? - spytał ostrożnie, klękając obok mojej nogi. Mała stróżka krwi odnalazła już drogę na drogie panele.
-T-tak. - szepnęłam, zamykając oczy. Postanowiłam potraktować to jako pewnego rodzaju wyzwanie. Jeśli dam rade przetrwać bandażowanie to będzie równoznaczne z nowo otwartym rozdziałem w życiu.
Niewiele czułam podczas tego zabiegu, a zdecydowanie rzadko jego dłonie. Kilka razy musnął palcami moją skórę, którą od razu pokrywały ciarki. Mimo wszystko zniosłam to dostatecznie, choć serce chciało mi niemalże wyskoczyć z piersi. Jednak cudzy dotyk nadal kojarzył mi się z tym co najgorsze. -Gotowe. -oznajmił, a ja otworzyłam oczy. Krew zniknęła z mojej łydki oraz podłogi, a kolano dokładnie owinięte bandażem.
Wydałam z siebie westchnienie ulgi, które wypełniło pustą przestrzeń salonu połączonego z kuchnią.
-Dlaczego płakałaś ? -pytanie Tajemniczego pozwoliło mi zlokalizować samotną łzę na moim policzku, którą szybko starłam.
-To zbyt osobiste.
-Nie naciskam. Powiesz mi kiedy będziesz gotowa ... Albo wcale. - szybko dodał, widząc moją zmieszaną minę. Nikomu nie opowiadałam tego, co działo się w moim życiu i nie sadzę, by to zmieniło się w najbliższym czasie.
-Chciałabyś odpocząć ? - zapytał zmieniając temat. Wszystko co znajdowało się na stole, Tajemniczy umieścił w wiklinowym pudełku.
-T-Tak. - przyznałam, roztrzęsionym głosem. Musiałam ochłonąć i pomyśleć, czy to będzie dobre dla mojego zdrowia psychicznego, by tu zostać.
Jednak gdyby nie pomoc Tajemniczego i jego umięśnionego ramienia, nie dotarłabym do pokoju, który od razu przypadł mi do gustu. Był skromnie urządzony o jasnym kolorze ścian, a bordowe dodatki w postaci obrazów, zasłon i wazonów, dodawały mu charakteru.
-W razie czego jestem w sypialni obok. - oznajmił, stojąc w progu, kiedy ja niezgrabnie siadałam na miękkie łóżko, które mogłoby pomieścić co najmniej cztery osoby.

-Okej. -posłałam mu miły uśmiech.
-Jestem Marco. - oznajmił. Ładnie ...
-Liliana.
-Um ... Możesz powtórzyć. -podrapał się nerwowo po karku.
-Po prostu Lily.
-Więc dobranoc, Lily. - pożyczył.
-Branoc. - wyszeptałam, zanim wtuliłam się w pachnącą różami poduszkę.

***
-Proszę, nie rób tego. - kwiliłam z rozpaczą, miotając się na całej długości mojego łóżka, które za każdym ruchem skrzypiało. Miałam dość małe pole do manewru, ponieważ wielka dłoń przetrzymywała mnie za biodra, a druga ściskała szyję, po której płynęły gorące ścieżki łez.
-Zamknij się ! - uścisk w szyi zmniejszył się, ustępując uderzeniu w policzek. Skóra zaczęła mnie piec, a głowa mimowolnie przechyliła się w prawą stronę, przez dużą siłę nacisku.
Na lewej piersi poczułam muśnięcie, a następnie mocne pociągnięcie za sutek. Krzyknęłam głośno z bólu, a chwilę potem zostałam uderzona w pośladek. Ani na chwilę nie otwierałam oczy, by nie oglądać swojego oprawcę. -Jesteś dziwką i będę robił z tobą co zechcę. - alkoholowy oddech odbił się od mojej twarzy. Po tych słowach jak na zawołanie rozległ się śmiech należący do mojego ojca, który stał w drzwiach i przyglądał się mojemu „pierwszemu razu z klientem”.
Wciągnęłam głośno powietrze, próbując złapać normalny oddech w spazmach płaczu, kiedy twardy członek otarł się o moje wejście.
-Nie ! - zbierając w sobie wszystkie siły, próbowałam wyszarpać ręce z liny, którą były związane i ranione.
-Lily ... - obraz zadowolonego mężczyzny, wywoływał u mnie wymioty.
-Zostaw mnie !
-Cholera, obudź się !
-NIE DOTYKAJ MNIE !!!
-OBUDŹ SIĘ !

Natychmiast otworzyłam szeroko oczy. Moja klatka unosiła się w chaotycznym tempie. Nerwowo mrugałam powiekami, kiedy ostatnie łzy spłynęły na moje policzki, mieszając się z potem.
-To tylko zły sen. - usłyszałam cichy głos, a następnie napotkałam zmartwioną twarz Tajemniczego z wyraźną zmarszczką. Przełknęłam głośno ślinę, przyswajając to co mi powiedział. Nigdy przedtem nie miałam koszmarów, a ten poważnie zniszczył moje poczucie bezpieczeństwa, nawet jeśli wiedziałam, że blondyn obok mnie nie zrobi mi krzywdy. A może to był on ... ?
Ponowie zaczęłam szlochać, a moje ciało pokryły dreszcze. W głowie mi się kręciło i nie miałam siły, by się odsunąć. Napad paniki zawładnął moją psychiką. Nie do końca pamiętałam twarz, ale mój „senny oprawca” miał kruczo czarne włosy i był odrobinę starszy niż Marco.
-Kuźwa. - przeklną, nerwowo przeczesując włosy. Podczas gdy ja walczyłam o to by nie zemdleć, on wybiegł na korytarz, a po kilku minutach wrócił z jakimś ręcznikiem. Położył mi go na gorącym czole. Zimno woda, wsiąknięta w materiał, pozwoliła mi opanować łzy i płytki oddech.
-Już dobrze. - zapewnił, wymuszając uśmiech. Poklepał lekko moją dłoń, która leżała wzdłuż mojego ciała. Samotna łza wydostała się spod mojej powieki, przypominając mi o dotyku ze snu. -Nie skrzywdzę cię. - zapewnił, a w jego głosie wykryłam jakiś rodzaj zmartwienia. Kiwnęłam tylko głową i zamknęłam oczy, pozwalając by całe napięcie odeszło w niepamięć.
-Masz gorączkę. Pójdę po leki. - oznajmił, lecz w porę złapałam go za nadgarstek. Co prawda w pokoju paliła się mała lampka, ale to nie sprawiało, że czułam się mniej zagrożona.
-Z-Zostań. - wymamrotałam.
-Dobrze. -zgodził się, przeskakując na drugą stronę łóżka, uważając na moje ciało. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mimo stanu spoczynku, noga nadal mnie boli, lecz starałam się to zignorować, po okropnym koszmarze.
-Śpij dobrze, Lily. -wyszeptał, układając się na materacu w dobrej odległości ode mnie, dając mi pełne poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Gdy leżał obok mnie, wiedziałam że nic mi się nie stanie, dlatego wtuliłam swoje rozgrzane czoło w poduszkę, odkładając na bok ocieplony ręcznik i zamknęłam oczy.

***
Okropne gorąco spowodowane podwyższoną temperaturą mojego ciała oraz ciepłem promyków słońca, wpadających do pokoju, skutecznie uniemożliwiły mi dalsze spanie. Przekręciłam si3 na drugi bok, gdzie światło słonecznie nie otulało mojej twarz i powolnie otworzyłam oczy.
-Dzień Dobry. -przywitał mnie wesoły głos Tajemniczego, który leżał kilkanaście centymetrów dalej, podpierając swoją głowę na zgiętej w łokciu, ręce. Odwzajemniłam jego uśmiech i przetarłam dłońmi oczy, aby odgonić resztki snu. Teraz byłam zdecydowanie bardziej spokojniejsza.
-Cześć. - wyszeptałam nieśmiało, nie fatygując się, by odgarnąć kosmyki włosów z twarzy, które aktualnie zakrywały moje rumieńce. Nadal nie wiedziałam, jak mam zachowywać się w jego obecności; szczególnie po tym nocnym incydencie. Jeszcze nie zdarzyło mi się mieć tak intensywnego napadu paniki.
-Jak się czujesz ? -zapytał. Zaskoczeniem dla mnie było, że leżał tu całkowicie ubrany w szare dresy i białą koszulkę z krótkim rękawem, która nie tylko opinała idealnie jego mięśnie, a dodatkowo pokazywała tatuaże. Nigdy nie byłam fanką takich zdobień ciała, ale te wydawały się być bardzo interesujące.
-Słabo. -odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Byłam wyczerpana psychicznie jak i fizycznie.
-Jesteś chora. - oznajmił. - Skutki spania na chodniku. Naprawdę mogłaś zapukać i zapytać się ...
-To nie było potrzebne. - przerwałam mu, a zaraz poczułam się głupio. Nie powinnam mu tak niegrzecznie wcinać w zdanie.
-Okej. - uniósł ręce do góry w geście obrony, siadając po turecku.
-Dlaczego jesteś ubrany ? - spytałam, uprzedzając moment, w którym zapadłaby niezręczna cisza.
-Robiłem zakupy na śniadanie.
-Aha. -westchnęłam.
-a teraz przyszedłem cię na nie znieść, ponieważ podejrzewam, że nie dasz rady sama udać się na dół.
Zagryzłam wargę, zastanawiając si3, czy jego propozycja jest naprawdę dobrym pomysłem. Nie chciałam znów płakać, przez co wziąłby mnie za wariatkę. Jednak miał racje. Noga nadal bolała, a kiedy odrzuciłam na bok kołdrę, dostrzegłam, że spuchła od wczoraj.
-Mam wziąć to za tak ? -spytał dla pewności. Pokiwałam głową i spuściła, wzrok na swoje palce. Blondyn umieścił jedną dłoń na moich plecach a drugą pod kolanami i bez wysiłku dźwignął mnie, opuszczając sypialnię.
-Nie jestem zbyt ciężka ? - spytałam, obserwując jego profil.
-Moim zdaniem powinnaś przytyć. -uśmiechnął się.
Na stole znajdowało się wiele pyszności, a ja już wiedziałam, że czeka mnie wspaniała uczta, tak jak wczoraj. Mój brzuch również był w optymistycznym nastroju, kiedy zostałam usadzana na krześle. Jeżeli miałam być szczera to czułam się jak dziecko, kiedy obchodził się ze mną jak z kawałkiem szkła, którym mimo wszystko byłam. Wystarczył jeden nieodpowiedzialny ruch, aby mnie zniszczyć. Tylko Julia oraz Radek znali na pamięć instrukcję, według której istniałam. I mama.
-Smacznego. - pożyczył siadając naprzeciwko. Z koszyczka wyjęłam kromkę razowego chleba i posmarowałam go dżemem dyniowym z dużą ilością aromatu pomarańczowego. Następnie spróbowałam jeszcze gorącej jajecznicy i 3 rodzaje serów.
Kiedy miałam ochotę sięgnąć po banana, zakręciło mi się w głowie i wróciłam na poprzednie miejsce.
-Co się dzieje, Lily ? - Marco pojawił si3 obok mnie z prędkością światła. Było mi okropnie niedobrze, dlatego widziałam jego twarz jak przez mgłę.
-Źle się czuje. - ledwie poruszałam wargami.
-Oddychaj. - polecił, przytrzymując moje ramię, kiedy niebezpiecznie przechylałam się w jedną stronę co mogło poskutkować upadkiem na podłogę. -Zaraz umówię nas do lekarza.


-----------------------------------------------------
Pamiętacie o informacji <klik> ??? 
Decyzja jest w połowie przeze mnie podjęta !!