„Jestem niczym, jestem nikim
Mam tylko cały swój ból jako królestwo“
Mam tylko cały swój ból jako królestwo“
-Indila.
„Drogi pamiętniku !
Miniona noc kolejny raz bezlitośnie dłużyła się, kiedy znów do mnie przyszedł.
Nie miałam siły się przed tym bronić. Każdy jego gest na moim ciele i obrzydliwie wulgarne słowa
sprawiały, że rozpadałam się na miliony kawałeczków, jedynie czego pragnąc to wyrwać się z tego koszmaru.
Nienawiść i bezsilność mieszają się w moim mózgu, kiedy patrzę na niego. Nawet wbicie noża prosto w JEGO serce
nie wymarzę śladów pozostawionych w mojej psychice. One na zawsze będą mnie prześladować niczym
najgorsza rola w horrorze, którą przyszło mi zagrać. Czym zasłużyłam sobie na to cierpienie? Byłam posłuszna, dobrze się
uczyłam, dopóki ON nie zabronił mi wychodzić z domu. Dlaczego jedyna osoba, która była po mojej stornie leży teraz pośród białych ścian, przypięta do wielu kabli, które monitorowały nić jej zagrożonego życia.
Ona była jedyną, która mnie kochała i wspierała w przeciwieństwie do niego ! Bez niej wszystko się komplikuje. ON jest nieprzewidywalny i całkiem się już nie kontroluje, a ja nie wiem ile w stanie będę jeszcze znieść. Śmierć uwolniłaby mnie od tego piekła. ”
Odłożyłam plastikowy długopis z niebieskim atramentem i z hukiem zamknęłam niewielki zeszyt. Poruszyłam się niespokojnie, wiedząc, że niedługo diabeł nawiedzi ten dom. Chwyciłam mój pamiętnik, obracając go w palcach. Pierwsza strona była niechlujnie pomięta i wyblakła przez moje łzy, które gdyby mogły, wypływałyby z każdej komórki mojego ciała zranionej fizycznym i psychicznym bólem. Wiele razy zastanawiałam się, czy nie powinnam go spalić, skoro dostałam taki los, ale szybko uciekłam od tego pomysłu. Kiedy już będę miała dość, to policja, bez zbędnego główkowania i nawiedzania sąsiadów w celu ich przesłuchania, czytając moje zapisy, dowie się, że w okrutny sposób jestem molestowana przez własnego ojca. Czy nie powinno być tak, że to właśnie tą osobę powinniśmy brać za autorytet, jak robi to prawie cała populacja ziemska ?Czy to nie on powinien uczyć mnie stawiania pierwszych kroki, uczyć jazdy na rowerze, mówić „nic się nie stało”, kiedy wypadnie Ci lód o ulubionym smaku, czy to nie on powinien nie zgadzać się przy wyborach chłopaków, a nie spełniać jego rolę ?
Moje oczy pokryła jasna mgła, która przysłoniła widok na skromny pokój, który należał do mnie, lecz wcale nie czułam się w nim bezpieczna. Był mały, z jednym oknem na północnej ścianie. Nie było w nim wielu mebli, które ograniczały się do niewygodnego łóżka z wbijającymi się sprężynami, pozostawiającymi niewielkie sińce, o wiele mniej czerwone niż po uderzeniach ojca, komody bez jednej z trzech szuflad i szafy, która objęta znakiem czasu, straciła swój śliczny, purpurowy kolor. Pewnie znajdowałaby jeszcze babcina toaletka, gdyby nie nałóg alkoholowy mojego ojca, który nigdy nie zasłużył na to mino.
Stwierdziwszy, że to jeszcze nie czas pozbywać się mojej jedynej nadziei w postaci krótkich zapisków, otworzyłam szufladę biurka i ulokowałam zeszyt pod wieloma książkami. Przetarłam ,pozbawioną wyrazu twarz, wstając z westchnieniem. Obciągnęłam swoja, sięgającą do połowy uda bluzkę i ruszyłam w stronę kuchni. Za małe spodnie skutecznie uniemożliwiały mi stawianie bardziej zdecydowanych kroków.
W kuchni nadal śmierdziało porannymi papierosami właściciela oraz parzoną kawą. Otworzyłam okno, które głośno zaskrzypiało i pochyliłam się, aby wyciągnąć talerz z mięsem, które zamówił sobie na dziś wcielony diabeł. Nie tylko traktował mnie, jak chodzące spełnienie seksualne, a także kucharkę i sprzątaczkę w jednym. Dla niego nie było słowa „STOP”. On żył we własnym świecie, pozbawionym uczuć i zdrowego myślenia, które skutecznie zakłócała mu „woda” z dużą ilością procentów.
Zgodnie z danymi wcześniej wytycznymi,rozbiłam równomiernie kawałki mięsa i obtaczałam je w aromatycznej przyprawie. Ze starego piekarnika wyjęłam patelnię, rozpuszczając na niej masło. Kiedy radośnie skwierczało, ułożyłam kotlety na teflonowej powierzchni.
Wzdrygnęłam się, słysząc to charakterystyczne skrzypnięcie drzwi, dochodzące z przedpokoju. Z całej siły starałam się powstrzymać paniczne dygotanie moich nóg. Moje czoło pokryło się zimnym potem, kiedy klucze opadły na komodę, a ciężkie kroki, z każdą chwilą były coraz bliżej.
Starałam się zachować spokój, stając na palcach, aby wyciągnąć talerz z kwiatowym obramowaniem, który rodzice dostali od babci w dniu ślubu. Nie odwróciłam się, kiedy jego osoba stanęła w kuchni, o czym świadczył ciemny cień. Miałam ochotę rozpłakać się, w wyobraźni widząc, jak uśmiecha się z zadowoleniem, ten parszywy łajdak. Robił to zazwyczaj, gdy widział, jak posłusznie wykonuję polecenia wydane przed wyjściem do swoich kolegów, gdzie razem piją wódkę pod sklepem.
- Jestem. - oznajmił szorstko, chwyciwszy za oparcie drewnianego krzesła, które odsunął i opadł na niego z westchnięciem, okazującym zmęczenie. Faktycznie, musiał mieć męczący dzień w firmie, w której dawno juz nie pracuje. Tylko mamie umiał wcisnąć każdy kit, a pieniądze, które przynosił, pochodziły z portfela starszej pani lub sprzedaży puszek po coli czy piwie.
Drżącymi rękoma wdusiłam zakończenie widelca w usmażone mięso i uniosłam je do góry, chwytając talerz. Ułożyłam na nim kotleta i łyżką nałożyłam wczorajszą sałatkę z rukolą, serem kozim i orzechami włoskimi. Pierwszy raz miałam okazję zjeść coś tak smakowitego. Moja dieta była bardzo uboga, przez co ciągle byłam blada, krwawienie miesiączkowe było nieregularne, a włosy bez blasku.
Powoli odwróciłam się na pięcie, aby ujrzeć jego sylwetkę, która budziła we mnie tylko wielkie obrzydzenie i bolesny skręt żołądka.
- Proszę. - wymamrotałam, stawiając przed nim talerz. Nie miałam odwagi, aby patrzeć w jego oczy. Bałam się go. Po prostu bałam i dlatego nie mogłam się sprzeciwić. Gdybym to zrobiła, pobiłby mnie tak, że przez tydzień nie mogłabym chodzić przez bolące żebra, które nie wyglądałyby tak okropnie, jak ciemno-fioletowe siniaki na twarzy, gojące się przez wiele miesięcy, budząc podejrzenia osób trzecich i ich pytań, na które nie ma dobrej odpowiedzi.
Mężczyzna z niewielkim, czarnym zarostem, chwycił raptownie nóż i brutalnie odciął kawałek mięsa, formując go w mały trójkąt, i wkładając do ust. Jego niegrzeczne mlaskanie powodowało u mnie odruch wymiotny. Maskując swoje niezadowolenie wróciłam do blatu, polerując go spraną ściereczką z dziurą w prawym rogu.
Zaskoczona, gwałtownie podskoczyłam, kiedy nóż z hukiem opadł na podłogę, co miało zwrócić moją uwagę.
-Dlaczego, do chuja, ten nóż jest brudny?! - jego ton był okropnie lodowaty, powodując ciarki na moim wychudzonym ciele.
- Ponieważ nim jesz. - odparłam cicho.
- Tak ? - uniósł prawą brew, odbijając się rękoma od stołu. Wyprostowany całkowicie górował nade mną wzrostem. Mocniej złapałam się blatu, próbując w niego wejść, kiedy mężczyzna powolnie zbliżał się w moją stronę. -Uważasz, że zacieki to nic złego ?!- pokazał mi nóż, którego blask lekko mnie oślepił, kiedy wpadające przez małe okno słońce, spowiło go w swojej jasnej poświacie.
- Wczoraj go mył ... - nie dokończyłam, czując pieczenie mojego policzka. Lekko się zachwiałam, przez siłę użytą do tego uderzenia, a gdyby nie blat, którego kurczowo się trzymałam, jakby był moją ostatnią opoką, pewnie upadłabym i myślała nad wielkością kolejnego siniaka.
- Nie kłam, niewdzięcznico !! - ryknął. - Naucz się, że do ojca należy mieć szacunek!
On stracił je już bardzo dawno, odkąd otworzył wrota piekła, do którego siłą zaciągnął mnie i mamę.
Pokiwałam lekko głową, zjeżdżając plecami po drzwiach szafki. Opuszkami palców dotknęłam podrażnionego policzka, wydając z siebie ciche syknięcie. Jedynie co teraz widziałam to obłocone buty tego bydlaka, które powróciły do stołu.
- Mogę iść do mamy ?- w końcu zdecydowałam się zapytać. Po takich sytuacjach, które zdrażały się niemal codziennie, rutyną było odwiedzenie mamy. Rak, spotęgowany obrażeniami głowy przez niedosoloną zupę, które rzekomo powstały w wyniku potknięcia na schodach, zaostrzył się. Mama brała chemię już od dwóch miesięcy i niewskazany był jej wysiłek fizyczny, do którego zmuszał ją mój ojciec. Codziennie modliłam się o przywrócenie jej zdrowia, bo sama nie dam sobie rady.
- Po co? -odpowiedział niewyraźnie, przeżuwając kawałek kotleta. -Ona już nie istnieje. Dwa tygodnie temu dostała ostatnią chemię. Nie mam zamiaru za to płacić. Jesteś już coraz lepsza w te klocki, więc może sama to ufundujesz po spotkaniu z kilkoma klientami.
- To mogę?-starałam się nie wnikać w sens tych słów, aby się nie rozkleić.
- A idź!- machnął ręką. Powoli podniosłam się do lekko zgarbionej pozycji i ze spuszczoną głową powędrowałam do korytarza. - Tylko pamiętaj ... !- zaczął, obracając się na krześle, by lepiej mnie widzieć. Szybko zdjęłam swoją kurtkę, którą wciągnęłam na chude ramiona, z dobrze zarysowanymi obojczykami. - Żadnych pogawędek z lekarzami i przyjaciółmi. O 20 jesteś w domu, bo doskonale wiesz, że mamy plany.
- Dobrze. - przyznałam potulnie z suchością w ustach. Choć wiem, jak wyglądają te „plany”, staram się o tym myśleć. To jest zbyt bolesne.
Założyłam tylko znoszone trampki i wyszłam z mieszkaniu, wiedząc, że już nigdy nie uda mi się bycie szczęśliwą.
Starałam się zachować spokój, stając na palcach, aby wyciągnąć talerz z kwiatowym obramowaniem, który rodzice dostali od babci w dniu ślubu. Nie odwróciłam się, kiedy jego osoba stanęła w kuchni, o czym świadczył ciemny cień. Miałam ochotę rozpłakać się, w wyobraźni widząc, jak uśmiecha się z zadowoleniem, ten parszywy łajdak. Robił to zazwyczaj, gdy widział, jak posłusznie wykonuję polecenia wydane przed wyjściem do swoich kolegów, gdzie razem piją wódkę pod sklepem.
- Jestem. - oznajmił szorstko, chwyciwszy za oparcie drewnianego krzesła, które odsunął i opadł na niego z westchnięciem, okazującym zmęczenie. Faktycznie, musiał mieć męczący dzień w firmie, w której dawno juz nie pracuje. Tylko mamie umiał wcisnąć każdy kit, a pieniądze, które przynosił, pochodziły z portfela starszej pani lub sprzedaży puszek po coli czy piwie.
Drżącymi rękoma wdusiłam zakończenie widelca w usmażone mięso i uniosłam je do góry, chwytając talerz. Ułożyłam na nim kotleta i łyżką nałożyłam wczorajszą sałatkę z rukolą, serem kozim i orzechami włoskimi. Pierwszy raz miałam okazję zjeść coś tak smakowitego. Moja dieta była bardzo uboga, przez co ciągle byłam blada, krwawienie miesiączkowe było nieregularne, a włosy bez blasku.
Powoli odwróciłam się na pięcie, aby ujrzeć jego sylwetkę, która budziła we mnie tylko wielkie obrzydzenie i bolesny skręt żołądka.
- Proszę. - wymamrotałam, stawiając przed nim talerz. Nie miałam odwagi, aby patrzeć w jego oczy. Bałam się go. Po prostu bałam i dlatego nie mogłam się sprzeciwić. Gdybym to zrobiła, pobiłby mnie tak, że przez tydzień nie mogłabym chodzić przez bolące żebra, które nie wyglądałyby tak okropnie, jak ciemno-fioletowe siniaki na twarzy, gojące się przez wiele miesięcy, budząc podejrzenia osób trzecich i ich pytań, na które nie ma dobrej odpowiedzi.
Mężczyzna z niewielkim, czarnym zarostem, chwycił raptownie nóż i brutalnie odciął kawałek mięsa, formując go w mały trójkąt, i wkładając do ust. Jego niegrzeczne mlaskanie powodowało u mnie odruch wymiotny. Maskując swoje niezadowolenie wróciłam do blatu, polerując go spraną ściereczką z dziurą w prawym rogu.
Zaskoczona, gwałtownie podskoczyłam, kiedy nóż z hukiem opadł na podłogę, co miało zwrócić moją uwagę.
-Dlaczego, do chuja, ten nóż jest brudny?! - jego ton był okropnie lodowaty, powodując ciarki na moim wychudzonym ciele.
- Ponieważ nim jesz. - odparłam cicho.
- Tak ? - uniósł prawą brew, odbijając się rękoma od stołu. Wyprostowany całkowicie górował nade mną wzrostem. Mocniej złapałam się blatu, próbując w niego wejść, kiedy mężczyzna powolnie zbliżał się w moją stronę. -Uważasz, że zacieki to nic złego ?!- pokazał mi nóż, którego blask lekko mnie oślepił, kiedy wpadające przez małe okno słońce, spowiło go w swojej jasnej poświacie.
- Wczoraj go mył ... - nie dokończyłam, czując pieczenie mojego policzka. Lekko się zachwiałam, przez siłę użytą do tego uderzenia, a gdyby nie blat, którego kurczowo się trzymałam, jakby był moją ostatnią opoką, pewnie upadłabym i myślała nad wielkością kolejnego siniaka.
- Nie kłam, niewdzięcznico !! - ryknął. - Naucz się, że do ojca należy mieć szacunek!
On stracił je już bardzo dawno, odkąd otworzył wrota piekła, do którego siłą zaciągnął mnie i mamę.
Pokiwałam lekko głową, zjeżdżając plecami po drzwiach szafki. Opuszkami palców dotknęłam podrażnionego policzka, wydając z siebie ciche syknięcie. Jedynie co teraz widziałam to obłocone buty tego bydlaka, które powróciły do stołu.
- Mogę iść do mamy ?- w końcu zdecydowałam się zapytać. Po takich sytuacjach, które zdrażały się niemal codziennie, rutyną było odwiedzenie mamy. Rak, spotęgowany obrażeniami głowy przez niedosoloną zupę, które rzekomo powstały w wyniku potknięcia na schodach, zaostrzył się. Mama brała chemię już od dwóch miesięcy i niewskazany był jej wysiłek fizyczny, do którego zmuszał ją mój ojciec. Codziennie modliłam się o przywrócenie jej zdrowia, bo sama nie dam sobie rady.
- Po co? -odpowiedział niewyraźnie, przeżuwając kawałek kotleta. -Ona już nie istnieje. Dwa tygodnie temu dostała ostatnią chemię. Nie mam zamiaru za to płacić. Jesteś już coraz lepsza w te klocki, więc może sama to ufundujesz po spotkaniu z kilkoma klientami.
- To mogę?-starałam się nie wnikać w sens tych słów, aby się nie rozkleić.
- A idź!- machnął ręką. Powoli podniosłam się do lekko zgarbionej pozycji i ze spuszczoną głową powędrowałam do korytarza. - Tylko pamiętaj ... !- zaczął, obracając się na krześle, by lepiej mnie widzieć. Szybko zdjęłam swoją kurtkę, którą wciągnęłam na chude ramiona, z dobrze zarysowanymi obojczykami. - Żadnych pogawędek z lekarzami i przyjaciółmi. O 20 jesteś w domu, bo doskonale wiesz, że mamy plany.
- Dobrze. - przyznałam potulnie z suchością w ustach. Choć wiem, jak wyglądają te „plany”, staram się o tym myśleć. To jest zbyt bolesne.
Założyłam tylko znoszone trampki i wyszłam z mieszkaniu, wiedząc, że już nigdy nie uda mi się bycie szczęśliwą.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
3...2...1... START !!
Jedziemy z tym koksem xd
Jest to moje trzecie opowiadanie, które napisałam rok temu, ale potrzebowało"odnowienia".
Mam nadzieję, że taka fabuła Was nie zrazi ;D
Wybaczcie mi akapity, jeśli są nie równe, bo odpowiedni klawisz na klawiaturze postanowił się zbuntować :P
Chciałam jeszcze oznajmić, że to nie będzie szczęśliwe opowiadanie.
Może i momentami będzie, ale skończy się tragiczne.
Chyba za dużo paplam XD
Okej, zostawiam Was z prologiem i mykam szykować się na bal ;)
Pozdrawiam, Alex :*
Przepraszam, za okropny wygląd, ale muszę ogarnąć, jak to poprawić ;(
Wow. To opowiadanie zapowiada się świetnie pomimo tego, że fabuła jest nieco inna od tych, które już nam zaprezentowalaś. Prolog niewiele zdradza, ale dla mnie jesto nawet lepsze. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na piereszy rozdział. ^^ Pozdrawiam, buziaki. Ola :*