niedziela, 19 kwietnia 2015

{06} "Przywitaj się z Rudolfem"

"Czuję słońce świecące delikatnie na mojej twarzy,
Wystarczy, że usłyszę twój głos, wiem, że wszystko będzie ok
-John Mamann & Kika - "Love Life"

Wspominałam już, jak bardzo nie cierpię szpitali? Owszem. Gdy w nich jestem, dreszcz przechodzi przez moje ciało, ponieważ wiem, że w tym miejscu widziałam mamę po raz ostatni; czulą się, troskliwą i uśmiechniętą, kiedy szeptała podnoszące na duchu, słowa. Od razu, gdy dowiedziała się o postępującej chorobie, obiecywała, że nawet stamtąd, z góry będzie się mną opiekować. Teraz wiem, że to prawda. Myślę, że to właśnie ona postawiła na mojej drodze tak wspaniałego Tajemniczego. Gdyby nie jego dobre serce, nie miałabym okazji przebywać w jego wypasionym domu, jakiego nigdy w życiu nie widziałam. 
Również i teraz nie leżałabym na lekarskiej kozetce, wpatrując się w biały sufit. Marco mówił za nas oboje, zdając relację z nocnych i porannych wydarzeń. Tak naprawdę po chwilowym zasłabnięciu, poczułam się lepiej, ale i to nie przekonało blondyna, by zrezygnować z wizyty w tej placówce. Zastanawiałam się, czy równie chętny byłby do czekania, gdyby starszy mężczyzna z siwą czupryną na głowie, nie był dobrym przyjacielem jego ojca. 
Potem przyszło to, czego bałam się najbardziej -badanie. Drżałam za każdym ruchem rąk mężczyzny, gdy na początku osłuchiwał moje serce, a następnie sprawdzał stan mojej nogi. Zacisnęłam mocno powieki, starając się odrzucić wspomnienia i powstrzymać łzy. Jakie było moje zaskoczenie, gdy Marco złapał mnie za dłoń, spokojnie głaszcząc kciukiem moje knykcie. Było to takie uspokajające i... Inne. Po tym, jak zachował się w nocy, już się go nie bałam. Sama jego obecność sprawiła, że koszmary nie powróciły, a mi spało się całkiem dobrze. 
-Wygląda to gorzej niż domyślałem się po rozmowie z tobą, Marco. -oznajmił. Powoli uchyliłam powieki, ale jedynie, co ujrzałam to twarz Tajemniczego. Uśmiechał się do mnie ciepło, nadal trzymając moją dłoń, dopóki się nie podniosłam, a on ponownie zajął miejsce naprzeciwko doktora. 
-Co to znaczy? -spytał. 
-Gorączka i omdlenia spowodowane są zakażeniem, które powstało na ranie. Powinna ona być już dawno w gipsie. 
Na jego słowa podniosłam głowę, kończąc wpatrywanie się w sprane trampki i rozdarte spodnie na potrzeby badania. 
-Ale jesteśmy w stanie pomóc bez pobytu w szpitalu. - ciągnął dalej. -Ale po założeniu gipsu będzie potrzebowała opieki. Dziewczyna jest wychudzona, ma niedobór minerałów i wielu innych składników. 
-Zrobię wszystko, by była zdrowa. -oznajmił Marco. Moje serce w jednym momencie urosło tak wielkie, że chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. 
-Tak myślałem. -lekarz uśmiechnął się ciepło w stronę blondyna. Podciągnął rękawy fartucha i wstał z fotela, podchodząc do mnie. - A ty młoda damo musisz w końcu zadbać o siebie. 
-Dobrze. - mruknęłam ledwie słyszalnie, kiwając głową. 
Po kilku chwilach pojawiła się młoda pielęgniarka, która wraz z mężczyzną, rozpoczęła nakładanie gipsu na moją nogę. Z każdą minutą czułam coraz większą niechęć do tego, co miałam nakładane na chorą kończynę; głownie ze względu na ciężar. Mimo twój zbilansowanych posiłków, które dane było mi spożyć, nadal byłam słaba fizycznie, mniej psychicznie. Stało się tak dzięki Marco. Był opiekuńczy w stosunku do mnie i dlatego czułam się bezpieczna, wiedząc, że póki przy mnie jest, nic mi się nie stanie. Na razie nie chciałam myśleć o tym, co będzie, kiedy wyzdrowieje. To nastąpi i dobrze o tym wiedziałam. Co prawda to dwa tygodnie noszenia gipsu na nodze, ale byłam pewna, że z Tajemniczym nie będę się nudzić, a ten czas upłynie zbyt szybko niż bym tego chciała. 
Po zabiegu lekarz wręczył blondynowi receptę, którą chłopak schował do kieszeni, aby wziąć mnie na ręce i zanieść do samochodu. Owszem, protestowałam, ale to nie robiła żadnego wrażenia na upartym Tajemniczym.
-To jakaś nowa moda na bycie tak wychudzonym? - zagadnął wślizgując się na siedzenie obok mnie. Nadal byłam pod wrażeniem tego samochodu. 
-Nie. - rzekłam krótko, odwracając się w stronę szyby. Tym gestem chciałam pokazać, że nie zamierzam ciągnąć dalej tematu mojej wagi. Nie byłam jeszcze gotowa, aby opowiadać komukolwiek o mojej przeszłości. 
-A jak się czujesz? - zapytał, rozluźniając atmosferę. 
-Nie lubię tego. - mruknęłam, a dźwięczny śmiech Tajemniczego wypełnił samochód. Doskonale wiedział, że chodzi mi o gips. 
-Dasz radę, prawie siostrzyczko. - zażartował, puszczając mi oczko. Spuściłam wzrok na swoje dłonie, wyraźnie speszona. Pierwszy raz zachował się w stosunku do mnie tak... Inaczej; jakbym nie była tylko nieznajomą. Mimo to było to nowe i całkiem fajne doświadczenie. 
Nagle zatrzymał się pod niewielkim budynkiem o żółtym kolorze ścian. Spojrzałam pytająco na Tajemniczego, ale on tego nie zauważył, szukając banknotów w małym schowku. 
-Idę kupić leki. - oznajmił, chwytając za klamkę. 
-Ok.- przytaknęłam, na co posłał mi mały uśmiech. 
Wygodniej zagłębiłam się w fotelu, obserwując jak wiatr rozwiewa jego idealnie ułożone włosy, zanim zniknął w aptece. 
Po chwili mój wzrok spoczął na zielonych krzewach, które znajdowały się na środku placu, przeznaczonego do parkowania samochodów, a dokładnie postać ubrana w czarne ciuchy. W dłoniach trzymała duży aparat, którego obiektyw skierowany był na auto Tajemniczego. 
Zamrugałam kilka razy powiekami, jakby sprawdzając, czy to czasem nie sen. Zmarszczyłam czoło oraz nos, nie wiedząc, po jakiego grzyba ten ktoś fotografuje ten samochód. Chce kupić sobie taki sam? 
Moje rozmyślania przerwał Marco, który wszedł do samochodu, rzucając reklamóweczkę z lekami na tylnie siedzenie. Otworzyłam usta, ale nie zdążyłam go o nic zapytać, ponieważ ruszył z piskiem opon. Moje ciało poderwało się do góry, a gdybym nie złapała się deski rozdzielczej, płakałabym z bólu, który powodowany byłby urazem drugiej nogi, kiedy wyleciałabym przez okno. 
-Przepraszam. - powiedział z majaczącym się na ustach uśmiechem, który bardziej ukazywał grymas. 
-Co to w ogóle było? - zapytałam nadal będąc w szoku. Normalni ludzie się tak nie zachowują...
-Paparazzi. - oznajmił bez emocji, wzruszając ramionami.
-Pff. Po prostu pajac chciał ci ukraść samochód. -powiedziałam beztrosko, wpatrując się w mijające drzewa i płynące po niebie chmury. 
-Jestem piłkarzem, Lily. - ślina zbyt szybko spłynęła w dół mojego gardła, gdyż zaczęłam cicho kaszleć, próbując przetworzyć informacje, które mi przekazał. 
Piłkarzem? - moja podświadomość bardzo się zawiodła, krzyżując ręce i wydymając usta. Jędza. 
Jednak nie zamierzałam w to wątpić. Upewniała mnie ta powaga w jego głosie. Nie mógł kłamać. Poza tym właśnie to tłumaczyłoby luksusową dzielnicę, gdzie mieszka w swoim wielkim i nowoczesnym domu oraz super szybki samochód z miękkimi fotelami i miłym zapachem kwiatu wiśni, który wdychałam. 
Mimo to chciałam zniknąć, rozproszyć się w powietrzu, jak wampir pod wpływem światła. Zdecydowanie tutaj nie pasowałam, nie do tego świata. Jestem biedną, jak mysz kościelna dziewczyną, okropnie chudą i tak sam ochydną urodą. Ja i znany piłkarz? Najlepszy joke roku. 
Gdyby tylko Tajemniczy przestałby emanować tą tajemniczością i zdradził kilku szczegółów swojego życia, nigdy nie zgodziłabym się na bycie jego „siostrą” i korzystanie z jego pomocy. Nie tylko finansowej. Dzięki niemu poczułam się lepiej psychicznie. 
-Powiesz coś? -spytał niepewnie, zerkając na mnie, co chwila. W tamtym momencie podziwiałam go za tak podzielną uwagę. Czy on miał w ogóle jakieś wady? 
-Okłamałeś mnie. -mruknęłam cicho. 
-Nie pytałaś o to. -tłumaczył się. 
-Jeszcze dzisiaj zniknę z twojego życia. - oznajmiłam. Od razu odwróciłam się w stronę okna, czując napływające łzy. Wcale tego nie chciałam, ale musiałam to zrobić. Nie mogłam pozwolić, aby ludzie z jego otoczenia stracili do niego szacunek. 
-Nie pozwolę Ci na to. - odpowiedział twardo. Czy można być jeszcze bardziej pewniejszym siebie? 
Dodatkowo jakby na potwierdzenie swoich słów Marco przycisnął guzik, zamykający drzwi. -Jesteś chora. 
-I co z tego? - wyrzuciłam w górę dłonie, ukazując swoją złość. Nigdy nie krzyczałam na ludzi i nie chciałam teraz tego robić. Nie potrafiłam. 
-To, że u mnie zostajesz i na nic te zbędne dyskusje. Mój zawód tu nic nie zmienia. Zdecydowałem się o ciebie zadbać i dotrzymam słowa, dopóki nie odzyskasz odwagi, by wrócić do domu. Musisz mi tylko zaufać. - zakończył, poddając nas ciszy. Długiej i męczącej ciszy. Chciałam ją przerwać, szepcząc ciche „Ufam ci od dawna”, ale zabrakło mi odwagi. Czułam, że to byłoby nieodpowiednie, ponieważ znamy się dopiero od dwóch dni. 
Do końca drogi również się nie odzywaliśmy. Miałam wrażenie, że to było lepsze niż kolejna wymiana zdań, która była zupełnie bezcelowa. Był o wiele silniejszy ode mnie, a bez niego nie dałabym rady nawet chodzić. 
Dodatkowo musiałam przetrawić całą tą sytuację, by podjąć dobrą decyzję, dotyczącą mojego życia. 
-Jesteśmy. - samochód stanął na podjeździe. Marco wyjął kluczyki ze stacyjki, odblokował drzwi i pociągnął za klamkę. Wysiadł z auta i obszedł je, otwierając drzwi od mojej strony. Bez użycia większej siły, dźwignął moje ciało i przeniósł przez próg domu, niczym pannę młodą. 
Wylądowałam na kanapie, okrywając się puszystym kocem. Ponownie poczułam dreszcze, które zwiastowały nadejście gorączki. 
Marco po chwilowej krzątaninie po kuchni, zaparzył mi gorącą herbatę, podając prosto w dłonie wraz z lekami, które połknęłam, a następnie podał pilot, po krótce tłumacząc jego obsługę. 
-Nadal jesteś zła? - spytał, kiedy odbierałam od niego urządzenie. 
-Nie.- rzekłam. - Muszę po prostu pomyśleć. 
-To dobrze, bo muszę wyjść na trening. - odpowiedział z majaczącym się na ustach, uśmiechem. Odsłonił mi ekran dużego telewizora, wędrując do korytarza. 
- A ty? Jesteś zły? - musiałam o to spytać. Do tej pory był taki chłodny. 
-Również nie. - powiedział wesoło. -Przyzwyczaiłem się do siostrzanych foszków. - puścił mi oko, na co nieśmiało się uśmiechnęłam i lekko zarumieniłam. -Ale ciesz się, że ciebie nie zaczepiam, jak ją, kiedy jest wściekła. - zażartował, znikając za powłoką drewnianych drzwi. 
***
Zrzuciłam kawałek koca, okrywającego moje nogi, na podłogę. Gorączka szybko spadła, dzięki lekom, a ja czułam się o wiele lepiej. Było mi odrobinę gorąco i prawie wyczuwałam zapach swojego potu, ale starałam się tym nie przejmować. Nawet, jeśli chciałabym się odświeżyć, bez pomocy Marco nie dałabym rady wstać. 
Chłopak spędzał właśnie już drugą godzinę na treningu, kiedy ja okupowałam kanapę. Byłam strasznie ciekawa, jak odbywa się takie coś. Jednak brak obecności Tajemniczego uświadomił mi, jak wiele traci ten dom bez niego. Jego szeroki uśmiech rozświetla te wnętrza bardziej niż promienie słońca, wpadające każdego ranka przez duże okna w sypialniach. Było tu pusto i nadzwyczajnie chłodno. 
Wyciągnęłam rękę po trzecią muffinkę, nadal wpatrując się w ekran przede mną. Te ciastka po prostu rozpływały się w ustach. Nie było słów, by opisać ich smak. Jakby i tego było mało, idealnie pasowały do popołudniowych seansów. Byłam pod wrażeniem wielkości telewizora i wspaniałej, jakości, wyświetlanego w nim, obrazu. Żywe kolory oddawały każdą, najmniejszą emocję. Bardziej sprawdziło się to w przypadku programów przyrodniczych, od których zaczęłam, a zakończyłam poszukiwania na serialu „Z kamerą u Kardashianów”. 
Nagle drzwi otworzyły się ze świstem. Szybko dokończyłam ciastko z malinową marmoladą w środku, wytarłam, kąciki ust i odwróciłam się w stronę blondyna. 
-Hej. - przywitał się, odkładając torbę treningową na podłogę. 
-Jak było na treningu? - spytałam z uprzejmością. 
-Jak zwykle. Bieganie i jeszcze więcej biegania. - zaśmiał się dźwięcznie, biorąc duży łyk wody mineralnej z butelki. 
-To chyba dobrze. - uśmiechnęłam się nieśmiało. Ponownie naciągnęłam na siebie koc, aby blondyn nie miał żadnych zastrzeżeń i powróciłam do serialu, gdyż skończyła się przerwa reklamowa. 
-A tobie, jak minął dzień? - zapytał. Pomiędzy dialogami bohaterów, usłyszałam, jak przechodzi do kuchni. 
-Dużo edukacji. - odpowiedziałam, nie patrząc na niego. To prawda. Telewizor Tajemniczego posiada wiele fajnych programów, dzięki którym mogłam się czegoś dowiedzieć. Brakowało mi tego. Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, chętnie słuchałam wielu ciekawostek, które opowiadali nam nauczyciele i kompletnie nie rozumiałam tych, którzy gardzili tak ciekawymi lekcjami. 
-Wspaniale, że się nie nudziłaś. - rzekł. - I byłaś grzeczna. 
-Trudno być niegrzeczną, kiedy masz gips na nodze i nie możesz chodzić. 
-Znam ten ból. - przyznał. - Ale kontuzje to nie to, o czym na razie chcę rozmawiać. Co powiesz na niespodziankę? 
-Jaką? - gwałtownie, odwróciłam się w jego stronę. 
-Pozwiedzamy Dortmund. - oznajmił z uśmiechem. 
-Przecież... Ja... - nie mogłam się wysłowić, kiedy znalazł się obok mnie. Przesunął talerz z babeczkami na środek stolika i uklęknął obok kanapy. 
-Druga niespodzianka czeka na dworze. - odparł tajemniczo. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale uciekł z nich tylko cichy i wesoły pisk, bo Tajemniczy dźwignął mnie do góry. Puchowy koc upadł na podłogę, a ja instynktownie chwyciłam się jego szyi. 
Na dworze zrobiło się bardziej przyjemnie niż było rano. Owszem powiewał lekki wiaterek, unosząc moje włosy, ale i to dodawało optymizmu. 
Samochód Marco stał bliżej domu, co było zaskakujące, ponieważ blondyn zwykle parkował na swoich ulubionym miejscu, w cieniu ogromnego drzewa. Zrozumiałam jego zamiary dopiero, gdy posadził mnie na masce swojego auta. Kiedy ja zakładałam swoją kurtkę, on otworzył tył samochodu, a po chwili postawił obok mnie nowy wózek inwalidzki. 
-O nie... - jęknęłam, wiedząc, co to oznacza. 
-O tak! - krzyknął optymistycznie. - To jest twój nowy przyjaciel. Przywitaj się z Rudolfem
-Marco. - prychnęłam śmiechem. Złość na niego, którą chciałam czuć, nigdy nie dotarła, witając się z moim organizmem. Może i był bogaty, ale nie mogłam pozwolić, by kupował coś tak drogiego. I to dla mnie. - Niestety nie polubimy się z Rudolfem. Musisz go oddać. - oznajmiłam poważnie. 
-Dlaczego? - zdziwił się. 
-Nie chcę, żebyś wydawał na mnie swoje pieniądze. 
-Lily, naprawdę mam ich dużo i mogę sobie na to pozwolić. - zapewnił, uśmiechając się. -Piłkarze zarabiają dość dużo. 
-W takim razie oddam ci. - nie potrafiłam się poddać. Czułam się nie fair i nie chciałam by ktoś pomyślał, że zwyczajnie go wykorzystuję. 
-O na pewno nie! - zaprotestował z oburzeniem. -Dobra, porozmawiamy o tym później, - poprawił się ze zrezygnowaniem, widząc moją groźną miną. Starałam się by taka wyszła. 
Uśmiechnęłam się szeroko i w triumfie zeskoczyłam z maski, czego od razu pożałowałam. Noga zaczęła mnie okropnie boleć. Straciłam chwilowo równowagę i nie zdążyłam się niczego złapać. Przygotowywałam się już na bolesny upadek, ale on nigdy nie nadszedł. 
Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę, że bardzo mocno zaciskałam powieki. Miało mnie to chronić przed łzami, które pojawiłyby się, gdybym usłyszała kolejne łamanie się kości. 
Jedynie, co widziałam to idealna twarz Marco, z wyraźną zmarszczką dezaprobaty na czole, która zasłaniała mi słońce i większość chmur. Cholera. Był bardzo blisko i na dodatek trzymał mnie za biodra. Musiałam być w ogromnym szoku, gdyż nie zareagowałam wzdrygnięciem, krzykiem, a nawet łzami, czując dotyk mężczyzny na moim okrytym ciele. 
-Nadal sądzisz, że Rudolf jest ci nie potrzebny? - uniósł brwi ku górze. Zastanawiając się nad odpowiedzią, przejęłam inicjatywę i po chwili stałam już o własnych siłach. 
-Okej, Rudi. Ale nie licz na moją miłość. - zażartowałam, na co Marco również się uśmiechnął, ukazując rząd białych zębów. Zarumniłam się lekko, kiedy jego dłonie umiejscowiły się na uchwytach, przymontowanych do wózka. Niedawno były tam... Na mojej skórze. 
Nagle poczułam się dziwnie zakłopotana, dlatego szybko i nieporadnie, wsiadłam do auta.
Samochód Tajemniczego łagodnie przemierzał kolejne ulice. Byłam tak zajęta podziwianiem architektury, iż nie zwracałam uwagi na to, co mówi Marco na ich temat. Dodatkowo towarzyszyła nam fajna muzyka, wypływająca z głośników. Co jakiś czas chłopakowi zdarzało się coś zanucić, na co uśmiechałam się szeroko, nadal wpatrzona w szybę. 
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od romańsko-gotyckiego Kościołu Mariackiego, następnie Stary Rynek w Bielefeldzie. Na koniec zostawiliśmy Westfalenpark. Podróż w towarzystwie Marco okazała się cudownym pomysłem. Ciągle coś opowiadał, a ja chichotałam jak nastolatka. Dodatkowo był opiekuńczy, prowadząc mnie na wózku. O tak, przekonałam się do Rudolfa. 
Pomiędzy wielkimi drzewami w parku, przebijały się promienie słońca, docierając do ławki, na której spoczywał Tajemniczy. Ja stałam obok podziwiając kwiaty w kolorach tęczy. 
-Podobało ci się? - zagadnął, beztrosko opierając się o oparcie drewnianej ławki. 
-Nawet nie wiesz jak. - uśmiechnęłam się szeroko. To było najlepsze popołudnie w moim życiu. 
-To dobrze, siostro. - powiedział wyraźnie z siebie zadowolony. -Opowiesz mi coś o sobie? 
Zamarłam na chwilę. Serce zaczęło mi mocnej bić, a oddech stał się płytki. 
-Nie jestem zbyt interesująca. - odparłam deprymująco. Chciałam go zniechęcić do dalszego wypytywania, ale jednocześnie ten moment zbliżał się nieubłaganie. 
-Skoro tak... - westchnął. Odchylił głowę w tył, nakierowując ją w stronę ciepłego słońca. Miałam wrażenie, że chłopak poczuł się urażony, dlatego postanowiłam zareagować, bo cisza między nami zaczęła być strasznie krępująca. 
-Moja mama zmarła kilka dni temu. - oznajmiłam, spuszczając wzrok na swoje dłonie. -Głownie, dlatego wyjechałam. 
-Przykro mi. -wyszeptał ze współczuciem. Czułam, że to mówił prawdziwie. 
Zadrżałam, kiedy jego dłoń umiejscowiła się na moim ramieniu, co miało dodać mi otuchy i w jakiś sposób zachęcić do wyrzucenia z siebie tych wszystkich emocji. 
-Nie była dla mnie tylko matką, ale i przyjaciółką. Najlepszą. Rozumiała mnie w każdej sytuacji. - zalała mnie fala ciepła na te wspaniałe wspomnienia. - Tęsknię za nią. 
-Wiem, co czujesz, Lil. - powiedział. Jego ton był taki smutny, dlatego podniosłam wzrok. - Miałem brata. Zginął w wypadku samochodowym... 
*** 
Czy to możliwe, aby po jednej rozmowie poczuć się tak wolną i oczyszczoną? Chyba tak. 
To popołudnie, spędzone na ławce, pozwoliło mi wyrzucić z siebie te nieprzyjemne emocje. To, co wydarzyło się w życiu Marco, sprawiło, że poczułam do niego jeszcze większą więź. Oboje byliśmy zranieni przez życie, tylko on jakoś sobie z tym poradził. Ja nadal walczę. 
Po powrocie do domu, ponownie zaległam na kanapie, a Marco zrobił herbatę oraz popcorn. 
-Masz ochotę zagrać w FIFĘ? - zapytał, zajmując miejsce obok, po tym jak podał mi kubek z parującą cieczą. 
W duchu dziękowałam Radkowi, że zdąży mnie wtajemniczyć w tego typu gry. Był ich pasjonatem i chwalił się każdą, którą kupował po wypłacie. Przestał dopiero, gdy zakład, w którym pracował, zbankrutował, a on musiał szukać nowej pracy. 
-Jasne. - zgodziłam się wesoło. Upiływszy łyk herbaty, odstawiłam kubek na stolik i odebrałam urządzenie od Tajemniczego. 
Przez całą grę byłam okropnie podekscytowana i bawiłam się jak małe dziecko. Nigdy dotąd nie udało mi się być tak beztroską i wyzwoloną. 
-Wygraaaaaałam! - krzyknęłam radośnie, kiedy na ekranie telewizora pojawił się wielki napis, kończący mecz. 
Marco zmarszczył brwi. 
-Dawałem ci fory
-Po prostu nie możesz się przyznać do porażki. - pokazałam mu język. 
- Nie pyskuj ze starszym bratem. - żachnął się. 
*** 
Po emocjonującym meczu obejrzeliśmy jeszcze jeden film, który wybrał Marco, a następnie blondyn zaniósł mnie do mojej sypialni. 
Po umyciu twarzy i zębów, położyłam się na łóżku, naciągając na siebie kołdrę. 
Byłam okropnie zmęczona dzisiejszymi wrażeniami. Miałam już zamknąć oczy, kiedy do pokoju wszedł uśmiechnięty Marco, trzymając pod pachą poduszkę i koc. 
Zaintrygowana obserwowałam chłopaka, kiedy ułożył rzeczy na podłodze, zdjął koszulkę, ukazując umięśniony brzuch, na którego widok zrobiło mi się dziwnie gorąco, a po chwili zabrał taką samą pozycję, jak moja. 
-Co ty robisz? 
-Śpię. -odparł. -Muszę cie pilnować, by nie skończyło się kolejnym atakiem, jak wczoraj. 
-Będzie cię bolał kręgosłup. 
-Dam radę. -zapewnił, puszczając mi oczko. 
Przewróciłam się na plecy i cicho jęknęłam. 
-Jesteś piłkarzem i musisz dobrze spać. 
-Tu jest naprawdę wygodnie. -zapewnił, klepiąc poduszkę. 
Zdecydowanie za bardzo się dla mnie poświęca... 
-Chodź tu. - poklepałam miejsce obok siebie. Tajemniczy spojrzał na mnie zaskoczony, ale kiedy zrozumiał, o co mi chodzi, niczym wygłodniały tygrys rzucił się na łóżko. 
-Tylko bez... 
-Wiem. - zaśmiał się. 
Przez kilka chwil przyglądałam się sufitowi, a kiedy stwierdziłam, że Tajemniczy znajduje się w odpowiedniej odległości, zamknęłam oczy.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

WITAJCIE!! POPRZEDNIA AUTORKA BARDZO PROSIŁA WAS ABYŚCIE  ODWIEDZALI JĄ NA JEJ NOWYM BLOGU:
                                                        
                          SERCE CZY ROZUM?

7 komentarzy:

  1. Super piszesz. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super że to właśnie Ty będziesz kontynuować to opowiadanie ;)
    Pozdrawiam Lena. Cudownie się czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę widząc takie miłe słowa. W sobotę wieczorem lub w niedzielę będzie 7 rozdział.

      Usuń
  3. Łał :)
    Cudowny.
    Kiedy następny ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać w środę wieczorem, przepraszam za nieregularność, ale proszę o zrozumienie. Obecnie jestem na studiach i mam egzaminy.

      Usuń
  4. Ukaże się dzisiaj rozdział? :) :)

    OdpowiedzUsuń