„Chce byś wiedział, że to nasz czas
Ty i ja ulatniamy to samo światło
Chce byś wiedział, że jestem cała twoja
Ty i ja biegniemy w tym samym kierunku”
- Zedd ft. Selena Gomez- "I Want You To Know "
Mój żołądek boleśnie się skurczył, a w brzuchu głośno zaburczało. Do chwili wybudzenia się spałam na plecach. Kołdra okrywała mnie od bioder w dół, zapewniając nie tylko ciepło, ale i dziwną, niewytłumaczalną barierę bezpieczeństwa. Mniejsza ja miałam dużą szansę zaplątania się w niej, by tata mnie nie znalazł. Jednak ta tutaj była niewiarygodnie miękka w dotyku, pachniała kwiatami i z pewnością wykonana z drogiego materiału.
Dlaczego tak bardzo przeszkadzał mi status materialny Marco ? Lubiłam go. Nawet bardzo, a to jego majętność doskonale mówiła, że nie jestem dla niego. Przyjechałam z obleśniej kamienicy, położonej pod Warszawą, a pieniądze, które zostawiła mi mama nie starczyłyby nawet na trzy noce w najgorszym hotelu. Dodatkowo teraz musiałam je oddać Tajemniczemu za Rudolfa. Sama nie wiem, dlaczego nadal go tak nazywałam. Zdecydowanie to określenie bardzo do niego pasowało. Mimo naszych rozmów dalej niewiele o nim wiedziałam.
Jęcząc odgarnęłam kosmyki włosów z czoła. Uchyliłam jedną powiekę, oglądając ich stan. Były niczym siano - wysuszone i stojące w każdą możliwą stronę. Badając opuszkami palców fakturę szafki nocnej, najpierw odnalazłam gumkę, aby ujarzmić włosy, a następnie kartkę o chropowatej fakturze.
Otworzyłam szeroko oczy, które szybko przyzwyczaiły się do światła. Podniosłam się na wyprostowanych rękach i cofnęłam, aby plecami dotknąć zagłówka. Związałam włosy w niedbałego koka i zaczęłam czytać.
„Krzyknij, jak wstaniesz, przyjdę po ciebie. :D
P.s. Słodko śpisz. ”
Zachichotałam cicho, ale nadal bardzo dziewczęco i odłożyłam papier na puste miejsce obok siebie. Poduszka w kwiaty nadal posiadała wgniecenie, świadczące o obecności Marco.
Dłonią powiodłam w tamto miejsce i drgnęłam, czując nikłe ciepło, które świadczyło o tym, że wyszedł z sypialni dość niedawno.
Nagle zrobiło mi się gorąco i byłam pewna, że moje policzki zdobi teraz szkarłat. Spał tu. Był całą noc. Troszczył się, by moje koszmary nie powróciły. Był, jak narkotyk, którego potrzebuje by normalnie żyć. Wraz z jego pojawieniem się, przyszło również wszystko dobre - zaopiekował się mną proponując mieszkanie, zawiózł do lekarza i sprawia, że się uśmiecham. Sprawia, że zapomniałam o ojcu i o tym, co mi robił. Pogodziłam się z tym i chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć. Dostałam drugą szansę i nie mogłam jej zmarnować.
-Marco ? - zawołałam z powątpiewaniem.
-Obudziłaś się. - pojawił się w pokoju szybciej niż myślałam. Oddychał głośno, jego klatka unosiła się chaotycznie, ale nie zapomniał uśmiechu.
-Przerwałam twój trening ?
-No co ty. - odparł żywo, siadając obok moich nóg. Do moich nozdrzy dotarł jego mocny zapach; potu, żelu pod prysznic, którego używał, i jego samego. Był zniewalająco męski w białym podkoszulku, prezentując czarny tusz pod skórą oraz szarych dresach, opinających biodra. Małe kropelki potu spływały po jego skroniach i karku, ale zdawał się tym nie przejmować. -Chodźmy na śniadanie.
-Zdążyłeś je zrobić ? - spytałam zaskoczona, lądując w jego ramionach. Lekkie ciarki przebiegły po moim kręgosłupie, kiedy jego gorąca skóra spotkała się z moją. Była przyjemnie lepka, co wcale nie było odrażające, dlatego zaplotłam ręce wokół jego karku. Wyczułam, jak jego mięśnie lekko drgają po wysiłku, jaki zafundował swojemu ciału.
-Zdziwiona ? - uśmiechnął się, manewrując tak, żeby zmieścić się w drzwiach.
-Ja mogłam to zrobić. - odparłam z poczuciem winy. Gdyby nie ten głupi gips ...
-Jesteś moim gościem.
-Nie powinieneś tak pobłażać swojej siostrze.
-A może chcę. - wzruszył ramionami. - Póki nie jest złośliwa i zrzędliwa.
-Będę o tym pamiętać. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
Po kuchni roznosił się przyjemny zapach tostów, a na okrągłym stole stała przygotowana już owocowa sałatka. Upewniona, że Marco jest zajęty wkładaniem chleba z serem do opiekacza, chudymi palcami odnalazłam truskawkę i wrzuciłam do buzi, rozkoszując się jej naturalną słodkością.
- Wszystko widziałem. - oznajmił, a ja zaskoczona podskoczyłam na krześle. Moja ręka zatrzymała się w połowie drogi do mojej buzi, kiedy pomiędzy palcami więziony był kawałek banana.
Tracą apetyt, odłożyłam owoc ponownie do miski, co nie świadczyło o moim dobrym wychowaniu, jednak byłam zbyt zaskoczona reakcją Marco. Zaczynam nawet podejrzewać, że posiada więcej par oczu i każda z nich z pewnością jest tak piękna. W takich tęczówkach, jakimi został obdarowany, można było się mocno zatracić.
-Co dziś robimy ? - zapytałam cicho, zmieniając temat.
-Jest ładna pogoda. Pokażę ci kilka trików. - oznajmił, a z tostera wyskoczyły dwie kromki złocistego chleba. Zręcznie ułożył je na talerzu. Jedną z nich posmarował masłem, a drugą jagodowym dżemem.
Miałam wrażenie, że mój ślinotok płynie już pomiędzy piersiami, kiedy blondyn postawił przede mną talerz.
-Zapowiada się ciekawie. - odpowiedziałam z lekkim podekscytowaniem, wgryzając się w chrupki chleb.
-Jesteś Polką, prawda ? - zapytał, opierając się o blat. Toster pochłonął kolejne kromki.
-Yhym ... - wymruczałam. To tostów doszły świeże owoce i dopełniały to pyszne śniadanie. Nawet nie chciałam wiedzieć, co myśli o mnie właściciel domu, skoro tak szybko zjadłam swoją porcję.
-I nie byłaś nigdy na żadnym meczy ? - zdziwił się. Na moje policzki wypłynął rumieniec. Piłka nożna nie była moim zainteresowaniem, nie miałam pieniędzy na bilety i nie wiedziałam ile trwa mecz. Wiele razy słyszałam opowieści innych osób ze szkoły, które często bywały na stadionach, ale choć byłam zaintrygowana nie odważyłam się nawet wtrącić do takiej konwersacji. Z takimi, jak ja, nikt się nie liczył.
-Nie. - przyznałam onieśmielona. Aby odrzucić od siebie skrępowanie przeżułam ostatni kawałek i zajęłam się dokładnym czyszczeniem palców, w czym pomogła mi ściereczka koloru fioletowego. Dopiero teraz zauważyłam, że pasowała do dodatków w salonie i ściany na korytarzu.
-W takim razie musimy nadrobić zaległości. - puścił mi oko i wyjął tosty.
***
Marco miał racje. Pogoda dziś była fantastyczna, typowo letnia. Słońce świeciło wysoko i nie czułam ani jednego podmuchu wiatru, dlatego zrezygnowałam z kurtki, gdy wychodziliśmy do ogrodu.
Z radością stwierdziłam, że noga nie boli już dzięki lekom i mogę chodzić, przytrzymując się tylko ramienia Tajemniczego. Od teraz nie musiał już nadwerężać kręgosłupa na znoszenie mnie.
-Ładnie tu. - pochwaliłam, zajmując miejsce przy małym stoliczku. Marco postawił na nim lemoniadę i z małej szopy wyciągnął piłkę.
-Niestety to nie ja go projektowałem. Kompletnie nie znam się na roślinach.
-Ja też. - uśmiechnęłam się pocieszająco.
-Więc ... Pierwsze będzie dookoła świata. - zapowiedział, stojąc na środku ogrodu. Nie przebrał się z poprzednich ciuchów, dlatego był jeszcze bardziej przystojny ze skupieniem wykonujący kolejne sztuczki. Za każdą nagradzałam go śmiechem i brawami, od których zaczęły mnie piec dłonie.
Przez ten krótki pokaz zrozumiałam, jak bardzo jest oddany swojej pasji. Był zdeterminowany. Z każdym kolejnym ruchem obserwowałam, jak wielka radość i zaangażowanie, pojawia się na jego twarzy.
-Teraz nie jestem zdziwiona, że paparazzi za tobą łażą. - stwierdziłam z szerokim uśmiechem. Odstawiłam szklankę z lemoniadą i powoli podniosłam się z krzesła. Miałam w głowie dość szalony pomysł, ale nie chciałam zwlekać.
- co ty robisz, Lily ?! - nie byłam świadkiem, kiedy podnosił głos, dlatego wzdrygnęłam się na tę szorstkość. Z prędkością światła zostawił piłkę i podbiegł do mnie, chwytając za biodra. Lubiłam tą sytuację, ale teraz chciałam spróbować czegoś innego.
-Spokojnie. - uśmiechnęłam się i wyrozumiale poklepałam go po piersi. Mięśnie miał niczym stal. -Chciałam z tobą pograć.
-Masz nogę w gipsie. - był wyraźnie rozbawiony moją propozycją, a po wcześniejszej dezaprobacie nie było już śladu.
- Ale tylko jedną.
-Lily ...
-Marco, błagam, tylko spróbujmy.
Zmarszczył brwi.
-Lekarz mówił co innego ...
-Okej. - poddałam się i wyswobodziłam z lekkiego uścisku. - Mój brat jest zły. - mruknęłam bardziej do siebie. Skrzyżowałam ręce na piersi i wydęłam wargę, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
-To podchodzi pod szantaż emocjonalny. - jego męski, ochrypły głos nie maskował rozbawienia, które kryło się gdzieś w nim.
-Dobra. - wyrzucił w górę ręce, a ja podskoczyłam w euforii. - Wygrałaś.
-Tak, jak wczoraj. - przypomniałam z wyższością. Chłopak podszedł do piłki z kamienną twarzą.
-Dawałem ci fory.
-Yhym ...
Przegryzłam wargę, cicho chichocząc.
-Przyjmij !
-Kto wie, może zastąpię cię na emeryturze. - zażartowałam.
-Przestań tyle gadać ! - krzyknął radośnie i sprawie kopnął piłkę, która zatrzymała się pomiędzy moimi nogami. Jak na pierwszy raz poszło mi dość dobrze. Zdrową nogą znów wprawiłam ją w ruch.
Graliśmy tak kilka następnych minut. Bardziej zrozumiałam, jak ciężko gra się na wielkim boisku, jednak Marco był idealny w tej grze. Każde jego kopnięcie było idealnie wyważone, abym bez trudności je przyjęła.
Schody pojawiły się dopiero gdy postanowił mnie zaskoczyć i odegrać się za dwie przegrane. Chciał zaskoczyć mnie kolejnym trikiem, którego wcześniej nie wykonywał, co skończyło się tym, że runął w mały ogródek.
Widząc tą scenę zaczęłam się głośno śmiać aż rozbolał mnie brzuch. Nie przestawałam nawet, gdy blondyn wbijał we mnie twarde spojrzenie mówiące, że natychmiast mam przestać.
-To ... B-było ... Najlepsze. - wydukałam z trudem. Pod powiekami poczułam nawet łzy.
-To nie jest śmieszne ! - rzucił z oburzeniem, podnosząc się.
-Jest.
-Wszystko mnie boli.
-Ego też ?
Zażartowałam, kiedy do ogrodu, tylnymi drzwiami weszła elegancko ubrana kobieta. Torebka ze skóry węża mieniła się w słońcu, a z koka na środku głowy, wystawało jej jedno pasemko.
-Co tu się dzieje, Marco ? - zapytała chłodno, patrząc raz na mnie, raz na niego. Jej spojrzenie było przeszywające i zimne, przez co poczułam ciarki, rozchodzące się po nieokrytej skórze.
Zdecydowanie jej wyniosła postawa zdominowała wszystko w ogrodzie. Przy niej czułam się jeszcze mniejsza niż byłam, zagubiona.
-Trening, mamo - odpowiedział z uśmiechem i zdjął mały ręcznik ze sznureczka. Kompletnie nie przejmował się obecnością kobiety. Nadal był uśmiechnięty i wyluzowany.
Dokładnie wytarł twarz, obryzganą błotem i pocałował kobietę w policzek na powitanie. Ona tylko skrzywiła się i ponownie skupiła na mnie. Pod naciskiem jej groźnego wzroku, spuściłam głowę.
- A ta dama, kim jest ?
-Moją przyjaciółką, mamo. - dyskretnie uśmiechnął się w moją stronę.
-Ach, tak. - westchnęła z pogardą. - Teraz zapraszasz przyjaciółki, a co będzie gdy Ca ...
-Lily, możesz nas na chwilę zostawić ?
Nie pamiętam co usłyszałam pierwsze ... Dziwną wypowiedz kobiety, czy prośbę Marco.
Niepewna i zestresowana pokiwałam głową i utykając powędrowałam do środka. Nie zamierzałam podsłuchiwać, co okazałoby się zbyt niegrzeczne z mojej strony, dlatego wypuszczając głośno powietrze, upadłam na kanapę.
Mimo że minęło już kilka minut, nadal nie mogłam pozbyć się widoku oczu mamy Marco. Sądzę, że gdyby mogły, z pewnością by zabijały, a raczej ten okropny chłód i wrogość, który wtapiał się w brązowy kolor tęczówki. Nie rozumiałam, dlaczego była tak okropnie nastawiona do mojej osoby, ponieważ niczym jej nie zawiniłam, nie mówiąc już o tym, że nawet mnie nie poznała i nie próbowała tego zrobić. Weszła, jak gdyby nigdy nic, zabierając całe powietrze wokół.
Nie chciałam dalej rozmyślać, wiedząc, że doprowadzi mnie to do nikąd. Nigdy nie będę traktowana poważnie przez ludzi, bo mam tak okropną historię. Sam mój wygląd zewnętrzny odstrasza innych, więc dlaczego w tym przypadku miałoby być inaczej ...
Kolejne dziesięć minut spędziłam tępo wpatrując się w ekran telewizora, gdzie leciał właśnie kolejny odcinek Pretty Little Liars, w którym po dwóch latach odnaleziono Alison. Był to bardzo ciekawy seans, dlatego z niechęcią oderwałam wzrok, kiedy do salonu wkroczył Marco i jego mama. Niewiele mogłam wyczytać z jego twarzy, jednak ponownie poczułam się zagrożona, kiedy kobieta usiadła obok mnie na kanapie.
-Chcesz herbatę, Lily ? - zawołał Tajemniczy, będąc już w kuchni. „Ciebie chcę, abyś mnie uratował od tej jędzy !” - krzyczała moja podświadomość, lekko wzburzona takim obrotem spraw. Skarciłam ją za dobór słów i nieco ściszyłam odbiornik.
-Poproszę. - odpowiedziałam grzecznie.
-Co ci się stało ? - zapytała, udając przejęcie, choć jej głos był zimniejszy niż lód.
-Potknęłam się. - szepnęłam zawstydzona.
-Och. - rzuciła zdawkowo. Stwierdziłam, że to koniec naszej konwersacji, dlatego ponownie powróciłam do opowieści o Kłamczuchach. Zaskoczeniem był dla mnie, kiedy kobieta mocno chwyciła mnie za nadgarstek i zwróciła w swoją stronę.
Syknęłam cicho, wpatrując się z przestraszeniem w jej twarz, która była teraz, jak wykuta w marmurze przez najlepszego na świecie rzeźbiarza.
-Posłuchaj, dziewko. - zaczęła groźnie, a mnie przeszły ciarki. -Mój syn ma dobre serce, ale nie nadużywaj go i nie próbuj się zakochiwać. On ma poukładane życie, a ty najwyraźniej nie, skoro sypiasz pod płotami. - zacisnęłam dłonie w pięści, czując przypływającą złość. - To mój syn i choć nie zgadzam się z wielu jego życiowymi decyzjami, musisz go zostawić w spokoju. Jeśli nie sama będziesz żałować, że pozwoliłaś mu wejść pomiędzy twoje nogi. Zabawi się tobą i zostawi, jak Evę. Nigdy cię nie pokocha. - zakończyła swój monolog i używając większej siły, odrzuciła z impetem moją rękę.
Łzy zapiekły mnie pod powiekami. Jak ona mogła zarzucać mi takie rzeczy ?!
Nie mogłam dłużej znieść jej towarzystwa i nikłego uśmiechu na twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że naprawdę mnie przestraszyła.
Zanim Marco zdążył dotrzeć do salonu z dwoma kubkami z parującą cieczą, ja byłam już na schodach. W tamtym momencie nie przeszkadzał mi gips. Musiałam, jak najszybciej, znaleźć się z daleka od tej kobiety.
Przy ostatnich trzech stopniach zabrakło mi siły i powietrza w płucach, gdyż wstrzymywałam łzy.
Przytrzymując się kurczowo poręczy, udało mi się stanąć na równiej podłodze korytarza. Wiedząc, że nie dam rady dojść do swojego pokoju, otworzyłam pierwsze drzwi po lewej. Jak się okazało była to ogromna garderoba, której podłoga wyłożona była jasną wykładziną.
Podeszłam do sofy na środku pokoju i opadłam na nią. Wzięłam kilka głębszych oddechów, aby uspokoić swoje rozdygotane wnętrze i rozejrzałam się dookoła.
Było tu stylowo i nowocześnie, jak w salonie i innych pomieszczeniach tego domu. Jednak imię Eva, wypowiedziane przez mamę Marco, zaszumiało mi w głowie, kiedy dotarłam do wielkiego obrazu na północnej ścianie.
Marco i piękna blondynka.
Oboje uśmiechnięci.
Radośni.
Szczęśliwi.
Ona go przytula.
On jest zadowolony.
Miałam ochotę rozryczeć się i kompletnie nie wiedziałam dlaczego. To było do przewidzenia. Taki ktoś, jak Marco nie żyje w celibacie. Jest przystojny, sławny, bogaty, zabawny i nie ma w tym nic dziwnego, że spotyka się z pięknymi kobietami. Ja taka nie byłam, ale sam uznał mnie za siostrę. To było, jak spełnienie marzeń.
W tej chwili poczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem ja zbyt wiele od niego nie wymagam. Czy nie za szybko rozpoczęłam ten rozdział, ufając mu bezgranicznie.
Lubiłam go.
Podziwiałam.
Uwielbiałam spędzać z nim czas, wiedząc, że nie można się z nim nudzić.
Zauroczyłam się tym sposobem życia.
I czy to aby nie za dużo ? Nawet, jak dla mnie.
-Lily ? - podniosłam głowę na dźwięk jego głosu, ciesząc się w głębi duszy, że nie płakałam. -Co tu robisz ?
-Twoja mama już wyszła ?
- Czyli kryjówka.- uśmiechnął się. -Ale tak, wyszła.
-Co chciała ? - zapytałam.
Marco wszedł do środka i usiadł obok mnie. Zgiął nogi w kolanach i położył na nich ręce. Nawet po wysiłku pachniał cudownie, a jego tatuaże idealnie prezentowały się w tym świetle.
-Nic takiego. - odparł beztrosko.
-Aha.
-Boisz się jej ?
-Co ?!
Udawałam zdezorientowaną.
-Zrobiła ci coś ? Powiedziała ?
-Nie.
-Lily ...
-Mówię prawdę. - odpowiedziałam z naciskiem.
-Okej. - uniósł ręce w geście obrony.
Chwila ciszy między nami okazała się bardzo kojąca, ale ja ją przerwałam, kompletnie zaskakując blondyna:
-Czy to Eva ? - podbródkiem pokazałam na obraz, który wzbudził we mnie dziwne uczucia.
-Nie. - rzucił, zaciskając mocniej szczękę.
-Kochasz ją ?
-Boże, Lily, nie chcę o tym rozmawiać.
-Okej. - przytaknęłam z wyrzutem.
To Eva.
Kocha ją.
Ona wie, że tu jestem ?
Rozstali się ?
-Nie musisz się tym martwić. Jesteś moją siostrą i dopełnię obietnicy.- zapewnił, obejmując mnie ramieniem. Odetchnęłam jakby z poczuciem ulgi i wyraźnie się zrelaksowałam.
Jego statut: to skomplikowane.
Mój statut: chyba właśnie zaczyna mi zależeć i boję się o to co będzie, gdy zdejmą mi to coś z nogi.
--------------------------------------------------------------------
Wiem zawaliłam, ale proszę zrozumcie jestem teraz na studiach i mam dużo egzaminów dodaję rozdziały wtedy kiedy tylko mam czas, wczoraj wieczorem przyjechałam dopiero do domu. Naprawdę przepraszam i liczę na zrozumienie. Pozdrawiam.
PS. BORUSSIA W FINALE PUCHARU NIEMIEC, OGLĄDAŁAM MECZ NA INTERNECIE W AKADEMIKU I PO MECZU PŁAKAŁAM ZE SZCZĘŚCIA, ALE JAKO KIBICOWI POLSKIEJ REPREZENTACJI ŻAL MI ROBERTA, MIMO IŻ NIE PRZEPADAM ZA NIM DARZĘ GO DUŻYM SZACUNKIEM, MAM NADZIEJĘ, ŻE SZYBKO SIĘ WYKURUJE.
Co Ty mówisz? Świetny rozdział :D i cieszę się, że to właśnie Ty dalej piszesz tego bloga.
OdpowiedzUsuńJeżeli masz czas zapraszam na moje opowiadania:
http://lilikuba.blogspot.com/
http://cr7crj.blogspot.com/
Bardzo spodobał mi się blog o CR7 mimo iż nie jestem jego fanką, czekam na kolejne rozdziały u ciebie.
UsuńSuper opowiadanie. Nadrobiłam wszystkie rozdziały. Bardzo trudny temat, ale świetnie się czyta. Z Marco jest fajny gość że tak całkiem bezinteresownie pomaga, a jego matka - szkoda gadać.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny rozdział :)